Dom Maitlandów składał się z parteru i dwóch pięter, przestronnych pomieszczeń, mebli z jasnego drewna, mnóstwa sukulentów, urządzeń elektrycznych, które wtapiały się w wystrój i mnóstwa świeczek o zapachu wanilii.
Dla Noah piekłem było wejście po schodach na werandę. Gdy okazało się, że jego pokój jest na pierwszym piętrze, chciał zwymiotować.
Stanął przez pierwszym stopniem i patrzył w górę długich schodów, pocąc się na samą myśl.
Ezra i jego ojciec natychmiast podeszli do chłopaka.
- Złap mnie za szyje. Wniosę cię. - zaproponował ojciec odkładając na podłogę torbę w której przywieźli ubrania Noah. Chłopak pokręcił energicznie głową.- Sam dam radę. - oświadczył i zacisnął palce na rączce kuli.
- Noah, ledwo pokonałeś cztery stopnie. Z dwudziestoma paroma nie dasz rady.... - zaczął Ezra tonem jakby tłumaczył dziecku dlaczego nie wolno mu oglądać filmów od osiemnastu lat.
- Sam dam radę. - powtórzył twardo przez zaciśnięte zęby. Uniósł nogę i postawił ją na pierwszym stopniu.
Zwichnięta lewa noga nie powinna być takim problemem, jak sam stwierdził lekarz. Po prostu będzie kuśtykał.
Ale gdy musiał unieść nogę i przenieść na nią ciężar ciała choćby na chwile, całe ciało przeszywał ból, mięśnie się spinały, a kolana odmawiały posłuszeństwa.
Noah wiedział, że ciało to jedno. Ale to mózg sprawia, że jest bezużyteczne. Mózg zmusza mięśnie do wiotczenia, poddania się.
Odbił się od zdrowej nogi i przenosząc równowagę na słabszą, kolano ugięło się wbrew woli właściciela. Uderzył nim o następny stopień, kula wyślizgnęła się z jego ręki, a on sam spadł ze schodów. Ponownie zacisnął zęby, by nie zacząć krzyczeć z bólu.
Robin natychmiast złapał syna pod pachy i wziął go na ręce. Noah nie miał siły się wzbraniać. Gdy został wnoszony po schodach, skupiał uwagę na otoczenie.
Na szczycie schodów rozciągał się korytarz urządzony na pokój. Z lewej strony stało łóżko, biurko, szafa, okno dachowe nad biurkiem, komoda z telewizorem i konsolą. Panował tam straszny bałagan. Pokój miał pełno skosów obitych tandetną boazerią.
Na prawo z kolei były drzwi zamkniętego pokoju. Po prawej obok schodów był krótki korytarz z drzwiami po lewej i drzwiami na końcu. Tam właśnie Noah został zaniesiony.
Pokój był stosunkowo mały jak na resztę pomieszczeń domu. Z lewej przy drzwiach stała duża szafa z jasnego drewna a pod ścianą, pionowo doń pojedyncze łóżko z pościelą w ciemne pasy. Trochę głębiej stało takie samo łóżko po przeciwległej stronie, z pościelą w ciemną kratkę.
Na niebieskich ścianach wisiały półki, zawalone książkami i figurkami kolekcjonerskimi. Pod ścianą na końcu pokoju znajdowały się dwa biurka i wszystko było symetryczne.
Noah został położony do łóżka z kołdrą w paski. Wszyscy włóczyli się za nim, jak żałobnicy, którzy suną za trumną prowadzoną do grobu.
Elena oparła kule o stolik nocny przy łóżku.
- Odpocznij skarbie. Zrobię ci herbaty. - pogłaskała mechanicznym ruchem, pozbawionym ciepła, chłopca po policzku i wyszła.
Ezra odezwał się następny.
- Będę zaraz obok jakbyś czegoś potrzebował, młody. - i wyszedł zaraz za matką. Czyli pokój przedpokój musiał być jego.
- Mnie też wiesz gdzie szukać jak coś. - Vinona, która chyba po raz pierwszy wykonała jakąś reakcje względem Noah, teraz chwyciła go za stopę, bowiem była najbliżej i delikatnie ją ścisnęła w pocieszającym geście. Też wyszła.
Robin usiadł na skraju łóżka i odetchnął.
