Jeździmy do cioci Ylang-Ylang strasznie rzadko. Mama mówi, że "nie ma co tam robić zimą". Ale jak to nie ma?! A słuchać, jak chrupie drewnem w kominku prawdziwy, żywy pomarańczowy ogień?.. A to picie baśniowego ciocinego kakao á la Aztekowie?.. Albo tańczenie boso na podłodze z nie pomalowanych drewnianych desek przy muzyce z gramofonu na płyty (to jest prawdziwy czar, nie jakiś tam youtube). I słuchanie nowych bajek, gdy już jesteśmy przykryci kołdrą, a na zewnątrz wyje wiatr, stamtąd mróz i śnieg próbują wtargnąć do środka. Zimą to wszystko się staje jeszcze bardziej niezwykłe romantyczne, przecież po tym wszystkim świat poza ścianami budynku jakby zastyga w bezruchu.
Ale zimą nie jeździmy do Mglistego Wzgórza. Nigdy. I życie się robi do przesady zwykłe.
Szkoła, zapominanie obuwia na zmianę, zbiórki na Czerwony Krzyż, usprawiedliwienia nieobecności, trójka z matmy, sezon na grypę, termometr pod pachę, kaszel Gienka i kłujący szalik, oglądanie bajek Disney'a cały wieczór, znowu szkoła, poprawianie błędów i ocen, niekończące się zajęcia dodatkowe i czasami goście wieczorem. Którzy cały czas powtarzają: "nie przerywaj dorosłym". I Gienek cały czas się ćnie w swoje Race, a ściany gapią się na nas wszystkich nic nie rozumiejącymi oczami. Aż bym chciała od tego wszystkiego uciec. Do świata bajek cioci Ylang-Ylang. Tam krzyczą mewy nad ciepłym morzem i wiatr buja cytrusy na drzewach. A u nas za oknem panuje nuda.
W ogóle to mi się wydaje, że ciocia sama też nie przypada za gościnami. Może to przez tą dziwną chorobę, co kończy się na "fobia". Te fobie są różne. Czasami zostajemy dłużej niż, jak mówi Gienek, "na jedną brodę" - myli brodę z dobą. I po "Dobranoc" ciocia umie zniknąć aż do samego "Dzień dobry". Niezliczoną ilość razy planowaliśmy z Gienkiem i prowadziliśmy szpiegowskie podchody! Żadnego tajemniczego laboratorium (lub od biedy stupy z miotłą) - ciocia żegna się na noc absolutnie prawdziwie. Wszystkie wycieczki kończyły się pstryknięciem wyłącznika i senną mamą w jedwabnym szlafroku, oraz zapewnieniami, że ciocia śpi w swoim pokoju na poddaszu. Nawet tata to potwierdzał z pokoju. Mówił, że ciocia od dziecka zamyka drzwi na klucz, bo niby boi się złodziei. Dlatego na oknach ma okiennice w te współczesne czasy. Ale nie wierzymy takim bajkom. To by było za zwykłe dla cioci Ylang-Ylang, a ona nie jest taka, żeby bać się złodziei. Ciocia jest nieustraszona i waleczna. Jednak do tej pory nie udało nam się dowiedzieć, co robi po nocach.
Wersja Gienka - że wyłazi przez dymnik na poddaszu i lata po niebie. Jednak (z całym szacunkiem), ciocia Ylang-Ylang nie da rady zmieścić się w dymniku, a jak pójdzie dachem , to może się pod nią zapaść. Od razu by spadła w krzewy jaśminowe.
Dlatego nowina, że w ten lutowy wtorek ciocia Ylang-Ylang przyjeżdża w gości sprawiła, że nam z Gienkiem opadły szczęki. Normalne jaskinie z buź. Niemożliwe! Mama przyszła odebrać nas do domu. Gienka ze świetlicy, a mnie z tańców. Na zewnątrz trwał wieczorny zdradliwy i cudaczny mrok.
- Ciocia! - Gienek pierwszym się ocknął - Do nas?!
- Tata odbierze ją z dworca - powiedziała mama. Ona sprytnie dreptała swoimi butami-szpilkami po śniegu i nawet się nie pośliznęła ani razu. - Reńko, niezwłocznie naciągnij rękawiczki.
Nienawidzę tych rękawiczek z palcami. Są niewygodne, nigdy nie trafiam palcami, zwykłe są wygodniejsze. Ale mama mówi, że "dziewczynka powinna dbać o swój wygląd".
Gienek w tym czasie ulepił śnieżkę w rękawiczkach i rzucił ją w gołębie, które próbowaly zagrzać swoje łapki na włazie przy klatce. A one przestraszone poderwały się do lotu, gwizdając mocno skrzydłami.
- Eugeniusz! - czasami w głosie mamy się pojawia metalowa nuta. Przykłada klucz do domofonu i drzwi uchylają się, wpuszczając nas do ciepłego wieżowca.
CZYTASZ
Cytrusowe bajki cioci Ylang-Ylang
Short StoryCzy chcieliby Państwo mieć własną ciocię w bajkowym domku na Mglistym Wzgórzu? Reńce i Gieńkowi się udało - dostali taką ciocię. Ciocia Ylang-Ylang - czy ona jest czarownicą czy alchemikiem? Ale w całej pełni - tajemniczą gawędziarką! Ciocia Ylang-Y...