Jeszcze tylko chwila i będę na miejscu, mówił sobie w myślach Martin Hanson, siedemnastolatek, który jedyne o czym myślał, to o wyrwaniu się od swoich starych. Miał wrażenie, że zaczynali już coś podejrzewać – po co ich syn wychodzi codziennie późnym wieczorem z domu do Sama. Zrozumieliby, gdyby robił to raz na jakiś czas, ale każdego dnia? Mało brakowało, a matka kazałaby mu zostać w domu. Obstawszy przy swoim, Martin pokazał jej zeszyt Sama i napomknął o jutrzejszym sprawdzianie z matmy.
– Pożyczyłem go, bo sam nie rozumiem tego zagadnienia – przekonywał. – Miałem zamiar mu go dzisiaj oddać, ale całkiem wyleciało mi to z głowy. Przynajmniej nie jest jeszcze za późno.
Clare, jego matka, dała się przekonać, aczkolwiek miała pewne wątpliwości. Uznała jednak, że porozmawia z nim o tym później, i to w obecności ojca. Mimo wszystko cieszyła się z bliskiej przyjaźni Martina z Samem, miała dobry wpływ na niego.
Sam Crosswell mieszkał parę przecznic od Hansonów, więc odległość nie była za duża. Chodzili razem do tej samej klasy, przyjaciółmi byli praktycznie od zawsze. Sama Clare przyjaźniła się z jego ojcem, Garrym, którego bardzo często widywała na przerwach w pracy. Oboje pracowali w centrum handlowym w Hometown, z tą różnicą, że Garry Crosswell jako ochrona, a ona w jednej z jadłodajni. Rozumiała też, że Martinowi nic nie groziło od strony Sama. Jego przyjaciel rozumiał, przez co przechodził i starał się go zawsze wspierać.
Zadowolony, choć lekko zestresowany, Martin wyszedł z domu. Jeszcze chwila i będę na miejscu, mówił do siebie. Tak naprawdę nie zamierzał iść do Sama. Nie odwiedził go od dobrych kilku miesięcy, a zeszyt z matmy, który pokazał matce, choć należał do Sama, był używany w podstawówce. Cieszył się, że udało mu się wcisnąć jej kit. Jedyne, czym teraz musiał się przejmować, to szybkim dotarciem nad jezioro. Miał tam ważne zadanie do zrobienia.
Chłopak biegł przed siebie, co chwilę spoglądając na godzinę na ekranie smartfonu. Do 22:00 zostało 7 minut. Jeśli się pospieszy, zdąży na ostatnią chwilę, może nawet będzie minutę wcześniej. Sprawdzał co jakiś czas, czy nadal ma w kieszeni rzecz, która mu będzie potrzebna. Pistolet. Wczoraj odebrał go jednej osobie, z którą musiał się zmierzyć. Udało mu się, chociaż został zraniony w ramię. Na szczęście matka nic nie zauważyła, miał na sobie kurtkę, nie miała jak zauważyć.
Przebiegł przez pierwsze parę przecznic, po czym musiał zatrzymać się na skrzyżowaniu. Pieprzone światła, pomyślał. Paru kierowców spoglądało z ciekawością na niego. Co sobie pomyśleli? „Ach, ta dzisiejsza młodzież, nic tylko non stop z tymi telefonami"? A może lufa pistoletu wysunęła mu się z kieszeni kurtki? Albo samo wybrzuszenie sugerowało obecność broni? Martin lekko przerażony spoglądał to na ekran smartfonu, to na sygnalizację świetlną. Zegar na ekranie blokady z Deadpoolem na tapecie pokazywał 21:57. Ni chuja, nie zdążę. Jak zwykle cały świat przeciwko mnie.
Zielone światło. Martin zaczął biec ile sił w nogach, o mało nie wpadając na pobliski słup. Miał do pokonania jeszcze niemały kawałek drogi, ale był bliżej celu, niż dalej. Pot z czoła spływał mu prosto w oczy, wywołując niemiłe uczucie pieczenia. Miał właśnie do pokonania nieco dłuższy dystans pod górkę. Wiedział, że gdyby matka go nie zatrzymała, zdążyłby z palcem w nosie. W ten sposób jednak prawdopodobnie postawiła na nim krzyżyk.
21:59. Martin zauważył przed sobą zarys jeziora. Uszczęśliwiony przyspieszył, dał z siebie wszystko, tak że pan Woodland, nauczyciel wychowania fizycznego w liceum, postawiłby mu z dumą piątkę za ten bieg. Był już coraz bliżej, lada chwila miał przebiec przez ulicę. Usłyszał klakson. Gdyby nie zauważył nadjeżdżającego z lewej strony tira, byłoby po ptakach. Na szczęście w odpowiednim momencie się zatrzymał.
CZYTASZ
Quest
Mystery / ThrillerW Hometown dochodzi do tajemniczych zgonów nastolatków. Przyczyny są nieznane, a z dnia na dzień przybywa coraz więcej ofiar. Dziennikarka Rose Grant postanawia zająć się całą sprawą. Okazuje się, że wszystkie ofiary grały w tę samą grę, w czasie tr...