- Wolałbym nie zostawiać cię teraz samego, ale jeśli tego potrzebujesz to wyjdę. - zmarszczył brwi nie patrząc na syna, tylko na drugie łóżko. - I nie obwiniaj się Noah. Jestem pewien że zrobiłeś wszystko co w twojej mocy, by Malcolm ocalał. - rozczochrał jasne włosy syna i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi, nie czekając na odpowiedź czy w końcu chce być sam czy nie. Najwyraźniej ojciec nie chciał z nim zostawać.
Jego słowa o ratowaniu Malcolma dotknęły chłopaka do żywego. Czuł jak żołądek zwija się w supeł.
Bo to nie brzmiało jakby naprawdę uważali Noah za niewinnego.
To zabrzmiało jak oskarżenie, dlaczego ty jesteś cały a nasz syn, ten syn, może nie dożyć świtu?
Noah zadawał sobie to pytanie w kółko i w kółko, wzrok mimowolnie wędrował mu do łóżka brata.
Chłopak wstał bardzo powoli i wspierając się o kuli pokuśtykał do łóżka Malcolma. W pierwszym odruchu chciał usiąść, ale coś go powstrzymało.
Pościel była idealnie zaścielona. Poduszka równo ułożona. Ani jednej zmarszczki.
Gdyby usiadł, zniszczyłby ten dziewiczy stan.
Symbolicznie przerwałby pępowinę łączącą Malcolma ze światem żywym.
Nie mógł tego zrobić. Nie mógł pozbawić swojego bliźniaka miejsca w domu. To łóżko powinno zostać naruszone tylko i wyłącznie przez właściciela.
Noah przyjrzał się figurkom na półkach.
Było ich całkiem sporo. Chyba wszystkie należały do jednej serii. Zastanawiał się czy należały do jednego z braci czy dwóch. I po co je zbierali.
Nie pamiętał nic o nikim. A najgorsze było i to że nie pamiętał siebie. W autokarze umarła jego osobowość. Został pustą stroną, która z jakiegoś powodu nie może być już zapełniona, pomimo miejsca na niej.
Wrócił do łóżka.
Nie chciał by matka wchodząc do pokoju zastała go łażącego w te i we wte.
Elena w końcu przyszła z parującym kubkiem.
- Jak się czujesz? - zapytała stawiając herbatę na stolik nocny.
Noah wzruszył ramionami. Matka przyglądała się mu uważnie. Potem zerknęła na łóżko Malcolma. Oczywiście. Jakże by inaczej.
Zagryzła wargę po czym się odezwała.
- Mnie też go brakuje. Będę do niego codziennie jeździć. Lekarze mówią, że jeśli usłyszy znajomy głos, może szansa na wybudzenie wzrośnie. Gdy tylko poczujesz się lepiej, też będziesz mógł go znowu zobaczyć. - powiedziała to tonem, jakby Noah miał wybuchnąć entuzjazmem. Prawda była taka że miał ochotę nigdy już nie postawić nogi w szpitalu. Ale teraz uśmiechnął się delikatnie.
- Bardzo chętnie. - matka słysząc to rozpromieniła się. Cmoknęła syna w czoło i wyszła.Przez resztę wieczoru w domu ciągle rozlegał się dzwonek do drzwi. Potem głośne rozmowy. Noah miał wrażenie, że Elena gości swoje koleżanki jedne za drugimi.
Noah rozejrzał się ponownie po pokoju. Na szafie pobłyskiwały złote przedmioty. Chłopak uniósł się trochę na łóżku. To były puchary. Właściwie dopiero teraz ujrzał że się tam znajdują. Puchary i medale za zajęcie znaczących miejsc w pływaniu i karate. Noah zastanawiał się, który z bliźniaków uprawiał dany sport. Nie mógł sobie przypomnieć. A nawet jeśli miał przebłyski, były to zarówno wizje wody na torach basenów lub maty na treningu karate. Wiedział tylko, że na pewno nie robił tych dwóch sportów.
Poprawił poduszkę pod głową i zamknął oczy, zdeterminowany by spać. W końcu co innego mu zostało, skoro i tak nie mógł się zbyt poruszać.
CZYTASZ
Haunting Presence
Horror'and I don't care if I live or die, because I ain't ever going to no other side, there ain't no heaven and there ain't no hell, but I am a sinner so it's all just as well' (Opowiadanie zrodzone z inspiracji piosenką Gilesa Corey- 'The Haunting Prese...