Rozdział 9

60 10 1
                                    

W trakcie lekcji matematyki czuję się okropnie, bo nic z tego wszystkiego nie rozumiem. W Niebie nie zawracamy sobie głowy takimi rzeczami, ale jestem w stanie zrozumieć, że na Ziemi taka umiejętność jest potrzebna. Udaję, że coś piszę, jednak przez większość czasu przyglądam się ludziom wokół mnie. Najczęściej skupiam swój wzrok na Kyle'u. Jest zamyślony i nieobecny.

Tak mijają nam kolejne zajęcia, aż nadchodzi długa przerwa na lunch.

- Umieram z głodu - mówi Kyle, tym razem ciągnąc mnie na stołówkę. - Zwykle siedzę z kolegami z drużyny, ale chyba się na mnie nie obrażą, jeśli dziś usiądę z tobą.

- Nie ma takiej potrzeby - próbuję się od razu wymigać, ale on jest nieugięty. Bierze dwie tace, po czym wręcza mi jedną. Nakłada sobie sporą porcję jedzenia, podczas gdy ja nie mam pojęcia, co mam zrobić. W końcu nakładam to, co wygląda najładniej i jest kolorowe. To, co wybrał Kyle wydaje mi się obrzydliwe. Jakieś takie tłuste i nie pachnie ładnie.

- Ty też jesteś na diecie? - Kyle przewraca oczami.

- Dlaczego?

- Chcesz się najeść taką sałatką? Trzeba było wziąć takiego hamburgera jak ja, gwarantuję, że byś się najadła.

- To jedzenie wygląda ładniej.

- A moje smakuje lepiej - porusza brwiami.

Prowadzi mnie do jednego z nielicznych stolików, które są jeszcze puste. Siadamy, a Kyle od razu zabiera się za jedzenie, podczas gdy ja dumam, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Mówiłem, żebyś wzięła coś innego - z zamyślenia wyrywa mnie głos Kyle'a.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

- W twojej poprzedniej szkole było inaczej?

W mojej poprzedniej „szkole" uczyłam się być dla ciebie Aniołem Stróżem. Nie mieliśmy przerw na lunch, bo ich nie potrzebowaliśmy.

- Nie, było dosyć podobnie - wymiguję się.

- Mam wrażenie, że jesteś z innej planety - śmieje się chłopak. - Przynajmniej tak się zachowujesz.

Może niekoniecznie z innej planety... ale z innego świata, tak, owszem.

Ciekawe ile w tej chwili jest tutaj Aniołów. W postaci ludzkiej nie wyróżniamy się za bardzo z tłumu. I oni nie zostali wysłani na Ziemię na nieokreślony czas. Wracają do domu, a ja na razie nie mam takiej możliwości.

- Przyzwyczaję się - uśmiecham się do niego.

Kyle przygląda mi się dziwnym wzrokiem. Chyba jeszcze nikt nie patrzał na mnie w ten sposób, więc czuję się nieco skrępowana.

- Przyjdziesz później na mój trening? - Pyta nagle.

- Dlaczego?

- Eee... nie, jeśli nie chcesz, to nie musisz, tak tylko zapytałem...

- Jeśli ci na tym zależy, to przyjdę.

- Nie chciałem być nachalny, poznaliśmy się dzisiaj, ale... Kurczę, to trudne. Nigdy nie mówię tak otwarcie o swoich uczuciach - drapie się po głowie. - Wydaje mi się, że jesteś inna od wszystkich. Ci ludzie to idioci, nigdy nie mogłem złapać z nikim dobrego kontaktu, a z tobą stało się to tak od razu.

- W takim razie jestem wyjątkowa - wzruszam ramionami.

- Jesteś - potwierdza Kyle.

Po zajęciach idziemy na trening. I tak chciałam tam iść i obserwować go z ukrycia, ale miło, że sam mnie zaprosił. Już raz go obserwowałam i nie mogłam nadziwić się temu, dlaczego ludzie biegają za jedną piłką, co w tym takiego fajnego?

Siadam na trybunach i czekam aż zaczną grać, chociaż zupełnie mnie to nie interesuje. Kyle macha do mnie z boiska, więc odwzajemniam gest. Dochodzę do wniosku, że nie potrzebuje mojej opieki w szkole. Tam jest zupełnie inny, niż w domu. Gdy tam wraca, staje się przygnębiony i zły. Wcale mu się nie dziwię... gdybym musiała wracać do takiego ojca, pewnie czułabym się tak samo.

Żeby mu pomóc, muszę odkryć co dokładnie się stało w przeszłości. Mam go chronić, a największe zagrożenie stanowi jego ojciec. Nie mogę go tak po prostu wyeliminować... ale muszę spróbować mu jakoś pomóc.

W mojej głowie rodzi się plan. Jest ryzykowny i może sprawić, że będę musiała zrezygnować z ochrony Kyle'a, ale w tej chwili nie widzę innego rozwiązania. Może się uda...

Po treningu czekam na Kyle'a przed wejściem do szatni. Wychodzą z niej chłopacy z drużyny, patrząc na mnie ze zdziwieniem, niektórzy się śmieją. Nie wiem, co ich tak bawi, ale nie przejmuję się tym. Ludzie są dziwni i nie potrzebuję zawracać sobie głowy ich dziwactwami.

- Zaczekałaś - mówi Kyle, kiedy w końcu wychodzi.

- Zaczekałam - wzruszam ramionami. Zaczynam stresować się tym, o czym mam z nim porozmawiać.

Kiedy wychodzimy ze szkoły, słyszę gwizdy chłopaków, którzy wcześniej mnie mijali.

- Nieźle Thomson - woła jeden z nich. - Od kiedy podobają ci się takie wieśniary?

- Nie każda dziewczyna musi się zachowywać i ubierać jak dziwka - odpowiada spokojnie, po czym popycha mnie lekko do przodu, żebyśmy szli szybciej.

- Co oznaczają słowa wieśniara i dziwka? - Pytam po dłuższej chwili, a Kyle unosi brwi.

- Nigdy ich nie słyszałaś? - Dziwi się. - Chyba faktycznie jesteś z innej planety.

- Odpowiedz.

Kyle wzdycha. - To obraźliwe określenia kobiet.

- Dlaczego ktoś chce obrażać kobiety?

- Bo ludzie to idioci. Wyzywają cię, bo w ten sposób sami leczą swoje kompleksy.

- Nic nie zrobiłam twojemu koledze z drużyny.

- No właśnie. Daj spokój, nie ma się co przejmować.

Przygryzam wargę i zastanawiam się jak zacząć wdrażać swój plan w życie.

- Odprowadzę cię do domu - rzuca Kyle.

To ten moment.

- Wiem, że dopiero co się poznaliśmy, ale muszę ci coś zdradzić. Wydajesz mi się osobą, której mogę zaufać.

- Gdybyś znała mnie dłużej, może zmieniłabyś zdanie - śmieje się smutno Kyle.

- Uciekłam z domu - zaczynam, zanim stracę odwagę. - Nie mogę ci na razie zdradzić powodu, ale teraz go nie mam. Włóczę się i...

- Jak trafiłaś do szkoły? Przecież tam są potrzebne jakieś dokumenty i rodzice muszą...

- Nie mogę ci tego zdradzić, musisz mi zaufać. Tak jak zrobiłam to ja, wyjawiając ci prawdę.

- Czego ode mnie oczekujesz?

- Może znasz jakieś miejsce, w którym mogłabym się zatrzymać? - Pytam, mając nadzieję, że da mi taką odpowiedz, jakiej oczekuję.

CDN.

• under my wings • [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz