Rozdział 9: Witaj z powrotem

286 49 11
                                    

Szliśmy wolnym tempem trzymając się za ręce. Wraz z ciemniejszymi plamami na nieboskłonie przychodziły coraz większe pokłady zimna. Lecz co się dziwić iż pogoda ostatnio nie obdarowywała nas zbyt hojnie promieniami słońca. A nawet jeśli się to zdarzało, przyciągało za sobą podmuchy chłodu, które obejmowało ciało każdego kto znalazł się na dworze. 

Po tych wszystkich przebytych kilometrach zrobiłem się strasznie senny, lecz nie chciałem zostawać w tych gęstwinach złowrogich lasów chociażby na chwilę by odpocząć. Dlatego starając się wybudzić jakoś z objęć mojego ostatniego przyjaciela, którym był sen, starałem się nawiązać z Hobim jakąś rozmowę, która może i by przywróciłaby mu chociażby minimalne skrawki pamięci.

- Hobi~ 

- Tak?

- Chciałbyś bym Ci coś opowiedział? Na przykład jak się poznaliśmy... Może wtedy mógłbyś sobie coś przypomnieć...

- I tak nie mamy nic lepszego do roboty - westchnął, lecz nie było to wredne z jego strony. A raczej też mogłem wyczuć, że był zmęczony i najchętniej tak jak ja położyłby się już na jakimkolwiek materacu. 

- Poznaliśmy się jeszcze jak byliśmy dziećmi~ mieszkaliśmy niedaleko siebie - zacząłem swoją opowieść. Powiedziałem też trochę o sobie, kim jestem, jak wspólnie spędzaliśmy czas, a przede wszystkim o jego zamiłowaniu do wojska i to jak bardzo trenował ze swoim ojcem. Niestety nie mogłem też ominąć i tych bolesnych wspomnień związanych z moją wyprowadzką. 

Starałem mu się przekazać jak najwięcej szczegółów choć on zdawał się nic sobie z tego nie przypominać. Nie chciałem też na niego naciskać, bo i tak w ostatnim czasie sporo przeżył, a wciskanie na chama mu czegoś mogło go tylko do mnie zrazić. Dlatego musiałem być delikatny. 

Z każdym moim słowem moje nogi coraz bardziej odmawiały mi posłuszeństwa. Stawałem się coraz bardziej ociężały przez co moje tempo poruszania się diametralnie zwolniło. Co prawda nie zostało nam jakoś szczególnie dużo do przejścia, bo może to była odległość licząca około 2 kilometrów. Lecz zmęczenie dawało mi się we znaki jak nigdy, a nie wspomnę o bólu rozchodzącego się po moich plecach, które dzięki Hoseokowi całowały mur jednego z budynków. Ale nie miałem mu tego za złe, nie raz byłem i będę poturbowany. Dlatego najlepiej jak się do tego po prostu przyzwyczaję.

- Możemy na chwilę zrobić przerwę? - zapytałem w końcu nie mogąc już opanować bólu w kolanach. Czułem jak moje nogi minimalnie drżały, lecz nie wiedziałem czy to z zimna, a może już rozchodzących się w nieprzyjemny sposób impulsów, które musiały dźgać mnie w kolano niczym igły. 

- Daleko jeszcze mamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie

- Myślę, że jakieś niecałe 2 kilometry... Przynajmniej tak mi się wydaje, bo ciężko wywnioskować w tych ciemnościach. 

- Wiesz, że to...

- Tak wiem... Ale tylko na chwilę usiądziemy... Posiedzimy kilka minut i pójdziemy dalej...

- Wtedy zrobimy się bardziej senni wiesz o tym? - Brunet miał racje, lecz co mogłem poradzić iż moje nogi już nie chciały mnie słuchać

- Wiem... doskonale wiem... ale moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa... Idziemy już dobre 15 kilometrów...

- Więc wskakuj - chłopak obrócił się do mnie plecami po czym kucnął dając mi do zrozumienia, że chce bym na niego wszedł. 

- Nie wygłupiaj się... sam jesteś zmęczony i jeszcze mnie masz nieść...

- Albo dojdziemy do bazy, albo dobrowolnie podpiszemy na sobie wyrok... A nawet jakbyśmy chcieli spać to nie mamy zwyczajnie jak... Gdyż na drzewie nie pośpisz...bo nie mając liny spadniesz i coś sobie zrobisz - westchnąłem, czy ja kiedykolwiek z nim wygram? Chociaż raz...

UNDEAD 2 |[myg + jhs]|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz