IV

497 61 57
                                    

Wpatrując się w zawstydzoną twarz mojej siostry, nie byłem wstanie powiedzieć co mnie dziś bardziej zdziwiło. Chociaż nawet nie wybiła godzina dziewiąta nowego dnia, w tym czasie już wiele rzeczy się wydarzyło, a mój umysł zaczął wysyłać sygnały oznajmujące strach przed dalszą częścią jaka mnie wyczekiwała.

Michizou Tachihara, trzymający w dłoniach parę kwiatów frezji połączonych z chryzantemami złocistymi, prezentował przede mną nie tęgi wyraz twarzy z lśniącymi oczami z wymieszanymi emocjami. Pytanie jakie padło z jego ust sprzed paroma minutami nadal dźwięcznie huczało mi w głowie. Któż by pomyślał, że parę minut po zbudzeniu, będę świadkiem gonienia się po całym pokoju tych dwóch osobników ażeby następnie zostać postawiony przed faktem, iż moja krewna ma tak bardzo upartego adoratora, który z zawziętością spytał mnie o jej rękę. Ku jego szokowi, nie wykonałem w jego stronę żadnej czynności zwiastującej jego rychłą śmierć. Zamiast tego otrzymał ode mnie wręcz grobową ciszę. Z czystą szczerością, nie mogłem czy też nie byłem wstanie wykonać czegokolwiek racjonalnego albowiem nigdy takowego zdarzenia nie przeżywałem. Nie wiedziałem jak mam zareagować aby przypadkiem mojej siostry nie zranić. Pragnąłem jej szczęścia i wydawało mi się, że wbrew wszelakim pozorom, rudowłosy mógł jej to zapewnić. Przynajmniej tak wnioskowałem po ich dziwacznym zachowaniu wobec siebie.

Gin, po dłuższym czasie spokoju, z drżącym oddechem podarowała mu kolejny kwiat. Z zaskoczeniem zauważyłem, iż była to kolejna frezja lecz o innym zabarwieniu niż te jakie posiadał już chłopak. Liliowa, jeżeli się nie mylę. Rudowłosy przyjął je z niepewnością.

- A co to? Wymiana handlowa kwiatów? - Nagły głos Nakahary zwrócił naszą uwagę ku drzwiom gdzie też stał.

Lewym ramieniem opierał się o framugę z nonszalancką postawą wraz z uniesioną jedną brwią. Wpatrywał się w nas z jawnym rozbawieniem w jasnych oczach i lekkim uśmiechu błąkającym się po twarzy. Dziewczyna spaliła przysłowiowego buraka i prędzej niż podmuch wiatru, opuściła pomieszczenie. Egzekutor był zmuszony postawić parę kroków do przodu żeby tylko nie zostać przez nią poturbowany. Nie miałem siły ażeby zawołać za nią by do nas powróciła. Pozostało mi tylko czekać aż się uspokoi.

- Nielegalne, jak widzę - mężczyzna kontynuował wątek niewzruszony tym zachowaniem.

- Nie do końca - wydukał z siebie członek Jaszczurek, nie wiedząc teraz co uczynić z licznym bukietem.

- Ah tak? To w takim razie także bym coś przyniósł do wymiany. W domu mam bardzo ładny owies.

- Owies? - Tym razem ja pozwoliłem unieść swą brew. - Jeszcze nie słyszałem żeby ktoś hodował owies w domu dla jedynie wyglądu, który zresztą przypomina najzwyczajniejszą trawę.

- Chyba, że pan hoduje odmianę co jest chwastem. Choć i to jest bezsensu.

- Znawcy roślin się odezwali. Ty lepiej Tachihara goń swoją lubą bo ci ucieknie na dobre.

- Nie ucieknie.

- Jesteś tego taki pewny? - Spytałem leniwie.

Zerknął na mnie z przestrachem. Rozejrzał się jeszcze prędko wokół siebie, a następnie, nie znajdując czegoś czego szukał, pozostawił mnie z dwudziesto dwu latkiem. Bukiet na całe moje szczęście zabrał ze sobą. Już miałem ich wystarczająco w posiadaniu. Z ostrożnością spojrzałem w bok gdzie w wazonie były tulipany od Higuchi. Jeden z nich był już zwiędły.

- Nie długo ta sala zamieni się w kwiaciarnie.

Usiadł najbliżej mógł uprzednio chwytając krzesło. Biła z niego aura pozytywności oraz radości, jakby wydarzyło się w jego otoczeniu coś bardzo dobrego. Znając jego, podzieli się ze mną tą wiadomością po wymianie uprzejmości i tak zwanej gadki szmatki. Jakby nie umiał sobie tego darować.

