Krew wszędzie, strzały wszędzie! Co to będzie? (5)

4.4K 217 64
                                    

Kwiecień, 1942, Warszawa

Dotarliśmy do parku.

Na miejscu już czekali na nas przyjaciele. Gruby, Rudy, Zośka, Irka, Buzdygan i nawet Anoda raczył się zjawić.

-Serwus! - uśmiechnęłam się, a wszyscy mi odpowiedzieli. - Jak się macie? Co porobimy? - Usiadłam po turecku na świeżej trawie i wdychałam powoli jej piękny zapach.

-Skoki! - Wzniosła się radosna Klara.

-Skoki? - zapytałam zdziwiona i spojrzałam na Alka. On odwrócił wzrok. Na sobie miał białą koszulkę bez rękawów i zwykłe spodenki. Jego czupryna była jak zawsze rozwiana.

-Tak. Ja sędziuję. - Wyszczerzył się Janeczek, który wdział ubrania na zimę.

-Nie za zimno ci? - Dopiekł mu Alek, na co Rudy wystawił mu język.

-Dzieci. - Prychnął Zośka, przewracając stronę w książce.

-Jestem starszy - burknął Maciej i wydymał usta, ale znowu się uśmiechnął.

-Ale tylko ja i Tadeusz mamy tu mózgi - zauważyłam, a reszta się zaśmiała.

Zupełnie nie wiedziałam z czego.

Powiedziałam tylko prawdę.

-Dobra. Tam jest lina. - Irka wskazała na biały sznur, który jest przymocowany do dwóch konarów drzew. - Naszym zadaniem jest jak najwyżej skoczyć. - Mówi, szczerząc się.

-Alek wygra. - Prycham, patrząc na chłopaka, który przyjął dumną postawę.

-Nie, dopóki Rudy sędziuje - dodał Zośka, nie odrywając wzroku od tekstu.

-Coś ty, nie będę chamem. Tak trochę - zaśmiał się Janek, pocierając złowrogo dłońmi.

-Niedoczekanie - wywrócił oczami Aleksy i założył rękę na rękę.

-Ja tam ci kibicuję - uśmiechnęłam się do Alka i dałam mu buziaka w policzek.

-Widzicie? Poleczka mówi, że wygram, to jest już to pewne! - mówi dumnie.

Po cichu podeszłam do Rudego.

-Stawiam dwie dychy na Anodę - szepnęłam, wciskając mu pieniądze do ręki.

-Naprawdę? Ja daję pięć dych na Irkę. Raz doskoczyła prawie do mojego balkonu - odszepnął, dając mi wyznaczoną kwotę.

-Dobra. Zakład. - Odeszłam, śmiejąc się.

Alek, Irka i Buzdygan kłócili się, kto jest najsilniejszy.

-Alek - rzekłam, podchodząc do nich - Jest najwyższy, najlepiej zbudowany i starszy. A wy jesteście młodsi i mizerni. - Spojrzałam na nich znacząco.

Irka westchnęła.

-Doskonale wiesz, że lubię mieć rację - jęknęła i załamała ręce.

-Wiem, wiem. - Machnęłam ręką, na co ona wywróciła oczami.

Cała Klara.

-Dobra, nie sterczymy, tylko skaczemy! - Alek potarł dłonie, a reszta mu potaknęła.

Rudy stanął przy linie, trzymając zeszyt, a potem spojrzał na mnie znacząco.

Pokiwałam głową.

Pierwszy miał skoczyć Gruby.

Rozpędził się, a potem oderwał się od ziemi.

Cóż, ze względu... na jego posturę nie podskoczył wysoko, a raczej wpadł w linę.

Zanim umrę za młodu || Maciej Aleksy DawidowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz