Kolację zjadłam w swoim pokoju. Całe szczęście, bo, gdybym próbowała to zrobić w towarzystwie Dylana, pewnie wszystko by mi w gardle stanęło. Musiałam jednak obiecać, że przyjdę koło ósmej do tego baru. I tak nie miałam innego wyjścia. Z jednej strony myślałam o tym, żeby spróbować utopić rzeczywistość w alkoholu, ale z drugiej, wolałam zachować trzeźwość umysłu w obecności Ducha. Zwłaszcza po tym, co mi powiedział. Nie miałam pojęcia, co mogło mu przyjść do głowy. Choć do czasu wykonania zadania powinnam być bezpieczna. Teoretycznie. Bo praktycznie uważałam, że ten człowiek powinien egzystować w zakładzie zamkniętym.
Parę minut przed ósmą opłukałam twarz zimną wodą, wzięłam kilka naprawdę głębokich oddechów i zeszłam do tego baru. Wystrój korespondował z resztą hotelu. Dominowała stal, szkło i mocne, jaskrawe kolory. Duch wybrał chyba najbardziej schowany, zaciemniony stolik, w najciemniejszym kącie, jaki był tam dostępny. Usiadłam na fioletowej pufie, możliwe daleko od niego i usiłowałam się uspokoić.
- Denerwujesz się - bardziej stwierdził, niż zapytał - Dlaczego?
Bo siedzę przy jednym stoliku z psychopatą.
- Bo... nie wiem po co tu przyszłam - wydusiłam z siebie
- Chcesz coś zamówić? - przed nim stała szklanka z whisky. Znienawidzę ten trunek.
- Nie. Dlaczego tu siedzimy? - powiedz, co masz powiedzieć, zróbmy, co mamy zrobić i niech ja sobie stąd pójdę
- Czekamy na kogoś.
- Co? Na kogo? Jake mi nic...
Dylan uniósł jeden kącik ust w ironicznym uśmiechu.
- Czekamy na Twoją... to znaczy moją... ofiarę.
Przymknęłam oczy. Żaden z nich nie żartował. Oni naprawdę chcieli zabić dwie osoby, a ja miałam im w tym pomóc. Mój plan B musiał zacząć nabierać kształtów w mocno przyspieszonym tempie. Problem polegał na tym, że nie miałam nawet planu A.
Jeszcze dwa dni. Za dwa dni, mama wyjedzie do kliniki. Jake straci przynajmniej ten argument.
- Wiesz dlaczego wybrałem ten zawód? - dobiegło w pewnym momencie do moich uszu
Płatny morderca. Wybrał. Ten. Zawód. Jakim cudem jeszcze go nie zamknęli w jakimś psychiatryku?
Nie. Nie chciałam wiedzieć dlaczego. Niestety, nie bardzo mogłam przestać słuchać. Jeśli liczyłam, że ze względu na mój brak reakcji, Dylan przestanie mówić, myliłam się.
- Bo zawsze to lubiłem - co? Zabijanie? Resztkami sił woli powstrzymywałam się od rzucania mu przerażonych spojrzeń. Choć moja klatka piersiowa unosiła się już w zdecydowanie szybszym tempie, niż zwykle - W dzieciństwie to były myszy, potem koty... Wiesz jak umiera człowiek? - zawahał się chwilę - Strzelanie w zasadzie jest mało zabawne. Zbyt skuteczne. Jedyne wyzwanie, to jakieś ciekawe miejsce, z którego strzelasz, trudności w namierzeniu celu i takie tam. Duszenie. O, to coś zupełnie innego.
On mówił dalej, a ja zdałam sobie nagle sprawę z tego, że... mówi z prawdziwą pasją! Natychmiast przypomniałam sobie słowa Marthy. On naprawdę lubił zabijać. W co ja się wpakowałam? Moja mieścina, klub Luki, nawet Jake wydawały mi się teraz czymś całkiem swojskim i przyjemnym. Wszystko było lepsze od tego psychopaty, naprzeciwko którego siedziałam!
- Kiedy człowiek się dusi, życie uchodzi z niego stosunkowo powoli. Oczywiście mówimy o odpowiednim nacisku, sile i tak dalej. To prawie, jak sztuka.
Zabijanie. Jak sztuka. Zaczynałam zastanawiać się czym jeszcze, poza fotelem, mogę zabarykadować drzwi mojego pokoju.
- To jest fascynujące, wiesz? Najbardziej wtedy lubię patrzeć człowiekowi w oczy. Tam najlepiej widać, jak życie z niego uchodzi. Jak gasną.

CZYTASZ
Luca. (Zakończone. Będzie korekta)
Mystery / ThrillerGdy okazało się, że na operację mojej matki potrzeba dosłownie milionów monet, myślałam, że już gorzej być nie może. Los postanowił jednak udowodnić mi jak bardzo się mylę. Jedna decyzja sprawiła, że za jednym zamachem postawiłam na szali życie swoj...