Ciocia Ylang-Ylang nie znosi przyjeżdżać do Miasta. Mama mówi, że żadnymi pierniczkami nie da się jej zwabić. Ale mi się wydaje, że lepiej zwabiać puchatymi kiciusiami lub lunetą. Od biedy czekoladowym ciastem. A piernikami... tfu, też bym nie pojechała. Jednego dnia przypadkiem usłyszałam, jak tata z mamą rozmawiali, że niby ciocia ma "agorafobię". Od razu pospieszyłam sprawdzić co to jest. Ciężko było Gienka oderwać od jego ulubionej Race, ale w końcu się udało. Piszą, że agorafobia to jest lęk przed otwartymi przestrzeniami. Nic nie rozumiem. Przecież ciocia Ylang-Ylang uwielbia zbierać lawendę w polu, gdy przychodzi na przystanek, żeby odebrać mnie i Gienka jak przyjeżdżamy "pogościć się". Więc pole to jest jak najbardziej otwarta przestrzeń... Pewnie rodzice coś pomieszali. Ciocia nie może w ogóle mieć żadnych fobie, bo niczego się nie boi.
Ale rozumiem ją. Nawet klasyczny biszkopt z jabłkami smakuje o sto raz lepiej na Mglistym Wzgórzu. Ciocia Ylang-Ylang ustawia pod szepczącymi wiśniami starą ławę z nóżkami, powyginanymi jak stare kolana. Na jedną nogę jest krótszy, dlatego my z Gienkiem mamy za zadanie podłożyć specjalny zielony kamyk i wyrównać tę ławę. A ciocia w ten czas pomiędzy wiśniami rozciąga różnokolorowy hamak i przestawia małą zieloną kanapę z dwoma dużymi łatkami. Hamak jest dla nas z Gienkem, zawsze włazimy na niego i zaczynamy się bujać, czekając na herbatę. Kanapa jest dla cioci Ylang-Ylang i Wiercipięty. Wiercipięta - to cioci koleżanka i jest liskiem.
Tak! Ciocia jest tak cudowna, że potrafi się zaprzyjaźnić nawet z liskiem. Wiercipięta ma tak ładne oczy, że aż nie ma siły stać na tej ziemi - jest aż tak słodka. Ale po tym jak Gienek ją złapał i zaczął dręczyć jak podwórkowego kota Waśka, to Wiercipięta nas się obawia. Nawet szczerzy zęby i jeży się. Szkoda. Ja tu taka przeciętna, a ona jest tak bajkowa! Wydaje mi się, że gdy tylko dotkniesz jej rudego futerka, stanie się coś niezwykłego. Wiercipięta jest bardziej podobna do kota, niż do psa. Ale koty lubią sprawiać wrażenie, że wiedzą wszystko, a lisy nie dla wrażenia to robią. U nich to na uszach jest napisane: "Chodzę, wędruję po ziemi i znam wszystko". I wydaje się, że są z tego powodu smutni. Jak by chciały przestać wędrować po tej ziemi, wybudować sobie domek i już więcej nie być tak przebiegłymi, żyć długo i szczęśliwie. Jednak istnieje przeszkoda, która im to uniemożliwia. Jaka - nikt nie wie.
Wiercipięta kicha, dlatego, że cioci całe ręce pachną bukietem cytrusów i wanilii, a fartuszek jest w mące. Ale Wiercipięta i tak się trze głową o cioci nogę, a później wskakuje na kanapę, siada równiutko i rozkłada swój puchaty ogon na cienkie łapy, ubrane w czarne getry. Wiercipięta oblizuje usta tak samo, jak my z Gienkiem. Ciocia nalewa do filiżanek dymiącą zieloną herbatę matcha, kroi puszysty biszkopt, na którym pęka skórka, i jabłeczny aromat w ten sam moment sam wczołga w nozdrza. Pierwszy ogromny kawałek trafia na talerzyk Wiercipięty.
Gienek już krzyczy, że to nie fair, że najlepszą skórkę dostał przebiegły lisek. Czy ona jest księżniczką? Jest przyzwyczajony, że w domu dostaje najlepsze kawałki jako najmłodszy. Kapryśne dziecko.
- A co będziesz robił, jak się okaże że naprawdę jest księżniczką? - nagłe tajemniczo uśmiecha się ciocia Ylang-Ylang.
Podskakuję na hamaku i gorąca herbata matcha niebezpiecznie pluska w filiżance i drobno pluje mi na kolano.
Wiercipięta patrzy na mnie z naganą, a ciocia Ylang-Ylang z absolutnie poważną miną wyciąga z kiszeni na spódnicy (w niebieskie kotwice) białą jak śnieg koronkową chusteczkę i podaje mi.
- Co jest w tym dziwnego, Reńko? - pyta ciocia srogo i drapie Wiercipiętę za uchem - Cały świat jest fascynującą bajką. Każdy w niej ma swoją własną historię.
CZYTASZ
Cytrusowe bajki cioci Ylang-Ylang
Short StoryCzy chcieliby Państwo mieć własną ciocię w bajkowym domku na Mglistym Wzgórzu? Reńce i Gieńkowi się udało - dostali taką ciocię. Ciocia Ylang-Ylang - czy ona jest czarownicą czy alchemikiem? Ale w całej pełni - tajemniczą gawędziarką! Ciocia Ylang-Y...