Rozdział 32

772 53 19
                                    

- Ale jak to możliwe? - wyszeptałam po przeczytaniu całej wiadomości - I czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?!

- Nie wiedziałem czy będziesz chciała jechać - odparł spokojnie.

- Oczywiście, że tak! - krzyknęłam - Tom już nie jest moim narzeczonym, ale nie pozwolę, żeby jacyś terroryści go...terroryzowali!

Wzruszył ramionami i zaczął podziwiać widoki za oknem, co jakiś czas poganiając kierowcę.

Ja tymczasem torturowałam swoją skórę, wbijając w nią paznokcie i nie potrafiłam powstrzymać bólu brzucha. A na dodatek nie potrafiłam odrzucić myśli, że to wszystko moja wina.

- Czemu właściwie to robią?

Mycroft odwraca się w moją stronę i po chwili odpowiada na moje pytanie:

- Przez Toma chcą dotrzeć do ciebie, przez ciebie do mnie, a przeze mnie do...mojego brata.

Waham się przez sekundę, a potem przymykam oczy i z moich ust miękko wylatuje słowo "Moriarty".
I co najgorsze on kiwa głową.

Nasz samochód z piskiem opon zatrzymuje się przed jakimś wielkim magazynem. Ja cały czas siedzę na fotelu, nie wiedząc co robić. Wiem, że nie mogę tam iść, ale pomimo naszych skomplikowanych ostatnio relacji, coś ciągnie mnie do Toma.

Mycroft otworzył drzwi gwałtownie, a ja złapałam go za ramię.

- Nie możesz iść - wyszeptałam ledwo słyszalnie.

- Nic mi nie będzie - zapewnił.

Nie bardzo mu uwierzyłam, ale od nerwów straciłam możliwość racjonalnego myślenia. Mój oddech stał się płytki, a przed oczami miałam mroczki i nie miałam pojęcia co zrobić.

Przez śnieg, który znowu zaczął sypać za oknem, nie widziałam nawet, w którą stronę poszedł Mycroft.
Szczerze mówiąc cholernie się o niego bałam. Nie o siebie, nie o Toma, tylko o niego.

Chwilę później tuż obok naszego auta zatrzymały się wozy wojskowe - duże i efektowne. Lekko uśmierzyły mój strach, ale to było jak uciszanie bólu głowy za pomocą małej kostki lodu, która po jakimś czasie się roztopi.

I rzeczywiście tak było.

Strach wrócił ze zdwojoną mocą i łącznie ze strachem wróciły mroczki przed oczami i trudności ze złapaniem oddechu.

- Pójdę coś sprawdzić - odezwał się kierowca kilka minut później, gdy odgłosy strzelaniny w magazynie nie ustawały.

Nic nie odpowiedziałam, a on zamknął za sobą drzwi samochodu i pobiegł w nieokreślonym kierunku.

Siedziałam pogrążona w ciszy i ciemności, a minuty mijały.

Pięć.

Dzieśięć.

Pietnaście.

Dwadzieścia.

I dopiero po jakimś czasie drzwi magazynu otworzyły się z impetem.
Nie wiedziałam nawet dlaczego, ale w tym momencie gdzieś w moim organizmie pojawiła się adrenalina, rozlewająca się po żyłach i mięśniach niczym miód.

Nie czekając na nic, przesiadłam się na fotel kierowcy i jako, że mój poprzednik nie zabrał kluczyka, odpaliłam samochód.

Nie czułam już wtedy guli w gardle i została tylko pewność i cudowne uczucie pędzącego samochodu.

Otwarte drzwi magazynu były na tyle duże, żeby limuzyna, którą prowadziłam się tam zmieściła. Wjechałam do środka, potrącając kilku zamachowców.
To było dość głupie, ale pamiętam w jaki sposób się wtedy uśmiechnęłam: jakby zabijanie ich przynosiło mi przyjemność.

Z piskiem opon zatrzymałam się przy Mycrofcie i ruchem ręki nakazałam mu, żeby wsiadał do środka.
To samo zrobiłam z Tomem.

Obaj siedzieli na tylnych siedzeniach z wyrazem osłupienia na twarzy, a ja czułam się jak typowa dziewczyna z dobrych, amerykańskich filmów ze strzelankami i przystojnymi policjantami.

Skoro zgarnęłam już ich, szybko wyjechałam z magazynu i odjechałam spory kawałek, żeby mieć pewność, że jesteśmy bezpieczni.

- Miałaś zostać w samochodzie - skarcił mnie Holmes, gdy się zatrzymaliśmy.

- Zapewniam cię, że ani razu z niego nie wyszłam - odparłam, odwracając się do tyłu - Myślałeś, że będę czekać aż was zabiją?

- To było lekkomyślne - mruknął Tom.

- Ty już lepiej nic nie mów - warknęłam - To wszystko twoja wina!

- To moja wina, że porwali mnie...?

- Tak! - wrzasnęłam, nie dając mu dokończyć.

- No oczywiście! Wszystko to moja wina! Ogarnij się, Aileen, bo zachowujesz się jak dziecko. Zdecydowałaś, że ci się nudzi i wjedziesz sobie samochodem do środka, żeby mnie uratować!

- Nie wjechałam tam po ciebie... - syknęłam, mierząc go złośliwym spojrzeniem.

Mężczyzna zamarł na chwilę i powoli przeniósł wzrok na Mycrofta, a potem uśmiechnął się głupio.

- Naprawdę?! - spytał rozbawiony - Ale mimo wszystko, tobie nadal na mnie zależy.

- Nie - odpowiedziałam.

- Udowodnij.

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz