Ardreth siedział w sali biesiad, otoczony innymi przynależącymi do zakonu, czas upływał powoli, na zabawie, spożywaniu jadła i.. przebłysk, który pojawił się w umyśle mrocznego elfa uzmysłowił mu, że tym razem to jego czeka wyprawa, świadom jednocześnie faktu, że musi być to coś nietuzinkowego, jeśli został do niego wyznaczony osobiście. Mężczyzna wstał z dębowego krzesła udając się do sali trosk, gdzie czekał nie mieszek, a mała skrzynka, z zdobionymi okuciami, powoli podszedł i otworzył, wyjął list, załączony do zlecenia, tymczasowo nie przejmując się znajdującym się tam złotem..
"Uniżenie proszę, Ciebie czcigodna bogini, oraz was jej umiłowane dziecięta, o zakończenie mych trosk, złowroga siła ciąży tak nade mną, jak i nad moją rodziną, magnat, właściciel wielkiej konfederacji kupieckiej, którego zaloty odrzuciła ma ukochana córa, powoli odbiera nam wolność życia, kawałek po kawałku, chcąc wziąć ją siłą i podstępem, a wiec wraz z tym datkiem upraszam was uniżenie, o oddech i zniwelowanie mojej troski.. ,,
-Hm, czyli na następnej stronie, będzie to co mnie interesuje, opis celu.. - mruknął pod nosem czytając list, i odwrócił go na drugą stronę..
"Imię oraz nazwisko: Eras Meran
Pochodzenie: Miasto handlowe Empron
Wiek: 39 Lat
Rasa: Nomad
Zamieszkały w dworze, nieopodal siedziby konfederacji kupieckiej Enra"
Elf skinął głową sam do siebie, gdy skończył czytać ubogi opis celu, udał się niezwłocznie w kierunku swoich sypialni, w których znajdowali się jego zwierzęcy towarzysze, Arrat "Nuet" oraz Virrex "Nare" -Nuet, Nare, do mnie, czeka nas dłuższy spacer.. - Powiedział opierając się o framugę drzwi do sypialni, mając uzbrojenie ze sobą wcześniej nie brał niczego więcej ze swoich komnat, jednak udał się w głąb siedziby, do zbrojowni, pomieszczenia wypchane po brzegi uzbrojeniem i małymi niuansami do pracy zabójcy. Rozglądał się dłuższą chwilę po pomieszczeniu, ostatecznie decydując się zabrać ze sobą kilkanaście sztuk noży do rzucania, garść wytrychów oraz dwie liny z hakami, większość wyposażenia skrzętnie umieścił w bagażach, dostosowanych tak by mogły być przenoszone przez Virrexa. Tak przygotowany mężczyzna ruszył w stronę sali dróg, portal został skalibrowany nim mężczyzna zdążył się przygotować, więc pozostało mu jedynie przejść przez niego, i zacząć tropienie celu. Gdy pojawił się w zagajniku nieopodal bram miasta, rozejrzał się wpierw wokoło siebie, wysokie mury, zrobienia na blankach, strażnicy uzbrojeni po zęby, oraz pełno patroli przechodzących przez główną ulicę, co było widać przez bramę już z tego miejsca-Szlag, zapowiada się ciekawe zlecenie - Mruknął pod nosem, niezbyt zadowolony z tego faktu, narzucił na uzbrojenie płaszcz, poprawił sztylety wsunięte za materiał podbijanej skórzanej kurtki i udał się w stronę miasta, zostając zatrzymany przez strażników.. -Gdzie! To nie miejsce dla przybłęd, my już się znamy na takich jak Ty, nie masz tu czego szukać, zmiataj! - Odburknął strażnik, który zdawał się być tym wyższym rangą, z racji na lepszą jakość uzbrojenia, grymas na jego twarzy dodatkowo zdradzał że nie przepada za swoją pracą-Wybacz Panie, jestem podróżnym najemnikiem, nie szukam problemu a noclegu, nie zabawię w mieścinie długo, mówią mi Zealren - Odpowiedział, siląc się na przyjazny spokojny ton, z lekkim ukłonem, licząc ze choć ta część zadania przebiegnie bez szwanku Strażnik obdarzył go nieufnym grymasem, pojawiającym się na twarzy, zmierzył go wzrokiem, spoglądając na bestię za jego ramieniem. -To Virrex, jest wytresowany, oraz posłuszny, nie sprawi problemu - Dodał na prędce Ardreth, gdy zauważył spojrzenie strażnika uciekające za jego plecy. Młodszy stażem, oraz wiekiem strażnik westchnął widząc całą sytuację -Pett, puść go, i miejmy już spokój, jak coś spierdoli najwyżej skończy w lochu.. - Rzucił młodszy mężczyzna, w kierunku pierwszego strażnika-Niech Ci będzie Mex, leź Zealren, byle szybko żebym twojej gęby nie musiał dłużej oglądaćArdreth ukłonił się w geście podziękowania i wszedł do miasta, rozglądając się po jego ulicach, szukając jakiegoś punku zaczepienia, mając zamiar oprzeć się o stary schemat, zlokalizować dom celu, rozpocząć obserwacje, ustalić schematy jakimi przebiega dzień w jego domostwie, oraz życiu, i określić najpewniejszy sposób wyeliminowania celu, takie cele usnuły się w głowie mrocznego Elfa. Rozglądał się chwilę w około, starając się ustalić dobry kierunek, nie trzeba było dużo czasu aby zobaczyć wielki gmach, stojący na drugim końcu miasta, jak zakładał przy morzu, tam też skierował się Ardreth, mijając malownicze ulice miasta, ciasne od gwaru i ulicznego hałasu, nauczony doświadczeniem, nadstawił ucha, a być może dowie się czegoś ciekawego o swoim celu, tak też trafił na dwójkę mężczyzn, o aparycji zbira, to też stanął przy straganie nieopodal nich, udając zainteresowanie zdobniczą sztuką kowalską na wystawie..-Mówię Ci, widziałem jak ten Paniczyk Eras, wychodził gdzieś w nocy, tylnym wyjściem z tego swojego kurwidołka, ale go zgubiłem, uciekł mi pierdolony szczur.. trzeba sie na niego zasadzić, mówię Ci, obrobimy go, i bedziemy bogaci, co ty na to Trens? - Rzucił półszeptem, do swojego rozmówcy jeden ze zbirów, drugi zaś ewidentnie powoli przetwarzał to co usłyszał-A jak okaże się że ma skurwysyn ochronę, ale ich nie zauwazyłeś? Połamią nam gnaty i tyle z tego będzie.. nie pisze sie na to, wole już drobne rozboje, mniej koron ale żyć - Odpowiedział poddenerwowany rozglądając się czy nikt nie zwraca na nich uwagi, sądząc że więcej ciekawych rzeczy się nie dowie, Ardreth podziękował kupcowi, ostatecznie nic nie nabywając i ruszył dalej.-Tylne wyjście z siedziby konfederacji, trzeba będzie rozejrzeć się za dogodnym miejscem do obserwacji.. - Mruknął do siebie Elf, idąc dalej, choć jego uwagę rozproszył krzyk wydobywający się z tłumu na placu przed nim -Demon! Powiadam wam, Eras Meran jest demonem! Widziałem na własne oczy jak pożera człowieka! - Wydarł się ktoś z tłumu, nawołując do publicznego linczu na nomadzkim kupcu, jednoczesnym celu Ardretha, więc też zatrzymał się spoglądając w tamtą stronę, widać było kordon osobistej straży, ustawiony wokoło bogato ubranego mężczyzny, o oliwkowej cerze i długich blond włosach opadających na ramiona-Więc to jest Eras.. - Powiedział pod nosem Ardreth, opierając się o ścianę budynku przyglądając się całej sytuacji z bezpiecznej odległości Przed szereg krzyczących ludzi wyszedł mężczyzna, w lekkiej skórzanej zbroi, oraz złotem zdobionym ostrzu, ściskając w dłoni uniesionej ku górze medalion Fel -Jeśliś człekiem, niech osąd wyda bogini wszechrzeczy! Wybierz śmiałka który zdecyduje sie za Ciebie walczyć jeśli zwycięży przyznam żeś człek, tak jak i ludzie za mną, jeśli zaś polegnie poddasz się naszemu sądowi - Wykrzyczał z przekonaniem o prawości swych słów w głosie mężczyzna, rzucając nieme wyzwanie kupcowi, jakoby miało to mieć jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość.. Tłum był rządny nie tyle co sprawiedliwości co krwi, ludzie buczeli, krzyczeli, i podkręcali napiętą atmosferę -Ten który stanie do pojedynku, z tymże oszczercą zostanie przeze mnie nagrodzona, po przybyciu do siedziby konfederacji! Zakończmy tą farsę! Więc kto stanie w szranki z pierwszym mieczem kościoła Fel znajdującego się w tym mieście!? Ardreth jedynie uśmiechnął się pod nosem, dodatkowy zarobek, zbliżenie się do celu, legalne przeszpiegowanie siedziby Erasa, lepiej zdarzyć się nie mogło, takimi wnioskami pchnięty do działania skinął na Virrexa oraz Arrata by te pozostały w miejscu i leniwym krokiem udał się w kierunku gawiedzi, coraz bardziej pożądającej krwawego pojedynku, podpartego wyimaginowaną sprawiedliwością, rozbawiającą w duchu Ardretha do łez-A jak wiele, jesteś w stanie zapłacić, jeśli oczyszczę Cię z zarzutów pojedynkiem? - Zapytał kupca mroczny Elf, odrzucając kaptur. Nomad patrzył na niego przez chwilę, jakby badał wzrokiem czy ten jest w stanie wygrać pojedynek z pewnym siebie mężczyzną, żądnym jego krwi. Gdy minęła chwila, trwająca dla jednych sekundy, dla innych godziny Eras zabrał głos-Niech będzie, moim czempionem będzie najemnik, jak mniemam, jeśli wygrasz stawisz się w siedzibie konfederacji. - Powiedział zakładając ręce na pierś, stając wraz z kordonem strażników na uboczu, czekając na rozwój sytuacji. Mroczny Elf powoli obrócił się w kierunku mężczyzny, dobywając zdobionego ostrza.. -Zaczynajmy - Powiedział gdy jego przeciwnik dobył broni i.. szczęk oręża, stojące przed sobą postacie zmieniły się niemal w smugi, ścierając ze sobą ostrza w morderczym tańcu, iskry zderzającej się stali, dźwięki ostrzy przecinającej powietrze, trwały być może przez dwie bądź trzy minuty, nim gawiedź ujrzała pierwsze czerwone krople, skapujące po ostrzu Ardretha gdy to sięgnęło uda mężczyzny.. -Jesteś dobry, bardzo dobry, któż Cię szkolił? - Zapytał ten, którego nazwano wcześniej pierwszym mieczem kościoła Fel. Ardreth jedynie uśmiechnął się nieznacznie -Jestem samoukiem, który musiał nauczyć się nie jak walczyć, ale jak zwyciężać, zakończmy tę farsę - Rzucił ruszając w kierunku przeciwnika, jednakże jedna rzecz się zmieniła, Ardreth schował miecz, i dobył sztyletów, broni która była mu niewątpliwie bliższa, następne ciosy spadały jak grad na przeciwnika, następne rany mnożyły się szybciej, niźli można by je zliczyć, każde cięcie sprawiało że ubranie mężczyzny przesiąkało czerwienią, aż rozległ się szczęk zderzenia stali, lecz mimo tego czego mogła spodziewać się gawiedź, miecz nie zwarł się ze sztyletami, Ardreth trzymał ostrze miecza swojego przeciwnika w dłoni, a gdy wyrwał je z dłoni mężczyzny, nie minęła chwila jak gorąca jucha zalała bruk gdy aorta wojownika została przecięta-Jeśli pamiętam zasady pojedynków, wygrałem. - Rzucił sucho, odrzucając miecz na truchło leżące na ziemi.
Wokoło podniosły się szmery zdziwienia, podziwu, oraz strachu, wszak gdy Elf był w rękawicach nie było widać iż jedna z jego rąk wykonana jest z krasnoludzkiego złota, podszedł powolnym krokiem do straży kupca obdarzając go bladym uśmiechem
-A więc, kiedy mam się zjawić Panie? - Zapytał Ardreth, ciekaw odpowiedzi swojego celu
Ten zaś rzucił mu sygnet
-Pokaż to przy wejściu, będę w siedzibie do późnej nocy, wpuszczą Cię a teraz bywaj Elfie, nie mam czasu - Odparł oschle i odwrócił się odchodząc z placu.
-Przyjemniaczek - Mruknął Ardreth przywołując do siebie zwierzęta, wstępnie udając się na poszukiwania karczmy, być może pokoju, stajni, i większej ilości informacji, wszak nadal posiadał ich niewiele, a już zdecydowanie zbyt mało aby wypełnić kontrakt.
Drogę do karczmy, a raczej większego przybytku, w którego skład wchodziło kasyno, karczma, stajnia, oraz łaźnie, po dłuższej wędrówce przez zatłoczone ulice miasta, dotarł do swojego aktualnego celu, który okazywał się być nie daleko siedziby konfederacji handlowej. Wszedł do przedsionka, gdzie powitała go recepcjonistka o przyjaznej dla oka aparycji.
-Witamy Pana, w kwiecie życia, czym możemy panu służyć, posiadamy karczmę, pokoje, stajnie, łaźnie, a nawet własną kuźnię, czy kasyno. - Zwróciła się do Ardretha recepcjonistka przybytku.
Elf obejrzał się na kobietę i obdarzył ją uśmiechem.
-Potrzebuję miejsca w stajni dla Virrexa, oraz pokoju dla siebie, i może to nietypowa prośba, ale uwielbiam widok na horyzont, czy któryś z waszych pokoi jest zwrócony w stronę morza? - Zapytał symulując rozmarzony ton głosu, jakoby naprawdę mu na tym zależało, choć prawdą było że w tą samą stronę zwrócona była siedziba konfederacji handlowej.
Kobieta dłuższą chwilę siedziała zamyślona, przeglądając papiery.
-Proszę chwilkę poczekać. - Odparła z uśmiechem, wyciągając następne księgi.
Po dłuższej chwili kobieta widocznie znalazła to czego szukała.
-Tak, został ostatni pokój, z widokiem na morze, choć obecnie może je trochę przysłaniać siedziba konfederacji.. miejsce w stajniach również posiadamy, pański pupil będzie czuł się u nas dobrze. - Powiedziała przesuwając po dębowej ladzie kartę wynajmu, oraz rachunek za dzień pobytu.
Elf skinął jej głowa, kładąc pieniądze na ladzie, i biorąc kartę wynajmu skierował się po schodach w górę, widząc wyryty numer pokoju. Gdy podszedł pod drzwi, okazało się że karta jest potrzebna aby wejść do środka, mechanizm zamontowany w ścianie sprawiał, że aby otworzyć drzwi, trzeba było wsunąć kartę w ścianę, co też uczynił i gdy znalazł się w pomieszczeniu, karta wyskoczyła od wewnątrz.
-Sprytnie.. - Mruknął rozglądając się po pokoju.
Ściany obite drewnem, jednoosobowe łóżku, biurko, kilka świec, i okno wychodzące na siedzibę konfederacji
-