Mężczyzna szedł dobrze znaną sobie już drogą. Tak naprawdę dzieliły ich tylko trzy komnaty, ale jemu ciągle wywadawało, że pomiędzy drzwiami do komnat są kilometry.
Amerykański rewolucjonista - został wtyczką, bo ktoś stwierdził
"Jest taki uroczy, że minie rewolucja, a oni się nie zaorientują"Prychnął z rozdrażnieniem na to wspomnienie. Nie jego wina, że wygląda młodziej niż pokazuje jego wiek!
Zgodził się jednak na popłynięcie do Anglii.
Tutaj, podając się za pisarza, zbliżył się do samego króla. Zajęło mu to cały miesiąc, bo mimo przydomku "szaleńca" w Ameryce, Gregore był cholernie inteligentny, a podejście go wymagało nie tylko cierpliwości, ale też sprytu i przewidywania.
Na szczęście znalazł bardzo szybko jego słabość.
Poza tym, że jego wróg lubi książki, uwielbia także seks.
A jak nie łatwiej wyciągnąć coś z kogoś jak nie w trakcie największego uniesienia?
Stał się więc również kochankiem, mimo, że na początku strasznie się obwiniał, wytykał sobie dziwkarstwo czy to, że nie ma po co wracać do kraju, w końcu się z tym pogodził.No i to nie tak, że poza informacjami, tak przecież cennymi nie sprawia mu to przyjemności.
Uśmiechał się do siebie. Król był wymagający, ale on doskonale potrafił sprostać oczekiwaniom, a gdy mu to wychodziło dostawał najlepsze nagrody.Dotarł pod drzwi. Zapukał trzy razy szybko i dwa wolno. To był ich kod, że przychodzi właśnie Laurence. Gregore otworzył mu z szerokim uśmiechem na twarzy. Co tym razem wymyśli?
- Dzień dobry.. - wyjąkał, bo mimo tego że to jego partner były chwile kiedy obawiał się o własne życie przy nim.
-Witaj Laurence~ - Mruknął władca, usuwając się z przejścia by mężczyzna mógł dostać się do komnaty -Co cię do mnie dziś sprowadza? - Spytał z zaciekawieniem w głosie, bacznie przyglądając się piegusowi.
W pomieszczeniu panował artystyczny nieład, czyli coś co nie przystoi królowi, ale kto mu zabroni? Gdzieniegdzie walały się ubrania, przez wieszak zarzucona była flaga ameryki. W jednym z rogów pokoju mieściło się pianino, na którym czasami grywał mieszkaniec tej komnaty. Na przeciw wyjścia mieściły się drzwi balkonowe i duże okno, pod którym mieścił się mały stoliczek, gdzie wiecznie leżały filiżanki. Jakby władca nie robił nic poza piciem herbatki.
Przeczyło temu biurko, na którym znajdowało się tak dużo papierów, że niektóre już zleciały na podłogę. Po prawej od wejścia mieściło się ogromne łoże z ogromną ilością poduszek, które teraz walały się po całym pomieszczeniu. Mimo to nie było tu brzydko, wręcz przeciwnie, przypominało Laurencowi swój własny pokój w powiększeniu.Wszedł do środka gdzie widać było prawdziwe królestwo władcy Angli. Nie pozwalał sprzątać tu zbyt wiele służbie, dlatego wyglądało to tak, a nie inaczej.
- Um... - zawstydził się na to pytanie - To co zawsze? - zapytał, posyłając królowi jedno z najniewinniejszych spojrzeń jakie potrafił zrobić. Potrzebował informacji, koniecznie. I choć ostatnio zdąrzył ostrzec swoich towarzyszy, to lepiej nie ryzykować.
-Ah,to - Mruknął, a w jego głosie, który mimo faktu że miał w sobie ponętność, którą władca podkreślał zawsze, można było wyczuć nutkę niedosytu i zawiedzenia.
Jednak i tak po szybkim zamknięciu drzwi zbliżył się bardziej do chłopaka i szybko pchnął go na ścianę, atakując ustami jego szyję, przy okazji kolanem błądząc między jego nogami.
Wbrew pozorom robił to delikatniej niż wcześniej, dawał sobie więcej czasu na zajmowanie się skórą Laurensa.Tamten mimowolnie jęknął na ten gest. Nie to, że król go podniecał, co to to nie. Chłopak grał w niebezpieczną grę, ale tylko przez stosunek mógł ugrać niektóre rzeczy na swoją korzyść. Nie chciał ranić Gregora. Uwielbiał ich zbliżenia, to jak władca mimo swojej żądzy czasem się hamował, jak zostawił w niewidocznych miejsca malinki. A teraz słyszał też w głosie kochanka coś na kształt... zawodu?
Zaśmiał się w duchu. No ładnie, czyli ten szaleniec nie myśli tylko o jednym..
CZYTASZ
Laurens little secret
FanfictionLosy Ameryki nadal stoją pod znakiem zapytania. Walki rewolucjonistów z armią króla rozpoczęły się, jednak Washington słabo to widzi. Potrzebowali szpiega i to szybko. Na ochotnika zgłosił się John Laurens, który chciał jak najbardziej przysłużyć s...