Rozdział 6: List

298 42 13
                                    

Po tym jak tylko moje rany zasklepiły się mogłem wrócić na treningi, które musiałem odpuścić nie chcąc pogarszać swojego stanu. Chciałem jak najszybciej pozbierać się po ostatniej przygodzie. Ciężko było mi zaakceptować lecz nie miałem innego wyjścia jak powstrzymać się przed wszystkim. Dodatkowo mój zdrowy rozsądek toczył zawziętą walkę z mym sercem. 

Od tamtej sytuacji wprowadzono warty na wieży obserwacyjnej i o dziwo każdy patrol nie kończył się niepokojącymi sygnałami. Dlatego niby spaliśmy spokojnie choć z tyłu głowy mieliśmy świadomość, że może nadejść coś z czym możemy nie dać sobie rady. 

Sam też siedziałem wypatrując między drzewami choćby cienia, którego mogłem nazwać nieprzyjacielem. 

Wieczory stawały się coraz zimniejsze, a niedokładnie zaklejone dziury w punkcie obserwacyjnym wpuszczały do środka chłodne powiewy wiatru. Dlatego też siedząc z kocem na ramionach w środku nocy popijałem gorącą herbatę z termosu, który jakiś czas temu przyniósł mi Kai. 

Znowu nic, żadnych fałszywych alarmów, żadnych nieprzyjaciół na horyzoncie. Dlatego gdy tylko przybył mój zamiennik mogłem bez najmniejszych oporów wrócić do łóżka, gdzie po raz kolejny miałem spać sam.

~~

Kolejny dzień spędziłem go w towarzystwie Jimina i Tae. Rozmawiając dosłownie o głupotach jedliśmy spokojnie śniadanie, ciesząc się swoim towarzystwem. Zjedliśmy razem każdy posiłek pochłaniając dobrą atmosferę niczym gąbki. A to tylko dlatego iż wiedziałem, że niedługo będę musiał ich opuścić.

Uśmiech gościł na mej twarzy choć była to jedynie maska, za którą kryła się cała prawda. Strach, który mieszał się z bólem nie chciał mnie opuścić ani na krok. Lecz w moim mniemaniu podjąłem słuszną decyzję. Czy byłem głupi? Oczywiście, że byłem. Patrząc z logicznego punktu widzenia skazywałem się na misje samobójczą. Ale czy wtedy moja miłość miała by sens? Czy to czym darzyłem Hoseoka byłoby prawdziwe? Gdybym się poddał to na pewno nie byłoby to szczere uczucie, bo patrzyłbym na swoje dobro. A tak ryzykując życie chce dowiedzieć się czy to był naprawdę on. Można mnie nazywać wariatem i całkowicie się z tym zgadzam, bo oszalałem na punkcie miłości do jednego mężczyzny.

Wróciłem do siebie dopiero wieczorem, gdzie mogłem przygotować się do podjętej decyzji. Podchodząc do szafy zastanawiałem się co mi będzie potrzebne. Nie mogłem przecież iść tak bez planu zwłaszcza, że blisko do tamtego miasta nie było, więc piesza wędrówka odpadała. Nie mogłem wziąć też samochodu, bo to byłoby mega samolubne z mojej strony. Dlatego musiałem postawić na starego crossa, który znajdował się w garażu. Nie był to najcichszy motor, dlatego postanowiłem go odpalić jak już odejdę na bezpieczną odległość. Swoją głupotą nie będę narażał innych.

Wyciągnąłem w końcu plecak, by zapakować do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciałem brać ich zbyt wiele, bo za duże obciążenie jedynie będzie mi przeszkadzać. Dlatego postawiłem na butelkę wody, trochę jedzenia, broń i ewentualne jakiś bandaż w razie czego. Choć musiałem to wszystko zdobyć zanim zacznę to wszystko pakować. 

Wyślizgnąłem się do naszej stołówki i tyle z tego było dobrego, że tam nie musiałem się nikomu tłumaczyć po co mi takie zapasy. Oczywiście nie brałem zbyt dużo, a jedynie tyle by przetrwać najwyżej 2 dni. Dopiero później będę się martwić resztą. A że też nie pochłaniałem tyle pożywienia co typowy mężczyzna to tym bardziej nie musiałem się martwić. 

Z załatwieniem bandaża miałem podobnie. Odkąd Jin popełnił samobójstwo to w pokoju medycznym panowała całkowita cisza. Nikt tam nie przebywał chyba, że ktoś nabawił się jakiegoś urazu. 

Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że tak łatwo idą mi przygotowania to mojej podróży. Nikogo po drodze nie spotkałem, więc też uniknąłem niepotrzebnych pytań i przenikliwych spojrzeń. Najbardziej bałem się reakcji Sehuna, którego i tak musiałem poinformować o tym co miałem zamiar zrobić. Gdybym powiedział mu to prosto w twarz to już mógłbym się żegnać z moimi postanowieniami. Dlatego postawiłem na list, w którym mu to wszystko wyjaśnię. 

Po spakowaniu wszystkiego odetchnąłem z ulgą gdy okazało się, że plecak wcale nie jest taki ciężki jak przypuszczałem. W końcu im mniejszy balast tym lepiej. 

Teraz już mogłem czekać, aż wszyscy pójdą spać by w spokoju opuścić naszą bezpieczną przystań. Choć w spokoju to za dużo powiedziane. Musiałem jeszcze uniknąć konfrontacji z osobą, która akurat będzie w wieży obserwacyjnej. Mimo, iż dwór skąpany był w głębokiej czerni to księżyc pozwalał na dostrzeżenie jakiegokolwiek ruchu. Dlatego musiałem pilnować się podwójnie by nie dać się złapać. 

Pierwszym punktem było bezszelestne przedostanie się do garaży co na szczęście nie było wielkim wyczynem, ze względu na pogrążonych w głębokim śnie ludzi. Choć kto tam wie, kto tak naprawdę oddał się w ręce Morfeusza, a kto dalej czuwa ja jawie odpoczywając. 

Będąc już w na miejscu wyciągnąłem crossa, który chwilę temu leżał pod jakąś zakurzoną plandeką.

Czyli najłatwiejszą część już miałem z głowy, a teraz przyszedł czas na ujawnienie swoich umiejętności kamuflażu, by uciec niezauważonym. Nie było to proste, a nawet to było cholernie trudne. Czułem cały czas na karku oddech niepowodzenia, ale musiałem wziąć się w garść. 

Dosłownie z duszą na ramieniu kroczyłem tuż przy murze, by tylko móc zlać się z ogarniającym nas mrokiem. Oczywiście zerkałem w stronę wieży, gdzie nieśmiało palił się mały płomyk świeczki. Byłem przez to w lepszym położeniu, bo widziałem w którą stronę jest obrócony strażnik. 

- Jeszcze trochę... - szepnąłem sam do siebie z nerwów, przesuwając się dosłownie kilka centymetrów na minutę. Musiałem tylko wyjść poza teren bazy, a resztę zrobiłyby za mnie drzewa, które swoimi koronami zasłoniłyby wariata, który idzie ratować swoją miłość.

Każda sekunda była dla mnie jak wieczność, a z całego stresu na moim czole zaczęły pojawiać się kropelki potu. 

- Skup się - mówiłem wręcz bezgłośnie dodając sobie tym samym otuchy - robisz to dla Hoseoka

Gdy tylko brama była na wyciągnięcie ręki odetchnąłem z ulgą, lecz wcale to nie sprawiło, że straciłem na czujności. O nie~ byłem wręcz jeszcze bardziej uważny niż dotychczas przez całe swoje życie. Rozejrzałem się powoli po całym placu, by ponownie skupić swoją uwagę na strażniku, który teraz rozglądał się stojąc przy szybie.

"Poczekaj" mój głos rozbrzmiewał mi w głowie, dając każdej możliwej komórce w mym organizmie do  zrozumienia, że muszą być w pełnej gotowości na szybki ruch, który miał niedługo nadejść. Dlatego też gdy tylko na chwilę strażnik zniknął mi z oczu, to pędem rzuciłem się do wyjścia. To były dosłownie ułamki sekund, a powodowało to u mnie taką palpitacje serca, że byłem skłonny umrzeć w tym momencie. 

Ale udało się! Przedostałem się niezauważony, miałem ochotę krzyczeć z radości jak dziecko, które otrzymało wymarzony prezent. Lecz ja swojego jeszcze nie otrzymałem, dlatego właśnie po niego jadę.

~~

Rano gdy słońce próbowało przebić się przez ciemne chmury, Sehun spojrzał na kawałek papieru, który leżał na jego biurku. Nie należał do niego, gdyż zawsze ważne dokumenty chował by były bezpieczne w szafce. Dlatego też bez oporów sięgnął po list i po pierwszych słowach już wiedział co się święci.

"Przepraszam lecz niestety nie mogłem postąpić inaczej... Bo to jest miłość, której jeszcze nie utraciłem"

- Pieprzony Yoongi - powiedział chcąc być zły, ale nie mógł. Bo na jego miejscu zrobiłby dokładnie to samo.



////

Ahhh dodałam już opisy opowiadań, bo niestety... nie jestem zbyt cierpliwym człowiekiem by tak długo nie móc się pochwalić swoimi nowymi pomysłami xD

Mam tylko nadzieję, że przypadną wam one do gustu i że ktokolwiek będzie miał ochotę je przeczytać xD 

Tak, więc miłego dnia/po południa/wieczoru/nocy czyli wtedy kiedy to czytasz <3 

UNDEAD 2 |[myg + jhs]|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz