#2 // Rose

292 30 8
                                    

Wierciłam się na łóżku w oczekiwaniu na to, aż drzwi do sypialni się otworzą. Ashton co wieczór przed snem przychodzi tu na chwilę, niby po piżamę, ale to tylko pretekst. Często zdarza mu się spać i bez niej.

Starałam się wrócić myślami do dnia, w którym zasypiałam przy chłopaku spokojnie. Okazało się to niemożliwe. Strach towarzyszył mi zawsze, jednak nie zawsze miał on ten sam powód.

Wiedziałam doskonale, że Ash cierpliwie na mnie czeka.

Oczywiście nic nie będzie już takie samo - zabił człowieka. Widok upadającego blondyna z przed kilku tygodni dawał ostry wycisk moim myślom i zszarganym nerwom.

Miałam dość użalania się nad jakąś sytuacją, o której mało co wiedziałam.

W zasadzie to tylko jeden oczywisty fakt. Ktoś włamał się do domu i próbował mnie zabić, jednak sam przepłacił życiem.

Czułam, że ta sprawa ma jakieś drugie dno. Nikt nie wpieprza się do cudzego domu od tak i nie planuje go zabić.

Pomimo strachu jaki nieustannie odczuwałam, paraliżującego mnie doszczętnie, blokującego logiczne i trzeźwe myślenie, wiedziałam, że to mój Ashton, ten, który kocha innych bardziej niż samego siebie.

Drzwi do sypialni otworzyły się, a mój natłok bezsensownych myśli nareszcie się skończył. Poderwałam się szybko do pozycji siedzącej, z jednym planem w głowie, który nie miał prawa nie wypalić.

Ashton wszedł powoli ze spuszczoną głową, jak zahipnotyzowany.

Wyglądał okropnie. Zapalona lampka nocna, rzucała nieprzyjemny cień na zapadnięte kości policzkowe. Skóra była blada i wyraźnie przesuszona. Przyjemne delikatne wargi chłopaka miały teraz odcień krwistoczerwony - strasznie je poranił. Nie miałam ochoty patrzeć na jego tors, bo wiedziałam, że będę mogła zacząć liczyć jego żebra.

Podszedł do komody stojącej na przeciwko łóżka i zmniejszając prędkość swoich ruchów do tępa żółwia, zaczął szukać w niej czegoś. Otwierał pojedyncze szafki, robiąc przy tym sporo hałasu. W mojej głowie znowu zaczął krzyczeć jakiś chojrak, który nie pozwalał mi otworzyć ust. Przyglądałam się tylko, nie mogłam nic więcej zrobić. W końcu dotarł do jednej z szuflad i wyciągnął z niej białą, znoszoną, damską koszulkę. Moją koszulkę. Oparł się o mebel. Westchnął ciężko, miętoląc w dłoni kawałek materiału.

Ten widok całkowicie złamał mi serce.

Wbrew moim obawom, zerwałam się z łóżka i podbiegłam do niego. Stanęłam w bezpiecznej odległości, czekając, aż Ash na mnie spojrzy.

Nie musiałam jednak czekać na to długo.

Wyrwał się z letargu i objął moje policzki swoimi ogromnymi, lodowatymi dłońmi. Patrzał w moje oczy tak, jakby próbował zajrzeć w głąb moich myśli. Zbliżył powoli twarz do mojej, opierając wargi na moim czole. Przyciągnął mnie do siebie, oddychając płytko. Nie protestowałam. Przeniosłam dłonie na jego nagie plecy, delikatnie drapiąc je paznokciami. Szybkie bicie serca ukochanej osoby uspokajało mnie i pozwalało poczuć się beztrosko.

Brakowało mi tego uczucia. Tego przyjemnego ciepła drugiego ciała ukochanej osoby. Nie ma nic innego, co mogło by naładować nową siłą człowieka, to jedyna opcja.

Czułam jednak maleńki dystans, który nadal utrzymywał się pomiędzy nami. Było to okropnie męczące uczucie, a jeszcze gorsza była niepewność, czy zdoła się ten dystans pokonać.

-Ash - szepnęłam miękko. - Zostań dzisiaj ze mną na noc, proszę - powiedziałam, odrywając się od niego i patrząc głęboko w jego piwne oczy.

Zaczął powoli kiwać głową. Wyglądał jak mały chłopczyk, który właśnie przeprosił mamę za to, że coś zbroił.

-Zostanę - wyszeptał równie spokojnym tonem co ja i ponownie objął mnie rękoma.

*

Leżałam wtulona w potężny tors Ashtona. Bawił się pojedynczymi kosmykami moich blond włosów i co jakiś czas dawał mi czułe buziaki. Wszystko wydawało się być w porządku, tylko jeden drobny szczegół nie pozwalał mi zasnąć.

-Ash? Kim był ten człowiek?

-Skąd mam to wiedzieć? Nie znam takich szaleńców, Rosie - powiedział w pełnej powadze, starając się zachować jak najnormalniej, jednak coś w jego oczach mówiło, że skłamał.

-Ashton, nie wiem czy wiesz, ale kłamstwa są jak pociski. - Usiadłam na łóżku, aby móc mieć z nim lepszy kontakt wzrokowy. - Kiedy wychodzą na jaw, szybko tworzą zadrę w naszym umyśle i tak samo jak po strzale i wbitej kuli w ramię zostaje blizna, tak samo w pamięci pozostaje kłamstwo.

-Skąd wiesz, że skłamałem? - Spojrzał na mnie zdziwiony. - Z resztą.. Nawet nie odpowiadaj. Skłamałem. Tak. Znałem tego człowieka. To był Luke Hemmings - powiedział grobowym tonem i zacisnął szczęki, jakby wymówienie tych dwóch słów sprawiło mu ból.

Czekałam, aż jego wyraz twarzy odrobinę złagodnieje, po czym znowu położyłam się obok niego.

Gdybym dała sobie spokój zaraz po otrzymaniu odpowiedzi, to byłoby zbyt banalne.

Teraz muszę dowiedzieć się kolejnego szczegółu.

Kim u licha jest Luke Hemmings?


CRIMINAL BOYFRIEND PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz