Objęłam dłońmi niekształtny, kolorowy, ręcznie robiony kubek wypełniony gorącą herbatą z cynamonem i goździkami, po czym posłałam kelnerce uśmiech wyrażający czystą satysfakcję.
— Mamy nową dyniową latte, na pewno się nie skusicie? — zapytała, wbijając we mnie ciepłe, ciemnobrązowe tęczówki i uśmiechnęła się zachęcająco. Od pewnego czasu byłam jednym ze stałych klientów ich małej, uroczej kawiarni przy wąskiej, brukowanej uliczce niedaleko Starego Miasta, dlatego chętnie zasypywała mnie informacjami na temat nowości i świeżo pieczonych danego dnia ciast.
Z całego serca uwielbiałam to miejsce za jego klimat i charakterystyczny, unoszący się w powietrzu zapach kawy, drewna i starych, zakurzonych kartek. Na prawo od wejścia znajdowała się wykonana z ciemnego drewna lada wraz z wielkim ekspresem do kawy w stylu vintage, a ścianę naprzeciwko zdobiła pokaźna kolekcja literatury klasycznej, starannie poukładanej na drewnianych półkach. Na każdym z niewielkiej liczby stolików paliła się aromatyczna świeca, a zwisające z sufitu kolorowe lampki sprawiały, że za każdym razem nie miałam ochoty stamtąd wychodzić.
— Pewnie się skusimy — odparłam, lekko zażenowana swoją bardzo słabą siłą woli, szczególnie w kwestii kawy i słodyczy. — Gdy Haley przyjdzie, damy znać.
— Dzisiaj trochę się spóźnia, co?
Zerknęłam na owinięty wokół mojego nadgarstka zegarek i wyrzuciłam ręce w bok na znak, że nie mam pojęcia, co się dzieje z moją przyjaciółką, którą poznałam kilka miesięcy temu przez Internet.
Nasza znajomość zaczęła się bardzo niewinnie. Przypadkowo trafiłam na forum książkowych szaleńców, którego była członkiem, a potem z dnia na dzień wymieniałyśmy coraz więcej wiadomości i książkowych rekomendacji. Początkowo celowo nie zdradziłyśmy sobie nawzajem żadnych danych osobowych, jedynie imiona. Obecnie wiedziałam, że tak, jak ja, mieszka w Edynburgu, ma nieznośnego brata bliźniaka i jest w wieku mojej siostry. Spotykałyśmy się w każdą niedzielę po południu, o tej samej porze i w tym samym miejscu, wymieniając przy okazji tytułami, które jako wprawione mole książkowe zdążyłyśmy pochłonąć w trakcie ostatnich siedmiu dni.
Drzwi wejściowe gwałtownie się otworzyły i do środka wpadła wysoka, ciemnowłosa nastolatka o najpiękniejszych zielonych oczach, jakie w życiu widziałam, schowanych za okularami w modnych oprawkach. Dostrzegła mnie przy jednym ze stolików i błysnęła białymi zębami. W kilku krokach znalazła się tuż przy mnie i mocno owinęła ramiona wokół mojej szyi. Jej proste, ciemnobrązowe włosy jak zwykle pachniały truskawkami, na co mimo woli na moje usta wpłynął rozczulający uśmiech.
— Spóźniłaś się, koleżanko — wyrzuciłam z siebie, na co odkleiła się ode mnie i ciężko opadła na krzesło naprzeciwko.
— Były straszne korki — wyjaśniła skruszona, na co ostentacyjnie westchnęłam. — Chciałam wysiąść z samochodu i pójść piechotą, ale moje płuca nie chciały dzisiaj współpracować, więc musiałam kisić się na siedzeniu.
Jak zdążyłam się dowiedzieć na naszym poprzednim spotkaniu, Haley chorowała na nadciśnienie płucne, które jak na razie oprócz zwolnienia z WF-u i zadyszki przy wejściu po schodach nie sprawiało jej większych problemów, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że stan jej zdrowia w każdej chwili mógł się pogorszyć, a w najgorszym wypadku wymagać przeszczepu płuc. Na samą myśl o tym, przez co musiała przechodzić ściskało mnie serce.
— Jesteś chora, dlatego ci wybaczam. Ale następnym razem nie będę tak pobłażliwa. — Pokiwałam oskarżycielsko palcem, na co posłała mi cyniczny uśmieszek.
— I bardzo dobrze. Już ci mówiłam, że nienawidzę, gdy ktoś patrzy na mnie tylko przez pryzmat mojej choroby. To strasznie irytujące! Nie chcę pobłażania.
CZYTASZ
True Beauty - PREMIERA 11.10.2023!💜
Novela JuvenilFryzurę zawsze można zmienić, charakter niekoniecznie Louise Barlow to szesnastolatka z introwertyczną naturą, przekonana, że im więcej dobra wyśle w świat, tym więcej do niej wróci. Kocha książki, seriale, naukę oraz święty spokój. Nie może go jedn...