「 I don't wanna be lonely, just wanna be yours 」
Hoseok miał ten typ osobowości, którego właściciel bez wypowiedzenia nawet jednego słowa potrafił poprawić humor wszystkim obecnym.
Tak sprawa wyglądała dwa dni temu z Namjoonem, kiedy obolały i naturalnie niezadowolony ze swojego położenia wyrzucił wszystko, co leżało mu na sercu, by chwilę później bez obaw żartować z nim w najlepsze. Tak też było z samotnym starszym mężczyzną, któremu wystarczyło kilka ciepłych słów aby odzyskać wiarę w ludzi, oraz zmęczoną pielęgniarką zdającą się czekać na pomocny gest Hoseoka, oraz zagubionym chłopcem, dla którego szpital zdawał się nie być więcej tak okrutnym miejscem po rozmowie ze swoim nowym przyjacielem.
Nic dziwnego więc, że szybko zyskał sobie popularność na oddziale. Często słyszał przechodzące wokół podekscytowane szepty dotyczące "tego wiecznie uśmiechniętego młodzieńca z szóstki". Chłopakowi nie przeszkadzało to dopóty, dopóki sprawiać mógł innym radość.
Lubił powtarzać sobie i wszystkim innym, że nie mają powodów do zmartwień. Przecież nawet w tak żałosne sytuacji dało się z ależ plusy. On na przykład został zwolniony z ostatnich dwóch miesięcy służby, co dla innych ludzi wydawałoby się wręcz niemożliwe do osiągnięcia.
W środę wieczorem umilił w ten sposób Namjoonowi oczekiwanie pod gabinetem zabiegowym, gdzie powinien był znaleźć się o wiele wcześniej, ale, jak było widać, nikt nie spieszył się wyjść jej na przeciw. Hoseok wdzięczny był za to, iż zostawili im tyle czasu. Chociaż chłopaka znał dwa, góra trzy dni, zdążył się z nim niemalże zaprzyjaźnić. To był dobry chłopak, z zamiłowaniem do poezji, utratym światopoglądem, mocnym zdaniem i elokwentnym językiem. Nieprzeciętny charakter sprawił, że niemal zaczął cieszyć się pobytem w szpitalu; ponieważ jak było widać po jego interakcjach z innymi, Hoseok lubił poznawać ludzi.
Nie żeby miał jakiś szczególny wybór na swojej pustej sali, ale rozmawianie z nowym znajomym przynosiło mu w pewnym stopniu ulgę. Przynajmniej wtedy, kiedy razem żartowali, nie myślał o tym, co zaprzątało jego głowę w każdej wolnej chwili.
- Kim jest ten chłopak, do którego wczoraj cię przenieśli? - wypalił, niezwykle ciekaw nowych twarzy, gdy tylko ponownie spotkał Kima.
- Nie wiem o nim dużo - przyznał. - Prawdę mówiąc, więcej dowiedziałem się od lekarza o stanie jego zdrowia niż on sam mi o sobie powiedział. Wydaje mi się, że po prostu nie jest rozmowny albo jeszcze nie zdążył przywyknąć do nowego otoczenia.
- Co mu jest? - spytał niby mimochodem. Nic podejrzanego przecież nie było w jego ciekawości, jednak mimo wszystko Hoseok nie chciał zabrzmieć zbyt obcesowo.
- Łagodna anemia, odwodnienie, brak apetytu... trudno powiedzieć, czy to wszystko, czy za tym kryje się coś więcej. - Namjoon szczupłą dłonią wskazała na stopy towarzysza, chcąc w ten sposób zmienić temat. - Jak twoja kostka?
Chwilę zajęło chłopakowi zrozumienie, o co mu chodziło. Może było to wynikiem szybkiego przejścia na inny temat, a może zwyczajnie ból był dla niego coraz mniej odczuwalny. I tu znów rodziło się pytanie: był to wynik leków przeciwbólowych czy może naprawdę powoli wszystko wracało do normy?
- Na pewno lepiej niż ręka, ale i tak najbardziej denerwują mnie siniaki - przyznał. Kolejny raz przeklął w myślach swoją głupotę. Przecież zawsze dbał o swoje bezpieczeństwo. Jakim cudem tym razem mógł aż tak stracić uwagę?
Nie chciał o tym więcej myśleć. Wracając do tamtego dnia ćwiczeń i niedopatrzenie przełożonych, w jego oczach niemal zbierały się łzy przerażenia i swego rodzaju wściekłości. Chciał o tym zapomnieć. To był jeden z niewielu momentów, w których stracił czujność i uśmiech. A co najgorsze, naraził wtedy na zagrożenie więcej niż jedną osobę.
Jednak złamana ręka, skręcona kostka oraz wszechobecne zadrapania i rany były niczym w porównaniu z nieustannym niepokojem w jego sercu. Po przyjeździe do szpitala nie spał całą noc, zadręczając się tą jedną sprawą. Całe szczęście, na bezsenność mógł zrzucić nieistniejący ból, a wszyscy i tak mu uwierzyli.
Teraz pewien był tylko jednego: dałby sobie połamać nawet drugą rękę, byle tylko dostać odpowiedź na swoje pytanie. Chciał tylko wiedzieć, czy wszystko skończyło się dobrze. O nic więcej nie prosił.
Nim zdążyli rozwinąć kolejny temat, nazwisko Namjoona nareszcie zostało wywołane. Życząc mu jeszcze powodzenia na pożegnanie, Hoseok podparł się na kuli i spokojnym tempem skierował się na szóstą salę. Przez chwilę nawet pożałował swojej wcześniejszej decyzji - jeśli mógł zgodzić się na wózek, dlaczego tego nie zrobił? Najwidoczniej nie przewidywał, że aż tyle spacerować będzie po szpitalu, a z pomocą tylko jednej kuli nie będzie to należało do najprostszych. Przecież to nie wypada jeździć na wózku chłopakowi, który dopiero wrócił z wojska. Musiał dać sobie jakoś radę.
Przechodząc pustym korytarzem, od niechcenia zajrzał przelotnie do sąsiedniej sali. Jak się spodziewał, dostrzegł tylko schludną pościel Namjooma oraz wybrzuszenie sugerujące, że drugie z pięciu łóżek w pomieszczeniu również jest zajęte. Hoseok liczył na to, że może przynajmniej uda mu się poznać twarz nieznajomego, jednak z zawodem musiał zadowolić się zarzuconym w połowie kocem. Jedna myśl tylko go uderzyła, jakby po kilku miesiącach zorientował się, że ktoś przewiesił ramki w jego pokoju - jakiż ten chłopak musiał był drobny.
Z cichym westchnieniem wrócił na swoje miejsce, oparłszy wcześniej kulę o oparcie krzesła dla odwiedzających. Liczył na to, że uda mu się z nim w najbliższym czasie porozmawiać, bo, nie ukrywając, bardzo go zaintrygował. Taki już Hoseok był. Lubił poznawać i lubił wiedzieć.
Powtarzając tę czynność jak stary nawyk, którego nie sposób wyleczyć po tylu latach, rzucił okiem na zablokowany ekran telefonu. Serce zabiło mu mocniej, kiedy wyświetliła mu się ikonka nieodebranego połączenia. Szybko jednak jego zapał opadł, gdy zrozumiał, że to tylko matka jak co dzień chciała wiedzieć, co słychać. Trudno - będzie musiał oddzwonić i ponownie zażartować, że czuje się tutaj nawet lepiej niż w domu.
Tak jak się spodziewał, on wciąż milczał i Hoseok powoli zaczynał wątpić czy to kiedykolwiek się zmieni.
930 słów.
CZYTASZ
𝓐 𝔀𝓮𝓮𝓴 𝓪𝔀𝓪𝔂 𝓯𝓻𝓸𝓶 𝓗𝓮𝓪𝓿𝓮𝓷 ✨ JiHope v1
Fanfiction❝ - Czy to możliwe - szepnął, nieco zakłopotany - aby dwie obce osoby były sobie aż tak bliskie? - Myślisz, że wciąż jesteśmy sobie obcy? To było trudne pytanie. Znali się kilka dni i zupełnie nic o sobie nie wiedzieli. Ale to, co im się przytrafił...