Rozdział 4

25 5 2
                                    

Szybkim krokiem zmierzam w kierunku grupy, która dyskutuje na jakiś temat. Widzę jak mój najlepszy przyjaciel o czymś mówi, żywo gestykulując. Jestem zmęczony, mam mętlik w głowie. Nie chce okazywać słabości, z obawy że zauważą we mnie zmianę. Chowam więc dłonie do kieszeni, przybierając obojętny wyraz twarzy. W mojej głowie całą noc toczyła się bitwa z myślami, czy dobrze robię w kwestii zakładu. Przerzucałem się myślami, czy poddać się i przyjąć karę, czy dalej rozgrywać zakład. Gdy pomyślę o tej dziewczynie, i o tym, co ze mną zrobiła, wiem że postąpię rozsądnie, wycofując się z zakładu. Jednak część mnie nie chce się poddać, z obawy przed konsekwencjami. Zbliżam się do znajomych, czując narastającą, ogromną gulę w gardle. Co jeżeli moją karą będzie ogłoszenie całej prawdy? Scar nigdy mi tego nie wybaczy. Przełykam głośno ślinę, zatrzymując się przy znajomych.

- Connor, musimy porozmawiać – mówię stanowczym tonem, jednocześnie witając się ze wszystkimi uściskiem dłoni.

Brunet kieruje na mnie zdziwiony wzrok, szczerzy się, bagatelizując moją nagłą prośbę. Kończy opowiadać historię podrywu w klubie, wszyscy wybuchają śmiechem, oprócz mnie. Stoję przy nich jak słup soli i krzywo na nich spoglądam.

- Czy to nie może poczekać? – pyta po chwili, rozglądając się dookoła. – Miałem ci mówić, że Anastasia z kółkiem artystycznym szykuje w tą sobotę epicką imprezę – oznajmia, chwytając mnie za ramię i ciągnąc w kierunku szkoły, tym samym oddalając nas od grupy znajomych.

Powolnym krokiem podążam za chłopakiem, mierzwiąc ze zdenerwowania swoje włosy.

- Coś mi się obiło o uszy – mruczę pod nosem, kopiąc szyszkę przed siebie.

Connor kiwa tylko w odpowiedzi głową. Zapada między nami niezręczna cisza. Spoglądam na zegarek, rozglądając się dookoła. Czuje na sobie czyiś wzrok. Albo ktoś mnie obserwuje z zarośli, albo, co gorsza, zaczyna męczyć mnie sumienie. Przełykam głośno ślinę, zwracając głowę w kierunku bruneta.

- Chcę zrezygnować z zakładu – mówię grobowym tonem, przerywając tym samym gęstą ciszę.

Connor odwraca się do mnie szybko, ze zdziwieniem namalowanym na twarzy.

- Czy ty się napewno dobrze czujesz? – pyta zdenerwowanym głosem.

Kiwam powoli głową, dając mu tym samym do zrozumienia, że jestem w stu procentach pewien swoich słów.

- Minęły dopiero trzy dni – stwierdza, drapiąc się po karku.

– Nie dam rady tego zrobić – oznajmiam zgodnie z prawdą i odwracam się, chcąc oddalić się od Connora.

Jednak on mi to uniemożliwia, łapiąc mnie mocno za ramię i odwracając tym samym do siebie.

- Bradley, nie możesz – warczy, patrząc na mnie groźnym wzrokiem. Ściskam dłonie w pięści, biorąc głęboki wdech. W żyłach zaczyna krążyć mi adrenalina.

- Mogę, i właśnie to robię – burknąłem, wyrywając się z uścisku. Na moje słowa brunet prycha, kręcą z niedowierzania głową.

-Nie poznaje cię. Wstrzymaj się do soboty z tą decyzją, na tej imprezie masz ogromną szansę Bradley – uśmiecha się pod nosem i klepie mnie w pierś, próbując mnie przekonać.

Krzyżuje dłonie, tocząc bitwę ze swoimi myślami. Z jednej strony podjąłem decyzję, z drugiej wszyscy odwrócą się odemnie, gdy tylko dowiedzą się o mojej porażce. Nikt nie zadaje się z Lamarem od czasu jego kary. Nie wiem czy jestem gotów podzielić jego los. Wzdycham, ulegając znajomemu.

- Masz rację – krztuszę się tymi fałszywymi słowami, które wychodzą ze mnie jak pocisk.

Chłopak oddycha z ulgą, klepiąc mnie w ramię. Czuję jak kłuje mnie w sercu i oczy zaczynają piec. Zaciskam usta w wąską linię, pocierając dłonią kark. Odwracam wzrok, nie chce żeby ktoś zobaczył że pękam.

- Zrobię to szybko i nagroda jest moja – szepczę z żalem w głosie.

- I to jest ten Bradley, którego lubię – śmieje się chłopak, oddalając się ode mnie. Tym samym zostaję sam po środku ogromnego problemu.

○○○○

Scarlett: Czekam na ciebie w parku.

Zerknąłem na wyświetlacz telefonu, odczytując wiadomość od dziewczyny. Upadłem na miękką pościel, wtulając się w poduszki. Ze złością rzuciłem urządzenie obok, zamykając oczy. Czułem się okropnie w swojej osobie.  Wczoraj postanowiłem skończyć z tym głupim zakładem. Jednak byłem zbyt miękki, żeby powiedzieć to wprost, tym samym w nim zostając. Nienawidzę siebie za to. Nie potrafię pozostać w decyzji której dokonanałem, tylko biję się z myślami i rozważam każde za i przeciw. Przecież tak nie powinno być, jeżeli dobrze wiem, że mi na niej cholernie mocno zależy. Jednak jak ona na to wszystko zareaguje, jeśli jej o tym powiem? Na pewno mnie zwyzywa, zobaczę w jej oczach łzy i nasza znajomość się zakończy. Unieszczęśliwie najlepszą osobę jaką znam, jedyną, która zasługuje na wszystko co najlepsze. Jedyną, na której zależy mi bardziej niż na sobie.

Mierzwię swoje niesforne loczki, wypuszczając głośno powierzę z ust. Po chwili biorę poduszkę do dłoni i przykrywam nią swoją twarz, głośno krzycząc. Słyszę charakterystyczny dźwięk wiadomości. Rezygnując z czytania. Nie chce jej zranić, nie dam rady z tym żyć. Tym samym utwierdzam się w przekonaniu, że nie mogę powiedzieć jej o zakładzie. To jest najgłupsza rzecz na jaką się zgodziłem w ostatnim roku szkolnym. I moliwe że w całym swoim życiu. Najlepiej będzie się odciąć od tej dziewczyny, nie zbliżać aż do zakończenia zakładu. Tylko tak będę mógł ją ochronić. Zerkam na wyświetlacz. Moje serce na chwile zamiera, widząc układające się w wiadomość słowa.

Scarlett: Mogłeś powiedzieć, że nie chcesz mnie widzieć.



Time is not on our side |BS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz