II

399 61 97
                                    

Eliza przetarła oczy. Tuż przed nią stał pan Francuz "Bileciki do kontroli".

— Halo — powiedział przeciągle — panienko, budzimy się! Ma panienka szczęście, że Morristown to ostatnia stacja i akurat sprzątałem wagony, bo mogłaby panienka tu na noc zostać.

Elizabeth natychmiast zerwała się z fotela, myśląc o panikującej ciotce, która prawdopodobnie zdążyła kilka razy powiadomić ojca o zaginięciu córki.

— Yyy — mruknęła, gdy brała walizkę i torbę — Merci. Uratował mi pan życie!

— Adieu! — mężczyzna zabrał się za zamiatanie wagonu — Sir Lafayette ratuje śpiące królewny — mruczał do siebie z uśmiechem, kiedy Eliza wyszła z przedziału.

Dziewczyna biegła przez prawdziwą zamieć, jakiej nie było chyba od lat. Znacznie bardziej wolała siedzenie przy kominku w salonie w towarzystwie Peggy i Angelicy.

Sprint na śliskim chodniku z walizką, która jak się Elizabeth zdawało ważyła tonę. Dziewczyna okryła się mokrym płaszczem, ale nawet pod niego wkradł się przeszywający mróz.

Gdyby Eliza miała czas i ochotę na rozglądanie się, na pewno zauważyłaby ile zmieniło się w Morristown i to, jak było tam pięknie.

Wszystkie domki wyglądały jak te z bajek Disney'a. Wszystkie pod śnieżnymi czapkami. Śnieg tańczył walca w świetle latarni, a ludzie, którzy byliby ubrani w sposób odpowiedni, pewnie tańczyliby razem z nim i zachwycali się chwilą. W towarzystwie drugiej połówki taka chwila musiałaby być niesamowicie romantyczna...

Ale Eliza nie miała ani suchego i ciepłego ubrania, ani chęci na romanse. Zacznijmy od tego, że nie miała drugiej połówki. I z tego powodu było jej czasem trochę głupio. Nikt jednak nie powiedział, że ma się z kimś zaręczyć w ciągu najbliższego miesiąca, więc nie przejmowała się tym za bardzo.

Dotarła. Obdrapana kamienica ciotki. Mokra, zziębnięta Elizabeth stała przed dużymi drzwiami. Wcisnęła numer dwa na domofonie. A potem każdy kolejny i tak aż do piątki. Była pewna, że ciotka mieszka pod dwójką. Dziewczyna w jakiś magiczny sposób ominęła jedynkę. Wróciła do niej po przejechaniu całego bloku.

Była na siebie po prostu wściekła, kiedy usłyszała radosny głos ciotki z jedynki.

Kobieta otworzyła jej drzwi do budynku, a zaraz potem te na klatce. Kiedy ujrzała Elizabeth z jej twarzy w mgnieniu oka zginął uśmiech.

— Dziecko! — krzyknęła — Jak ty wyglądasz?! Bierz walizkę do pokoju i natychmiast się przebierz! Zaraz się przeziębisz.

Naprawdę? Ciekawe dlaczego...

Eliza była osobą z natury miłą, grzeczną i zdecydowanie zbyt ufną, ale zdarzały się przypadki, kiedy to ona krzyczała najgłośniej. Kiedy coś ją wyprowadziło z równowagi, trudno było się jej uspokoić. Błogosławiła w myślach swój jako-taki talent aktorski, który nie zdradzał tego, co działo się wewnątrz.

Riposty pozostawiała dla siebie. W głębi duszy krzyczała ze sfrustrowania. Nie chciała, aby ciotka myślała o niej jako o agresywnej zołzie, więc mimo, że najchętniej usiadłaby na środku pokoju i się rozpłakała, niszcząc wszystko wokół, nie robiła tego.

Zaniosła walizkę do niedużego pokoiku, który przygotowała dla niej starsza kobieta. Pierwsze, co zrobiła to wrzuciła na do ozdobnego kosza mokry płaszcz.

