Ryki smoków wypełniły Północ. Daenerys właśnie kładła się spać. Zimny powiew wiatru z Północy muskał jej delikatną ognistą skórę. Oziębiając jej wnętrze. Rozpuściła swoje platynowe włosy. Zdjęła swoją czarną suknię uszytą przez Ghiskarckich mistrzów krawiectwa, specjalnie na podbój Westeros. Usiadła na łoże i spojrzała przez okno. Widziała srebrzysty księżyc który oświetlał cały dziedziniec Białego Portu. Przypomniała sobie jak oglądała ten sam księżyc w Vaes Dothrak, Astaporze, Yunkai czy Meeren. Potem widziała noc poślubną z Drogo. A chwilę po tym ta sama noc jak spaliła jego zwłoki i wykluły się jej dzieci. Nagle ujrzała jakiś cień który przechodził przez dziedziniec. Nie wiedziała kto to, albo co. Napewno nie Nieskalany. Oni byli zbyt zdyscyplinowani aby się wymykać. Jednocześnie nie mógł to być nikt z armii Wymana, po co miałby się skradać? Daenerys narzuciła na siebie białą, srebrzystą, cienką suknię. Przeszytą bogatymi zdobieniami i trzygłowym smokiem. Zdążyła jeszcze założyć płaszcz z wilczej skóry. Wyszła z komnaty położonej w kompleksie zamkowym gdzie zamieszkiwała rodzina Manderly. Na korytarzu stało dziesięciu Nieskalanych. Daenerys dała im znak aby za nią nie podążali. Skierowała się w stronę komnaty Jona. Lecz nie miała na myśli powtórki z nocy na statku. Zapukała do komnaty. Po chwili, trwającej dla Daenerys wieki, drzwi się otworzyły. Jon miał się pewnie kłaść spać, tak jak ona, to wyjaśnia jego nagi tors. Jon chciał się ukłonić, ale Daenerys mu przerwała. -Ubieraj się, widziałam jakiś cień na dziedzińcu.- Jon nałożył na siebie grubą koszulę i futro z niedźwiedzia. -Dlaczego nie każesz tego sprawdzić Nieskalanym czy Dothrakom?- spytał zdziwiony Jon. -Bo nie chcę robić zbędnego zamętu. Mieszkańcy i strażnicy pomyślą że chcę zabić Wymana i przejąć Biały Port. Jak to na córkę Aerysa przystało.- Jon zmarszczył brwi i podążał za białowłosą pięknością. Teraz gdy jej włosy były rozpuszczone uświadomił sobie jak bardzo Valyrianie są ludźmi nadzwyczajnymi. Nie tylko ze względu na ich inne pochodzenie niż Andalowie, lub Pierwsi Ludzie. Oni mieli w sobie jakąś iskrę i to inną niż ta spowodowana przez smoki. Nigdy nie słyszał za wiele o Valyrii i jej zagładzie. Gdyż jako bękart ta wiedza była mu nie przydatna. Uczył się posługiwania bronią, nie książką ale słyszał jak jego ojciec rozmawia z kimś o potomkach Aerysa. Nigdy nie sądził że te bestie, rządne krwi i władzy jak opisywali ich Ned czy słudzy króla. Okazało się że są to osoby takie jak on, czy jego ojciec. Doszli na plac. Stali i patrzyli się, raz na siebie raz na księżyc. -Dany, czy to napewno nie stres spowodowany przez zmęczenie?- zapytał Jon który stał na zimnym placu z pochodnią w dłoni. Daenerys nabrała gniewnego wyrazu twarzy. -Nie miej mnie za wariatkę. Widziałam cień który poruszał się przez dziedziniec. Niski cień.- Jon patrzył na nią z niedowierzaniem aż poczuł jak ktoś skrada się tuż za nim. Wykonał ruch pochodnią aby go znokautować ale ten sprawnie zrobił unik. Daenerys się odsunęła i wyjęła sztylet z kieszeni. Jon parował się z niskim przeciwnikiem. Nie dowierzał że ktoś tak mały może tak dobrze walczyć. W końcu „cień" zgasił pochodnie i powalił Jona podcinając mu nogę. Daenerys stała wpatrzona jak on leży. Nagle zaczął wydobywać się dziewczęcy śmiech który przeszył ich obu. Jon wstał. -Kim jesteś, miej honor ukazać twarz.-
-Ja mam wiele twarzy- zza cienia wyszedł mężczyzna. Jon i Dany spoglądali jak sprawnym ruchem ręki zdejmuję twarz. -Arya!?- krzyknął Jon. -A kto inny bracie?- Arya rzuciła się Jonowi na szyję. Ściskali się całą wieczność. -Co ty tu robisz? Jak się ty znalazłaś? Gdzie nauczyłaś się tak walczyć? I jakim cudem zmieniłaś twarz?- spytał zdziwiony Jon. -Długa historia Jon.- Daenerys patrzyła zakłopotana. Arya się ukłoniła. -Wybacz moje maniery Pani. Nazywam się Arya Stark. Mam nadzieję że Cię nie przestraszyłam.- Daenerys patrzyła na nią z niedowierzaniem. -Nic się nie stało. Miło mi Cię poznać. Może opowiesz nam te historię?-
Cała trójka weszła do zamku.Cała trójka siedziała przy kominku. -Było ciężko- zaczęła Arya -Od początku w Królewskiej Przystanii nie było łatwo. Ojciec załatwił mi naukę szermierki u Syrio Floresa. Lecz potem został on zabity. Oboje. Stałam na dziedzińcu i widziałam jak zabijali naszego ojca Ned. Obok niego Joffrey, Cersei i Sansa która krzyczała aby go uwolnić. Wtedy przysięgłam zemstę na Cersei i Joffreyu. Uciekłam z Królewskiej Przystanii udając chłopaka. Dostałam się do Harrenhall gdzie zostałam służką Tywina Lannistera. Wiele się od niego nauczyłam. Następnie uciekłam, dzięki pomocy jednemu z moich kolegów. Spotkałam Sandora. Miał mnie zaprowadzić do Bliźniaków aby oddać mnie Robbowi i matce. I dotarliśmy, ale było już za późno. Widziałam zwłoki Robba a do niego przyszyty łeb wilkora. Sandor ze mną uciekł. Następnie kierowaliśmy się do Ciebie, na mur. Ale pewna sytuacja spowodowała że się rozdzieliliśmy. On pewnie umarł, wykrwawił się. A ja udałam się do Braavos. Tam udałam się do Gildii Ludzi bez Twarzy. Wyszkolili mnie. Chcieli zrobić ze mnie Nikogo. Lecz ja nigdy nie zapomnę kim naprawdę jestem. Aryą Stark z Winterfell. Potem wróciłam do Westeros i wykonałam wyrok na Freyach. Zima przyszła dla rodów Freyów.- Jon i Dany patrzyli na nią z zdumieniem. -Zniszczyłaś cały ród?- zapytała Dany. -Tak.- odpowiedziała szybko Arya biorąc kolejny łyk wody. -I potem przyszłaś do nas tak?- zapytał Jon. -Oczywiście że nie Jon. Miałam kierować się na stolicę. Zabić Cersei. Ale dowiedziałam się że odzyskałeś Północ i przybyłam do Winterfell. Widziałam Sanse i Brana. Tak Jon, Bran żyje.
CZYTASZ
Lód i Ogień (Gra o tron fanfiction)
FanfictionJest to fanfiction Gry o Tron. Akcja rozpoczyna się zaraz po końcowej scenie z finałowego odcinka 7 sezonu.