Noc otulała wszystko na co spoglądał okrągły księżyc. Każda roślina, każda istota, każdy plusk rzeki-one wszystkie stawały się uległe srebrnej tarczy nocą, a złotej za dnia. Zdawało się, jakby cały świat, miał być teraz pogrążony w błogim śnie, który koił spokojem i obiecywał nierealne wydarzenia, które miały nigdy się nie dopełnić, ale czy wszystkie? Czy każda z tych mar napewno była piękna? Bez wyjątku nieosiągalna?
Gdzieś cisza nie była zupełnie sama, a sen został przepędzony. Trzepot czarnych skrzydeł, zatrzymany pozłacanymi prętami zdobionej klatki, rozniósł się, budząc róże okalające sklepienie i drobne ptaki, które drzemały wśród nich, a teraz zerwały się do lotu i wymknęły się przez okno jakby to była najprostsza na świecie rzecz. Blondwłosy młodzieniec klęczał na marmurowej posadzce, z dala od miękkich i ciepłych poduszek. Duże, lecz delikatne dłonie oparte były o zimny metal i tylko one mogły zaznać wolności, poza więzieniem. Jedynym towarzyszem anioła był księżyc, który potrafił wspaniale słuchać, ale nigdy nie odpowiedział na żadne z pytań, ni historii nie snuł. Nie podzielił się żadnym ze swoich snów, które musiały być najwspanialsze, takie jakich nikt nigdy nie wyśni. Poza księżycem, była tylko jedna osoba, która nie traktowała go jak kolejną figurę, czy obraz, albo trofeum, a mimo to traktowała go jak dzieło sztuki, ale teraz jej nie było od... Stalowy chrzęst klucza w zamku starych i niewielkich drzwi w rogu sali sprawił, że blondyn momentalnie zdawał się odżyć. Wstał, a jego skrzydła ponownie wzburzyły wszechobecny kurz i niemal zgasiły drobny płomyczek tlący się na szczycie świecy trzymanej przez zakapturzoną postać.
-Hoseok! - Anioł krzyknął podekscytowanym szeptem, wiedząc, że nie może wywołać zbyt wielkiego hałasu. Wtedy jego przyjaciel musiałby uciekać, a on znowu zostałby sam i schłostany za wybudzenie ze snu króla, albo jego małżonki.Owa postać ściągnęła kaptur, a światło ze świecy pozwoliło więzionemu młodzieńcowi ujrzeć szeroki uśmiech.
Hoseok odstawił ostrożnie świece i stanął tak blisko klatki jak tylko mógł, żeby wsunąć dłonie do środka i ułożyć je na policzkach blondyna, którego oczy jak zwykle szkliły się przez szczęście i rozpacz.
-Jestem, Taehyung.. Przepraszam, tak długo czekałeś.- Jego palce muskały bladą, od braku słońca, skórę z taką delikatnością, jakoby miała skruszeć niczym cienka porcelana. -Ojciec wysłał mnie poza granice, ale wróciłem.- Szeroki uśmiech powoli ustąpił ponurej minie. Przestraszony tym faktem blondyn niemal całym ciałem oparł się o kraty i ujął w dłonie jedną z tych rudowłosego, jednocześnie niekontrolowane próbując użyć skrzydeł, jakby to miało pomóc mu się magicznie znaleźć z drugiej strony. Niestety wywołało jedynie ból, kiedy wrażliwe kości zadzwoniły o bezlitosną, pozłacaną stal, jednak Taehyung starał się zignorować przeszywające uczucie i skupić całą uwagę na osobie za którą się stęsknił.
-Cieszę się, że jesteś! To wcale nie było tak długo... wiesz ile żyje, więc czym jest dla mnie miesiąc czy dwa? - Przystawił dłoń człowieka do ust i do serca, które biło jak w każdej żywej istocie. To ono sprawiało, że było się czymś więcej niż pięknym kwiatem na łące, czy pluskiem strumienia. Dzięki niemu można było kochać, wybaczać i mieć nadzieję.
-Nigdy nie przestałbym na ciebie czekać, więc dlaczego nie cieszysz się, że się widzimy?-Obaj wpatrywali się w siebie, przypominając sobie wzajemnie swoje rysy i utrwalając je w pamięci na jak najdłuższy czas następnej rozłąki, a miał on się okazać wiecznością, kiedy Hoseok wyjął z kieszeni dwa klucze. Odsunął się, żeby obejść klatkę dookoła i otworzyć ją z drugiej strony. Kratowane drzwi otworzyły się pierwszy raz odkąd zostały zatrzaśnięte na dobre... A przynajmniej tak właśnie myślał Taehyung, aż do tej chwili.
__________
Anioł był uwięziony, jak najdroższy kanarek, odkąd tylko Hoseok sięgał pamięcią. Jego ojciec, potężny król, zamknął go wraz z innymi trofeami, kiedy wojska i lud pod jego władzą wygrały wojny z niebieskimi istotami, które były zbyt dobre by rozlać krew zachłannych i pysznych ludzi, a te które to poczyniły-upadły. Blondyn był jednym z nich. Jego skrzydła czerniały za każdym razem, kiedy zabił człowieka, aż stały się zupełnie ciemne niczym noc. Nie mógł wrócić do miejsca które uważał za dom, więc ukrywał się wraz z garstką równie potępionych aniołów. W każdym z nich rósł nieprzystający im gniew i chęć zemsty, aż przyszła na to okazja. Niestety każdy jego przyjaciel zginął i jedynie on się ostał. Z początku był wdzięczny za darowane życie, jednak nie wiedział, że w rzeczywistości wolałby wtedy zginąć niż żyć przez lata jak rzucony w kąt stary rupieć. Zapewne dawno już oszalałby w takim miejscu, gdyby pewnego dnia nie pojawił się ten mały chłopiec, który uciekając przed matką, nieświadomy obecności anioła, prześlizgnął się między kratami i zaczął stroić miny do przerażonej rodzicielki, bo wiedział, że dorosła osoba nie dałaby rady się przecisnąć. Jednak po chwili śmiech przerodził się w płacz, a krzyk królowej poniósł się przez wszystkie korytarze i komnaty. W tamtej chwili chłopiec musiał być przerażony, kiedy z huśtawki pod sufitem zleciała na niego masa czarnych piór i zagrodziła mu wszelką drogę ucieczki. W tamtej chwili Hoseok miał prawo być przerażony, bo Taehyung nie mając nic do stracenia, myślał o uśmierceniu malutkiego księcia na oczach matki, żeby przypomnieć o swojej obecności i o tym, że nie powinni go tak zlekceważyć. W tamtej chwili anioł patrząc w zapłakane oczy małego chłopca, przypomniał sobie, że nie jest potworem i, że choćby wściekły był na króla i jego wojska, to nie mógł wyrządzić krzywdy drobnemu, niewinnemu dziecku. I w tamtej właśnie chwili, darując mu życie, zyskał jedynego towarzysza i przyjaciela, który w przeciwieństwie do księżyca był strasznie głośny i rozgadany... I który ciekawski przychodził coraz częściej, a między nimi budowało się niezwykłe zaufanie i więź, których nikt nie mógł im odebrać. Była to miłość, choć miłość nie ciągnięta pożądaniem, czy karmiona pocałunkami, a miłość lojalna i oddana, która zdawała się być najpiękniejszą i sprawiała, że nie można było znaleźć dwóch bardziej wiernych sobie osób.
__________
Z początku cofnął się wręcz o parę kroków, nie będąc pewnym o co właściwie chodzi, ale kiedy tylko Hoseok wszedł do środka to rzucił się na niego i objął. Przytulał go tak zachłannie, jakby nigdy już miał nikogo nie dotknąć, choć w rzeczywistości był jedynie spragniony takiego dotyku. Pierwszy raz miał możliwość przytulenia swojej jedynej już rodziny, swojego przyjaciela. W końcu mógł poczuć ciepło osoby, którą tak kochał i która tak jego kochała. Z trudem powstrzymywał łzy, a jego ciałem targał niekontrolowany szloch, aż puścił księcia i cofnął się parę kroków, upadając kolanami na poduszki i zanosząc się żałosnym płaczem. Nie wiedział czy czuł szczęście, czy płakał ze strachu... może nawet rozmyślał o tym, żeby uciec stąd i nigdy więcej nie pokazać się na oczy nikomu, jednak czuł się skuty niewidzialnym łańcuchem, który nie pozwalał mu zrobić nic, poza kuleniem się i zawodzeniem, a każdy wie, że anielski płacz należy do najbardziej rozrywających serce.
-Shoosh, Tae! - Chłopak o miedzianych włosach zaraz kucnął i na powrót ujął w ramiona roztrzęsione ciało blondyna. -Obudzą się wszyscy, straże zabiorą mi klucze, a ojciec zniszczy je i wyślę mnie na stałe poza granice. -Starał się go uspokajać, gładząc miękkie włosy i bujając się z nim jak matka chcąca przepędzić płacz dziecka.
-Przepraszam... Przepraszam... - Taehyung był w stanie wyłkać tylko to jedno słowo, kiedy próbował się uspokoić i zapewne krztusiłby się dalej własnymi łzami, gdyby gładkie dłonie nie zmusiły go do uniesienia głowy i spojrzenia w oczy koloru herbaty. Zdawały się ciemne niczym pióra w skrzydłach blondyna, jednak ciepłe światło wydobywało z nich bursztynowe odcienie, które tak dobrze odzwierciedlały szlachetność Hoseoka.-Myślałem, że się ucieszysz.
-Cieszę się! Naprawdę się cieszę, ja... Ja tylko nie mogę w to uwierzyć.. Jestem taki szczęśliwy, że mogę cię obejmować i opierać głowę na ramieniu...
-Nie cieszysz się, że możesz uciec? Nikt cię nie zatrzyma, mógłbyś zbiec nawet w tej chwili, nikt do południa, conajmniej, nie zorientowałby się, że zniknąłeś!
Taehyung jedynie pokręcił głową i ocierał łzy z policzków, które unosiły się teraz przez szczery uśmiech.
-Nie chce uciec, póki mam ciebie... Bez ciebie zostanę zupełnie sam. Czyich historii bym słuchał? Kto przynosiłby mi słodycze, mimo, że wiedziałby, że nie potrzebuję posiłku do życia? Nikt nie jest dla mnie bardziej wyjątkowy... -Blondyn nachylił się bardziej, tak, że nosy ich obu dzieliły milimetry. Nie spuszczał swych błękitnych jak niebo oczu, które utonęły w ciepłej głębi oczu księcia. Odgrodził ich obu od świata, tak jak przy ich pierwszym spotkaniu.
-Pamiętam tego małego chłopca który wbiegł do mojej klatki wiele lat temu. -Uśmiechnął się i trącił swoim nosem ten Hoseoka, wywołując cichy chichot obu stron.
-A ja pamiętam wściekłą bestie, która zamieszkiwała te klatkę i była gotowa zabić każdego człowieka, a jednak zlitowała się nad zasmarkanym dzieckiem.
Rozbawiony i spokojny śmiech anioła został stłumiony ciepłymi wargami drugiej osoby. Z początku Taehyung zamarł, jednak zamknął oczy i oddał się czynom Hoseoka, który ostrożnie napierał na niego, zmuszając do położenia się na plecach.
Blondyn żył tak długo, a jednak dopiero teraz poznawał to uczucie. Uczucie prostej miłości. Miłości, która spotykała każdą istotę. Nie było to już coś czystego, czy wyniosłego. Leżąc w ukurzonych poduszkach, czuł jak rośnie w nim ciepło powodowane miękkimi, a zarazem nieco szorstkimi wargami królewskiego syna. Hoseok jednak nie chciał odbierać wszystkiego, bo wiedział, że wtedy czułby jeszcze większą pustkę, kiedy jego anioł odejdzie, a musiał odejść do rana. Tego dla niego chciał. Nie mógł już patrzeć na męki ukochanej istoty w takim miejscu. Złota klatka mogła być piękna, obsadzona kwiatami i wyściełana poduszkami i futrami, ale jednak nadal była więzieniem dla anioła. Powiedzenie o kanarku w złotej klatce mogło wziąć się właśnie stąd.
Hoseok odsunął się od blondyna, składając ostatni pocałunek na bladym czole i ułożył się w jego ramionach, czując pod sobą miękkie i ciepłe pierze ze skrzydeł.
-Musisz odejść Taehyung. Proszę cię. -Atmosfera nieco spoważniała, kiedy niebieskooki chłopak zauważył zdeterminowaną minę księcia.
-Chcę z tobą zostać... Nawet jeśli resztę dni miałbym spędzić w tej klatce, to chcę tu zostać... -Sam nie do końca wierzył, że takie słowa padły z jego ust. Każdej nocy śnił o wydostaniu się z klatki, o byciu wolnym i ucieczce gdzieś daleko, a kiedy w końcu dostał swoją szansę i księżyc postanowił spełnić jego pragnienia, zaczął się bać. Wahał się, nie wiedział jak może być na zewnątrz, ile aniołów jeszcze żyje, gdzie się chowają i czy przyjęliby upadłego brata o skrzydłach czarnych jak smoła. Ani jedno pióro nie ostało się białe, tak wiele przelał ludzkiej krwi.
Koniec części pierwszej
_____________________________________________________________________________
Hej, mam nadzieję, że pierwsza część przypadła wam do gustu, ponieważ planuję jeszcze jedną lub dwie ^^
Każde słowo jest naprawdę znaczące! Zostawcie po sobie jakiś ślad~
CZYTASZ
Angels deserve to die
FanfictionCóż mogę powiedzieć? Nigdy nie umiałam zrobić opisu, więc można się tu spodziewać wszystkiego.