"- Kiedy pomyślisz, że tego dnia nie spotka ciebie już nic gorszego to zawsze, ale to zawsze, życie cię jeszcze czymś udupi - oświadczył z ogromnym przekonaniem niższy mężczyzna.
Stojąc wspólnie wśród zwyczajnych obywateli Yokohamy w czasie godziny popołudniowej, w trakcie jakiej ruch uliczny był w największym natężeniu, wpatrywaliśmy się w nadchodzącą grupę ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej z jej szefem na czele. Słońce z siłą pędzącego pociągu ogrzewało nasze plecy tak aby nasze organizmy mogły wytwarzać niezdrową ilość potu. Chuuya poprawił nerwowo swój kapelusz rozglądając się dookoła. Rozkaz był jasny. Nie pokazać się Agencji. Gdyby sprawy wcześniej nie pokomplikowały się katastrofalnie do wysokiego stopnia, gdzie byliśmy odkryci w każdej możliwości to ci z pewnością, nawet by nas nie zauważyli. Ostatecznie stanąłem w pozycji przygotowanej do każdego możliwego ataku, gotów za sekundę uderzyć mym glodnym Rashoumonem w naszych wrogów. Tak by się stało gdyby nie nagłe oszołomienie jakie na mnie spłynęło gdy wzrok mój spotkał się ze wzrokiem tygrysołaka. Z obu kolorów przemówił bardziej do mnie lśniący fiolet, królujący w górnej partii tęczówki. Tak piękny jak u floksa, którego niegdyś miałem możliwość ujrzeć na żywo podczas jednej misji w szklarni. Z każdą chwilą czułem jak niewidzialna siła popycha mnie ku niemu. Mglista hipnoza otumaniała słodkim, a zarazem mocnym zapachem moje nozdrza oraz płuca, krzyczące co rusz o więcej tego narkotycznej cudowności. Zawdzięczałem tego czasu nieustępliwości rudowłosego prowadzącego mnie do najbliższego zaułka, kiedy ja miałem odczuwalne problemy z poruszaniem kończyn dolnych. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy."
Siedząc w miękkim fotelu ulokowanym na szpitalnym tarasie, moja postać pochylała się do przodu opierając łokcie na podłokietnikach. Dłonie zaś utrzymywały moją rozrywającą się od środka czaszkę. Tabletki nie pomagały ani świeże powietrze, po które się tutaj wybrałem. Nudności ustąpiły tego ranka lecz spokój nie trwał długo. Pojawiła się nieznośna migrena w duecie z dezorientacją. Wina leżała po stronie wspomnień dających o sobie znać w najmniej spodziewanych chwilach. Jak sprzed paru sekund. Rozmyślając nad tym, postanowiłem od dziś zapisywać tak zwane złote myśli Nakahary. Bez wątpienia byłbym wstanie go cytować co rusz w każdej nawiedzającej mnie sytuacji. Syknąłem, już nie wiedziałem właściwie z jakiego rodzaju bólu mam już narzekać w cierpiącym duchu. Prawdą jest, że mój lichy stan zdrowotny, chwiejący się niczym mała łódka na niespokojnym oceanie, prezentował się o niebo lepiej niż ukazywał się w zaułku w jakim odnalazła mnie Higuchi. Nie zmieniało to jednakże faktu, iż świadomość nadchodzącej kosy śmierci nie była lepsza niż pusta niewiedza. W obecnym czasie trudno było poprawnie określić cóż takiego należało nazwać najgorszym.
- Akutagawa-senpai?
Wezwanie blondynki myślami zaliczało się do tego.
- O co chodzi? - Przekręciłem głowę w jej stronę.
Zmartwiony wyraz twarzy kobiety znajdującej się co najmniej metr ode mnie mógł niejedną osobę przyprawić o niemiłe dreszcze na plecach. Podchodziło to pod umiejętność szantażowania emocjami żeby sprawić by drugi człowiek zechciał wykonać coś dla niej, tylko po to aby wywołać uśmiech. Rzecz jasna, byłem uodporniony na takową przypadłość. Zbyt długo z nią pracowałem. Poruszyła się niepewnie, zawstydzone spojrzenie odnalazło jakiś punkt na ziemi, a następnie cicho podeszła.
- Mori-san został poinformowany przez lekarza o pańskiej, um, przypadłości.
- Rozumiem - chłód przeżarł się przez mój ton. - Jakie wydał rozkazy?
- Przez parę dni zostanie pan na obserwacji w szpitalu. Mori-san pragnie żeby pan zebrał siły. Na dalsze polecenia mamy czekać.
- Czekać - przewróciłem w ukryciu oczami. Najgorsze co mogłem robić. Siedzieć bezczynnie gdy nosiło mnie w środku do działania.
- Szef zasugerował zastanowienie się nad tożsamością sprawcy pańskiego stanu. Chyba, że pan wie...
- Nie mam pojęcia kim jest ta osoba - powiedziałem machinalnie.
Owszem, miałem podejrzenie. Przerażające. Potworne. Oburzające. Paraliżujące. Do stopnia, w którym słowa utykały w gardle nie chcąc za nic w świecie wydostać się na zewnątrz. Nie potrafiłem przyznać tego przed sobą, co dopiero przed kimś innym. Przymknąłem powieki w obronie przed światłem słonecznym padającym na moje lico. Gdyby to wszystko było łatwe jak zamknięcie oczu.
- Mori-san zamierza się jeszcze z panem spotkać. Prawdopodobnie zjawi się wraz z Nakaharą-san. Ah, Gin jeszcze prosiła przekazać, że zjawi się jutrzejszego ranka z Tachiharą.
- To wszystko?
- Tak - szepnęła poprawiając kosmyk włosów za ucho. - Przyniosłam panu bukiet czerwonych tulipanów. Wiem, że ma pan już dużo kwiatów ale pokój ten jest bez charakteru, a kwiaty ponoć poprawiają samopoczucie u chorych.
Żeby nie urazić jej uczuć, podarowałem sobie odpowiedź mówiącą, że kwiaty aktualnie stanowią dla mnie największą bolączkę. Wszakże moja żenująca choroba była nich pełna. Podziękowałem skinięciem głowy. Oznajmiła, że rozkwitające rośliny ustawiła już na drugiej szafce koło mojego łóżka i pożegnała mnie z rumieńcem. Przez brak mojej obecności w kwaterze miała więcej roboty papierkowej niż zazwyczaj i więcej spraw na głowie. Mógłbym zaproponować aby przyniosła mi choćby połowę tego lecz znając jej upór oraz troskę, nie zgodziłaby się. Nic mi nie pozostało jak powrócić do moich ponurych myśli oraz klnięciu na pewną osobę odpowiedzialną za to co mi się przytrafiło. W ferworze cichej złości także oberwało się mojej nieusłuchanej pompie transportującej krew w całym organiźmie. Niby taki zwyczajny narząd, a taki niefrasobliwy, sprawiający kłopoty swojemu właścicielowi. Układając się wygodniej na fotelu miałem ochotę rozbić sobie czymś głowę. Bynajmniej nie przez migrenę, która przy okazji ucichła. Ale przez jedną myśl padająca jedno nazwisko. Zagryzłem agresywnie wargę.
- Pieprzony Nakajima.
Floks - Nasze dusze są połączone
Czerwony tulipan - Kocham Cię

CZYTASZ
Fleur de Mort
Fanfiction"Widziałem tego dnia rozpacz w twych pięknych oczach. Ja, całkowicie słaby, nie byłem w stanie unieść mą dłoń żeby otrzeć spływające łzy. Mój oddech stawał się coraz bardziej świszczący. Kolce, po tej długiej zabawie ze mną nareszcie zaczęły wbijać...