Usiadła razem z walizką na puchatym dywanie. Zmartwiło ją trochę to, że przy jej pięknej, żółtej walizeczce, którą pożyczyła od Peggy nie było wcześniej przywiązanej kokardki. Elizabeth przypomniała sobie wypadek i to, kiedy coś czerwonego mignęło jej na podłodze. Prawdopodobnie została gdzieś z papierkami po batonach, czyli w koszu. Trzeba będzie znaleźć zastępcę.

Elizabeth otworzyła walizkę. Uspokoił ją widok ukochanej książki, która ostatnio stale zajmowała honorowe miejsce na jej szafce nocnej. "Jump out"... Sama czasem czuła się jak bohaterka, która robiła za szpiega na nowojorskich ulicach...

Dziewczyna odsunęła jedną z przegródek i zaczęła szukać rzeczy w które mogłaby się przebrać. Bluza, bluzka, jeansy... Koszula w kratę. Czy ona brała jakąś koszulę w kratę? Czy ona w ogóle posiadała jakąś koszulę w kratę? Nie. A jeśli już, na pewno nie czarno-białą z takimi musztardowymi naszywkami na łokciach... Przerzuciła jeszcze jedną gromadkę t-shirtów. Nie.

Eliza wzięła do ręki książkę. Sama miała w zwyczaju podpisywać wszystkie powieści i opowiadania ze swojej biblioteczki. Przerzuciła pierwszą stronę, lecz zamiast wypisanego charakterystycznie "Elizabeth", widniało tam imię zupełnie inne. Śmiałaby rzec, że wykaligrafowane równie pięknie... (co było pewnego rodzaju ujmą na jej honorze.)

Alexander...

Eliza spojrzała jeszcze raz na znajdujące się wcześniej pod warstwą koszulek bokserki. Podeszła do walizki i zaczęła składać wszystko tak, jak było przedtem.

Wcale nie zostałam bez ubrań na dwa tygodnie... Wcale. WCALE.

Mokra Elizabeth wyszła z niezwykłą niechęcią na korytarz.

— Ciociu, posiada ciocia coś takiego, jak suszarka? — krzyknęła

— Jasne, słonko. Trzecia szuflada od lewej w łazience — dobiegł do niej słodki głos z kuchni.

Trzeba będzie jej powiedzieć...

Tymczasem kilka ulic dalej, w jednym z niewielu miejscowych hoteli grzywiasty chłopak z kucykiem siedział nad walizką i trzymał za ramiączko niebieski biustonosz.

— Ładne rzeczy, Alex. Ładne rzeczy...

— Przymknij się, Burr — chłopak mruknął do kolegi, który golił się przed lustrem.

— Co zamierzasz z tym fantem zrobić?

— A wiesz... chyba zatrzymam na pamiątkę. — Alexander wykrzywił twarz w ironicznym uśmiechu — Złap ten sarkazm i nie upuść!

— Ej, nie podskakuj kmiocie, bo będziesz zmuszony chodzić do końca tego tygodnia w sukieneczkach tej lali z peronu — Aaron uśmiechnął się podstępnie.

Alexander odetchnął głęboko i rzucił się na hotelowe łóżko. Wziął jeszcze z szafki "Jump out" - jeszcze bardziej zadbane, niż jego.

— Chociaż wiem kogo szukać — mruknął do kumpla.

— Myślisz, że to jedyna Elizabeth w okolicy? — zapytał z kpiną w głosie, przerzucając przez ramię ręcznik — Jak coś idę się myć.

— Znajdę ją. Zobaczysz.

— Stary, jeszcze chwila, a pomyślę, że się zakochałeś!

— Wcale nie! — krzyknął, jakby miał pięć lat, a nie dwadzieścia — Idź gdzie się ofiarowałeś, Burr! — wysyczał przez zęby rzucając w kumpla kapciem.

_________________________________________
Yo! Miło Was znowu widzieć! uwu

Panienka SchuylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz