Koniec.
Aż w końcu nastaje cisza.
Dociera do niego z opóźnieniem, tak teraz wygląda jego świat. Mimo że przecież raz już cierpiał, znowu dociera fala bólu. Tyle że ta jest większa, dużo większa. Zalewa go, aż się zaczyna topić. Nurt wciąga go pod powierzchnię. Widzi ostatni raz błyszczące od gwiazd niebo. Powietrze jak bańki mydlane unosi się do góry, żeby zniknąć. W płucach zbiera się woda. Myśli, że to jest koniec, że już umiera. Ale wtedy cały ocean znika.
On jest z powrotem w swoim mieszkaniu, tyle że nadal nie może oddychać, morze wciąż go wypełnia. I nic nie może z tym zrobić, może tylko dalej wieść normalne życie, chociaż i tak nie będzie ono takie jak kiedyś, a on już nigdy nie weźmie wdechu.
Stephen nie miał takiego problemu. Kiedy tylko przegrali, utonął.
Nie było żadnej nadziei, żadnego próbowania. Widział, jakie było jedyne rozwiązanie, ale nie dał rady, zawiódł.
Zostało tylko poczucie winy.
Całe dnie spędzał w sanktuarium. Błądził pomiędzy porozrzucanymi niedbale księgami i brudnymi kubkami po herbacie. Niemal wszystko teraz działo się w jego głowie. Bezwiednie powracał do wspomnień, które uznawał za zgubione. Przeżywał złe chwile jeszcze raz, cierpiąc, jakby to działo się wczoraj. Jednak to te miłe raniły go jeszcze bardziej. Miał świadomość, że już raz to było, że już nie wróci. Czas minął, a on nie jest w stanie go cofnąć.
Często, gdy zamykał oczy, widział Christine. Siedziała w jego umyśle. Patrzyła w jego oczy, sprawiając, że czuł się jeszcze gorzej. Miał jeszcze większe wyrzuty sumienia.
Najpierw, gdy to się stało i ludzie wokoło niego dosłownie zaczęli znikać, nie czuł nic. Jakby na chwilę przestał istnieć. Bez skutku czekał, aż on do nich dołączy. Dopiero wtedy zaczęło do niego docierać, co się właśnie wydarzyło.
Podniósł głowę i zobaczył, jak naprzeciw niego, kilka metrów dalej, osunął się na ziemię Tony ze łzami w oczach.
Zostali sami.
Nic nie mówili, tego nie dało się wyrazić słowami. Siedzieli tylko w ciszy z własnymi myślami. Nie wiedział ile czasu tak spędzili. To nie miało znaczenia. Nic go nie miało.
Kiedy wrócili na Ziemię, po prostu się rozeszli. On natychmiast zaszył się w sanktuarium przed światem, a Tony... Nie wiedział, co zrobił. Nie interesowało go to, nawet o tym nie myślał.
Westchnął głęboko. Oparł zrezygnowany głowę o oparcie kanapy.
Dlaczego? Dlaczego to się tak skończyło? Co zrobił źle? Dlaczego musiał mieć teraz tyle żyć na sumieniu?
Zamknął oczy i ujrzał Christine. Nic nie mówiła, milczała tylko, wpatrując się w niego.
Otworzył je i dziewczyna, która jeszcze przed chwilą wydawała się na wyciągnięcie ręki, zniknęła.
Poczuł nagle, że on już dłużej nie może, nie da rady być sam. Tak dawno słyszał głos bliskiej osoby, tak dawno nie dzielił z nikim chwil, tylko skąpo zachowywał wszystkie dla siebie.
Wstał, ustawił dłonie w odpowiedniej pozycji. Spojrzał na nie - trzęsły się. Serce biło szybciej. Oddech stał się płytszy. Bardziej przerywany. Zamknął oczy. Odtworzył w pamięci odpowiednie ruchy i zaczął.
***
Co się stało? Przecież to nie tak miało być, nie tak miało się to skończyć. Powinien teraz siedzieć z Pepper na wielkiej imprezie z okazji Sylwestra, zamiast chować twarz w dłonie i próbować wziąć normalny oddech.
CZYTASZ
kalyke (ironstrange) ✓
FanfictionStephen Strange utonął, a Tony Stark dopiero to robił podziękowania: @racehorsegotmarried i @rudymurzynidziespac