- Nie da się ukryć. Im więcej osób do mnie przychodzi, tym więcej ich się pojawia. Szef niedługo przybędzie, czyż nie?

- Ta, gdzieś koło trzynastej tu wpadnie. Z kwiatami.

- On też?

- Nie wiem czy będą one dla ciebie. Słyszałem, że komuś chce je podarować.

- Wszyscy powariowali - stwierdziłem ukrywając załamanie w głosie. Jak wcześniej nie zauważyłem istnienia roślin, tak w tej chwili widziałem jak każda osoba wokół mnie z nimi szaleje. Zaczynałem wierzyć, iż powoli staje się to moją paranoją.

Mężczyzna wzruszył beztrosko ramionami. Z pewnością on nie widział tego tak jak ja i wedle niego zachowanie innych było na porządku dziennym. Czyżbym dotąd miał aż tak zamknięte oczy na pewne sprawy dziejące się wokół mnie? Jakby nie spojrzeć, uczucia Tachihary wobec mojej siostry odkryłem dopiero gdy ten postanowił mi je wyjawić. Zakaszlnąłem okrutnie.

- Rozmyślałeś już nad tym?

Wiedząc co ma na myśli, pokręciłem głową. Nadal nie zdecydowałem co zrobić z mą chorobą. Samobójstwo było wykluczone już na wstępie. Odzajemnienie? Toż to było niemożliwe. Zostawała operacja, jednakże i z nią miałem pewne problemy kiedy tylko moje myśli chyliły się ku niej. Coś wewnątrz mnie wzburzało się nad tym, krzyczało aż ostatecznie zastępowałem tym czymś innym aby uciec od natrętnego głośniku.

- Masz jeszcze czas na podjęcie decyzji - oświadczył ze spokojem.

Czekanie do trzynastej przebiegło znośnie. Zostając zalany informacjami dotyczącymi Głównej Kwatery Mafii i jej działaniami, dyskutowałem z rudowłosym o przyszłych zdaniach jakby mi wcale nie groziła śmierć z uduszenia. Gin z Tachiharą powrócili do nas około dwunastej żeby zjeść z nami obiad. Kłótnia między nimi zniknęła jak i dyskomfort. Co znaczyło dla mnie jedno, iż czarnowłosa zgodziła się wyjść za mąż. Mi pozostało zatem jedynie ostrzec rewolwerowca przed wszelakimi pomysłami i działaniami, a ten poprzysiągł mi iż nie skrzywdzi Gin. Ta oznajmiła, że gdyby spróbował, wylądowałby w szpitalu z nożem w brzuchu. Nakahara nie był wstanie opanować głośnego śmiechu.

Mori-san przywitał do nas z opóźnieniem w niezmiennym towarzystwie Elise. Prawdopodobnie jego umiejętność strzelała po drodze fochy. Jeżeli miałbym powiedzieć, że stworzenie to mnie nie irytowało, musiałbym skłamać. Blondynka była jedną z najpaskudniejszych istot na tej Ziemi. Zarozumiała księżniczka o bezwzględnej naturze. Egzekutor jednego dnia w tajemnicy oświadczył mi, że moja osoba posiada więcej człowieczeństwa niż ona. Do dzisiaj nie jestem pewny czy to był w swego rodzaju komplement albo stwierdzenie faktu. W tej chwili mała paskuda z ciekawością latała pokoju aby przyjrzeć się każdej podarowanej mi roślinie. Natomiast szefa wszyscy powitaliśmy z szacunkiem. Choć ja zmuszony byłem tylko do głębokiego skinięcia głowy.

- Akutagawa-kun, gdyby nie prześwietlenia i słowa lekarza, powiedziałbym żeś zdrów jak ryba.

Posłany uśmiech w moim kierunku miał być może podnieść mnie na duchu, czy coś w tym rodzaju. Trudno mi było orzec jaki stosunek miał do mnie ten człowiek. Podziękowałem.

- Gin-kun, Tachihara-kun, Chuuya-kun.

Cała trójka opuściła grzecznie moją szpitalną komnatę. Nawet księżniczka, po chwyceniu jednego kwiata tulipanu, nas opuściła. Czyżbym powinień się bać?

- Twoje zdrowie jest w bardzo krytycznym stanie. Akutagawa-kun, kim on czy ona, jest?

Stawianie czoła rzeczom oczywistych nieraz może być najgorszym zadaniem do wykonania. Jedno wiedziałem, przez okoliczności, w których musiałem żyć, zadanie te będzie przeze mnie w przyszłości aż za często wykonywane.

Frezja - "Obdarz mnie miłością"
Chryzantema złocista - "Śnię o Tobie"
Frezja liliowa - "Onieśmielasz mnie"
Owies - Czarowna dusza muzyki

Fleur de MortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz