- Ciszej! - szepnęła dosyć stanowczo Masie.
- No boże... - moje nogi niewygodnie zwinięte dawały o sobie znać - Dłużej już nie wytrzymam.
- Jeszcze jedno słowo i nie spodziewaj się, żebym znowu wzięła cię ze sobą - tym razem ton był jeszcze bardziej stanowczy, gdyby nie to, że musiałyśmy zachować dyskrecję pewna byłam, że wynikła by z tego głośna kłótnia.
- To był twój pomysł. - stęknęłam bezsilnie, zastanawiając się co sobie myślałam kiedy świadomie zgodziłam się na dotrzymanie towarzystwa w akcji, a nawet natarczywie na nie nalegałam w podekscytowaniu.
- Sama chciałaś iść więc nie... - Maise nagle urwała zdanie w połowie. Musiała. Niedbale naciśnięta klamka, kroki, dźwięk jakby cmokania i głośnych oddechów, czułyśmy na własnych ciałach jak materac ugiął się nagle pod parą dwóch ludzi, namiętnie korzystających z każdej sekundy czasu im danego. Na moment chłopak wstał w celu zatrzaśnięcia na klucz drzwi i upewnienia się, że są sami, po czym łapczywie rzucił się na łóżko do swej zdobyczy. Mogłam jedynie dostrzec wyraz twarzy ofiary złamanego serca leżącej tuż obok mnie. Od jakiegoś już nie tak długiego czasu zdawała sobie sprawę co jest grane jednak teraz konfrontacja zabolała ją doszczętnie. Wszystko znowu skumulowało się. Złość, smutek, nienawiść i stres mieszał się w jej oczach, a pięści mocno zaciśnięte musiały być pod panowaniem, z resztą na podłodze pod nisko zamontowanymi nad naszymi głowami deskami łóżka, nie można było zbytnio pozwolić sobie na większe manewry. Spojrzała na ekran mojego telefonu, na którym wyraźnie widniał obraz włączonego dyktafonu po czym przybliżając usta do mojego ucha szepnęła.
- To już nie będzie potrzebne - spojrzała mi w oczy, byłam w stanie odgadnąć jej zamiar. Nie było ani czasu ani możliwości na dłuższe zastanowienie, ewentualne rozważanie powinności. Zwinnie i sprawnie przeturlała się z pod łoża na środek pokoju pokazując całą swą osobę. Stanęła niedowierzając choć to tylko zobrazowane jej wcześniejsze podejrzenia. Para na przeciwko niej jakby zamarła. Ich zdziwienie i przestraszenie nie miało sobie równych. Chłopak lekko odrzucając płeć piękną po jego lewej stronie, żwawo zerwał się rozkładając ręce w celu rozpoczęcia wyjaśnień.
- Co tu robisz? - niepewnie spytał, lekko dzieląc nerwowo sylaby. Nie przemyślał słów następujących po zaistniałej sytuacji, nie był na to przygotowany.
- Serio? Cały ten czas... - Maise wolno zaczęła.
- Pozwól mi to wyjaśni... - Noah starając się zachować spokój, choć nie on sam spróbował naprawić sytuacje. Zmieniłam tym czasem cicho pozycję na nieco wygodniejszą i uważnie podsłuchiwałam. Myślałam, że padną te wulgarne słowa, te pełne gniewu, rozczarowania. Spodziewałam się głośnej, złożonej, walecznej argumentacji obu osób. Być może sytuacja opisała samą siebie. Słowa były zbędne. Wiedziałam, że Maise zdolna była do wyjaśnienia i tego dupka i tej ladacznicy, ale zachowała jednak zimną krew razem z łzami.
Obserwując mały kawałek obrazu, najmożliwiej widoczny dla mnie dostrzegłam jak M wybiega z pokoju. Zaraz i ja ujawniłam swą postać ku ich wielkiemu zdziwieniu, lecz nie było ani czasu ani momentu na wyjaśnienia. Posłałam zimne spojrzenia ich twarzom, a zaraz po tym udałam się żwawo za poszkodowaną. Zobaczyłam jak idzie w stronę parku oddalonego o zaledwie 500 metrów zostawiając za sobą mnie, dom byłego chłopaka i swój samochód. Nie pozwalała mi go prowadzić, ale odpalenie jego leżało w mojej powinności. Zaraz potem znalazłam się autem tuż obok dziewczyny z kamienną mimiką twarzy, idącej szybkim, bardzo szybkim marszem prosto przed siebie. Otworzyłam okno i wychyliłam się nieco w jej stronę, jednak nadal nasze osoby dzieliło miejsce pasażerskie i drzwi.- Proszę, wsiądź - nie oczekiwałam zbyt wiele z jej strony, starałam się jak najbardziej delikatnie coś zrobić. Nie usłyszałam odpowiedzi. Nie dostałam nawet krótkiego spojrzenia.
