Tak na osłodę tego okropnego dnia - początku roku szkolnego 2019/20, wrzucam rozdział! Nie wiem jak wy, ale ja po jednym dniu mam już dość ehh... witaj klaso maturalna. 😖
W karczmie rozległ się głośny śmiech. Nie był to rechot czy chichot, tylko zwykły szczery śmiech mężczyzny, który wypił o kilka kufli pszenicznego piwa za dużo. Spoczywał on na krześle przy jednym ze stolików z nogami lekko rozłożonymi. W dłoni, za ucho wciąż trzymał niemalże już pusty kufel po piwie - jego ósmym albo i dziewiątym. Na jednym z jego kolan siedziała kelnerka obsługująca tego wieczora w tawernie, a na drugim jakaś inna dziewczyna. Sam nie wiedział, kim ta druga kobieta była, nie miał nawet pojęcia, jak znalazła się, siedząc okrakiem na jego drugim kolanie, lecz nie zadawał pytań, a jedynie obejmował ją w pasie, gdy ta całowała go po szyi. Mężczyzna spojrzał sugestywnie na kelnerkę, a ta dolała mu piwa, jednocześnie pochylając się tak, by ukazać rycerzowi swój biust ledwo zakryty obcisłą suknią. Uśmiechnął się on, patrząc na dekolt kelnerki. Gdy oderwał jednak od niego wzrok, zobaczył, że jedna z przechodzących obok niego kobiet patrzyłą na niego. Mrugnął więc on do niej, uśmiechając się szeroko. Twarz dziewczyny od razu poczerwieniała, co wywołało eksplozję śmiechu, która wydostała się z chłopaka. Wiedział, że żadna nie była w stanie mu się oprzeć, w końcu nazywał się Roderick, a na dodatek był Prawdziwym z Rodu. Tym niepokonanym, wyjątkowym rycerzem. Legendą.
Kyler przystawił piwo do ust i pociągnął duży łyk, piana osadziła się na jego górnej wardze, lecz nie pozostała tam długo. Jedna z kobiet od razu starła ją z jego twarzy swoim językiem, na co chłopak uśmiechnął się i mocniej zacisnął dłoń na talii kobiety, ta w odpowiedzi pisnęła cicho i zachichotała.
Wtedy drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka chłodny, wczesnojesienny wiatr. Kyle leniwie odwrócił głowę, jego wzrok wylądował na rozgniewanym mężczyźnie, który stał w progu i rozglądał się, szukając kogoś. W końcu jego rozbiegane spojrzenie spotkało wzrok Kylera. Ruszył on w jego kierunku, butnym krokiem. Był wściekły. Chłopaka natomiast nie poruszyła w żaden sposób obecność starszego od niego mężczyzny. Nawet nie drgnął, gdy ten z gniewną miną szedł w jego stronę.
— Ty sobie żart ze mnie stroisz!? — rozległ się donośny i rozgniewany głos Kaia Rodericka. Cała tawerna zamarła, mężczyźni, z którymi Kyle siedział, zamilkli. Wszyscy z ciekawością przyglądali się sytuacji. — Wstyd mi za ciebie. Jesteś hańbą dla nazwiska, które nosisz, do tytułu, który został ci nadany — syknął z jadem ojciec Kylera. Chłopakowi od razu zszedł głupawy uśmieszek z ust. Wciąż jednak siedział z dwiema kobietami na kolanach i wpatrywał się w swojego ojca, nie odzywając nawet słowem. — Wstawaj. Idziemy — warknął Kai, odwracając się i kierując w stronę wyjścia. Nie spoglądnął za siebie, by sprawdzić, czy jego syn rzeczywiście za nim podążał.
Kyler westchnął głośno i wstał, odrobinę się przy tym zataczając i jednocześnie zrzucając z siebie kobiety, które spadły na ziemię z głośnym hukiem. Następnie ruszył w ślad za swoim ojcem. Zastanawiało go, co też znowu od niego chciał. Zanim jednak przekroczył drzwi, musiał się oprzeć o ścianę. Zdecydowanie nie czuł się za dobrze. Oparł czoło o drewno i przymknął oczy, próbując powstrzymać wirujący obraz, bez skutku. Po kilku minutach zwymiotował, brudząc ścianę i czubki swoich butów, a następnie przetarł dłonią usta i uśmiechnął się pod nosem, nagle czując się trochę lepiej. Przynajmniej mdłości na chwilę ustąpiły. Odszedł od ściany, a następnie wyszedł przez drzwi. Lekko oślepił go blask słońca. Zdziwiony spojrzał na bezchmurne niebo, mógł przysiąc, że trwała jeszcze noc. Przynajmniej tak myślał, gdy siedział w środku.
— Wsiadaj na konia. Dostaliśmy zadanie, jedziemy na północ — odezwał się Kai, gdy Kyler przez dłuższy czas nie ruszał się z miejsca. Chłopak mruknął coś pod nosem. Wcale nie uśmiechała mu się długa jazda na koniu, gdy był w takim stanie. Jednak wiedział lepiej, niż sprzeciwiać się woli ojca, gdy ten był tak bardzo wściekły. Dlatego dosiadł tego głupiego konia i ruszył za nim, po chwili zrównując się z jego kasztanowym ogierem. Znów poczuł mdłości, tym razem jednak nie zwymiotował. Przełknął głośno ślinę, jednocześnie robiąc wielce zdegustowaną minę.
CZYTASZ
Trzynastka
FantasyPrzyodziała na siebie zbroję, ciężką, z sokołem na piersi. Do ręki wzięła miecz. Spojrzała ukradkiem na towarzyszącego jej ducha. On jednak patrzył się w dal. Na drogę, która była przed nimi. Jakby wiedział, co ich czekało. Jakby wiedział, w jakie k...