- Maise.. - nadal nic, lecz tym razem jej oczy chociaż zwróciły się w stronę samochodu.
- Odstaw go do domu i daj kluczyki mojej mamie, chcę być sama - Złamanym głosem odpowiedziała. Tym razem znając powagę sytuacji i szczerze się o nią troszcząc zatrzymałam samochód, wysiadłam z niego prędko i wybiegłam przed nią łapiąc za jej koszulkę.
- Maise! Wiedziałaś o tym od samego początku.. Naprawdę nie do opisania jest to co zaszło, ale musimy przez to prze.. - przerwano mi przez silne i nagłe rzucenie się w me ramiona tej drobnej osoby. Wybuchła płaczem. Czułam łzy spadające na tył mojej koszulki i bezsilne dłonie trzymające mnie w objęciach. - Już dobrze..
Wsiadłam ponownie do auta, tym razem z pasażerem, puściłam muzykę i za cel uznałam Macdonalda za miastem. M było najwyraźniej zupełnie wszystko jedno gdzie się znajdziemy. Nie pytała się, ani nie ciekawiła gdzie prowadzi nas wybrana przeze mnie droga. Puściłam jej ulubioną piosenkę Shawna Mendesa na poprawę humoru i razem wsłuchiwałyśmy się w słowa pięknie śpiewane z akompaniamentem gitary. Spojrzałam w lusterka, żeby ocenić jej stan jeszcze raz, po czym nieporadnie wysunęłam się spod pasów i sięgnęłam po koc na tylnych siedzeniach.
- Dzięki - odparła cicho - Napiszę mamie, że będę u ciebie nocować, ok? - uśmiechnęłam się do niej i złapałam za rękę. Dziewczyna ujrzała żółte świecące łuki z napisem 24h a zaraz po tym bardzo popularną restaurację. Po zaparkowaniu, powoli wyszłyśmy z samochodu, towarzyszka postanowiła wziąć koc ze sobą, zamknęłyśmy drzwi i ruszyłyśmy w kierunki budynku. Cały czas spędzony z nią do tej pory był bardzo cichy, niepewny, miałam w głębi nadzieję, że jestem w stanie jej pomóc i to zmienić. Nie znałam jej dobrze. O pomoc w tej sytuacji prosiłam się ja, jako osoba, która zna jako tako laskę jej byłego, tego który ją zdradził prawie godzinę temu. Na przerwach widywałyśmy się dość często, lecz nigdy z większym zaangażowaniem niż przywitanie się ze względu na wspólną klasę. Nawet czasami nie przepadałyśmy za sobą. Wszystko się zmieniło na wyjeździe szkolnym, kiedy opiekunowie przydzielili nas razem do jednego pokoju. Nabrałyśmy do siebie zaufania, aż niespodziewanie Maise powiedziała mi o jej planie. Podejrzewała ówczesnego partnera o zdradę. Padł potem z jej strony pomysł o małe śledztwo. O wszystkim jednak mogliście się przekonać na początku historii.
***
- Nie miałam zbytnio jak poprosić kogoś innego, pewne rzeczy trzymam w tajemnicy przed innymi - wolno popijała szejka truskawkowego co jakiś czas przegryzając bigmac'kiem - Poza tym zepsuł mi się strasznie kontakt z pewnymi osobami, które były ze mną przez długi czas blisko.
- Rozumiem, może i lepiej. Wstydzisz się tego, że cię zdradził? - Spytałam spoglądając na nią i również konsumując moje zamówienie międzyczasie.
- Byłam głupia, strasznie naiwna, teraz czuję się jeszcze gorze... - odparła
- Jedyną osobą, która powinna źle się czuć po tej sytuacji to on, wiem że dasz sobie radę i proszę cię - przerwałam jej - Nie byłaś ani głupia ani naiwna. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych rzeczy, nie wiedziałaś, że on taki jest. - oparła się o moje ramie sekundę później znowu pociągając przez słomkę różowy napój, po czym westchnęła.
Była 22:00. Gwiazdy na ciemnym niebie coraz bardziej się uwydatniały. Ciepły, przyjemny powiew muskał nasze twarze, rozwiewał delikatnie włosy. Z głośników blisko naszych stolików leciała spokojna, nastrojowa muzyka. Chwilę potem przyleciał pod nasze nogi wróbel. Obie się na niego spojrzałyśmy po czym postanowiłam rzucić jemu jedną z moich frytek.- Wróble nie mogą jeść frytek - odezwała się bardziej pogodnie osoba obok mnie - Chcesz być odpowiedzialna za jego śmierć?
Zaśmiałam się cicho, żeby nie spłoszyć skrzydlatego przybysza.
- Jak już musisz to chociaż dajmy mu ketchup - wylała na ziemię czerwony sos, po czym wróbel zaniepokojony odleciał - Może nie tym razem..
Ciszę wypełnił nasz śmiech, a zaraz później trzy przejeżdżające samochody.