Zebrany krokus, ozdabiający biurko w gabinecie lekarskim w Zbrojnej Agencji Detektywistyczne, wydawał się pochylać się w mą stronę w morderczych celach. Choć na dobrą sprawę nie wydawał się przyjacielsko nastawiony na kogokolwiek w tym pomieszczeniu, prócz jego właścicielki. Wydawało się to oczywistą odpowiedzią. Zmarszczyłem w skupieniu brwi na chodzącego w te i z powrotem pana Dazai'a przeglądającego telefon. Siedząca koło mnie Gin, poruszyła się nerwowo na pościeli łóżku. Reakcja podobna wytworzyła się u jej miłości. Tachihara stukał paznokciem w jedną broń przy biodrze, obserwując byłego mafioza. Yosano Akiko nic nie mówiła na to wszystko. Umiejętnie ignorowała rozgrywającą się między nami napiętą ciszę.
Nasze postacie znalazły się tutaj nie z byle jakiego powodu. Lekarka postanowiła stanowczo ażeby mnie zabrać do jej miejsca pracy, gdzie będzie w stanie obadać moje nieszczęście. Szef, żeby móc dłużej cieszyć się towarzystwem ukochanego, zgodził się bez żadnego ale. Ja na to reagowałem milczeniem. Wystarczająco schańbiłem się przed sobą oraz Nakaharą. Dalsze słowa były zbędne. Najgorszym jednak była świadomość, iż Nakajima prawdopodobnie nie zbliżał się do miejsca, w którym przebywałem, a ci przeklęci detektywi z pewnością już go poinformowali o mej wpadce. Cóż za wstyd oraz żal. Biało włosy bez żadnego wątpienia znajdował się w budynku. Należało tylko dowiedzieć się gdzie dokładnie. Pragnąłem jedynie z nim porozmawiać. Czy to było aż tak niemożliwe?
Do środka wparował zuchwale Edogawa Ranpo z lecącymi dookoła słodyczami. Moja siostra powstrzymała się w porę przed rzuceniem noża. Biedaczyna, siedziała niczym na szpilkach nie wiedząc kiedy i skąd ci ludzie zaatakują, a ja nie byłem wstanie bronić siebie, czy jej. Pozostawał mi co prawda atak polegający na opluciu ich, jednakże tego wolałbym użyć tylko i wyłącznie w ostateczności. Zaraz za niskim mężczyzną pojawił się blondyn w okularach.
- Doppo, dziękuję ci za kwiaty. Są piękne - kobieta skinęła mu głową z uśmiechem.
- Cieszę się, że ci się spodobały - odrzekł z rumieńcem i od razu wycofał się ze strefy drzwi.
Wszędzie obrzydliwa miłość. Odwzajemniona miłość, przywołująca myśl o ewakuacji z dala od środowisk ludzkich jak najdalej byłbym wstanie. Oh, na tę chwilę było to niemal niemożliwe. Wstając ze szpitalnego łóżka już wiedziałem, że moc chodzenia została wstrzymana w wiotkich nogach. Rudowłosy mężczyzna powziął zadanie przemieszczenia mnie do samochodu oraz z niego do budynku za pomocą swojej Umiejętności. Kolejny zawstydzający moment marnego życia. Jestem pewny, że zostałem nimi skazany do jego nadchodzącego końca.
- Ne, Dazai, ten dziwny dziad cię woła.
Detektyw w czapce wskazał za siebie na machającego radośnie szefa Mafii. Brunet skrzywił się jawnie i schował telefon. Wiadomym było, iż dawny uczeń Mori'ego Ougai'a nie darzył nauczyciela jakąkolwiek sympatią, czy innym ciepłym uczuciem. W oczach dostrzehlem większą ochotę na skok z jakiegoś wieżowca z pięknym widokiem aniżeli radość wynikająca z rozmowy z siwiejącym mężczyzną. Jednak, dla zachowania wszelakich pozorów, przywołał najjaśniejszy uśmiech z całego swojego repertuaru fałszywych masek wyruszając do przodu długimi nogami.
- Pozostałych ludków też.
Michizou spojrzał krótko na mnie oraz na ciemno włosą. Nim się obejrzałem, byłem całkowice sam na sam z kobietą. Nie czułem ani strachu, ani nerwowości. Czułem olbrzymią senność. Powieki same lepiły się paskudnie do siebie.
- Twój cały układ oddechowy, drogi oddechowe oraz narządy, mają zapuszczone korzenie. Róży, z tego co widzę. Swój początek jest otoczony wokół serca. Łodyga z małymi kolcami dosięga już początek gardła. Pędy powoli otwierają się w oskrzelach i płucach.
- Zatem skąd te płatki skoro roślina jeszcze nie zakwitła? - Spytałem śpiąco.
- Dostrzegam pąk na dnie twojego lewego płuca. Malutki lecz z pewnością to on je produkuje.
- Niebywałe.
- Zgadzam się. Jestem tym podekscytowana.
- Cu... Downie...
"Siedzenie w pustym mieszkaniu miało swoje zalety. Nikt nie przeszkadzał w tym, co aktualnie robiłeś i mogłeś praktycznie robić co ci się żywnie podobało. Podczas takiej chwili spokoju, ktoś śmiał przeszkodzić mi w lekturze. Z początku irytacja weszła na wyżyny swego wysokiego pałacu lecz równie szybko zniknęła, będąc zastąpiona inną emocją. Stojąc przed drzwiami byłem oniemiały podarkiem dostarczonym poprzez pocztę kwiatową. Odbiorcą miałem być ja, nie Gin, więc szok podwoił się. Ulotka głosiła z czego składał się podarowany mi bukiet. Czapetka pachnąca, dzwonek i gożdzik nakrapiany. Nic więcej. Żadnego liściku."
Nigdy nie pomyślałem aby sprawdzić znaczenie tych kwiatów. W tamtym momencie miałem w tyle głowy słowa Nakahary o ich tajnym języku i z tego powodu rośliny te spotkał gorzki los, w którym zamieszkały w najbliższym kontenerze na śmieci. Jak zwykle, okrutne z mojej strony było takie zachowanie.
- Znów odleciałeś w daleką krainę.
- Na długo? - Pytanie było powiedziane bardziej trzeźwiejszym tonem niż wcześniejsze.
- Dziesięć minut. Ta dziwna narkolepsja nie działa długo ale często.
- Rozumiem - wstałem powoli do pozycji siedzącej.
Lekarka musiała mnie położyć i obkryć leżącym tu kołdrą. Zatrząsłem się z powodu przejmującego chłodu oraz próbie wydostania się przez usta gałęzi tego paskudztwa.
- Jestem wstanie przeprowadzić operację z panem Morim w każdej chwili - oznajmiła rzeczowo. - Oczywiście, pamiętasz z czym to się wiąże, tak?
- Z zapomnieniem o Atsushim - mruknąłem.
Brwi wzniosły się ku sufitowi. Boże, bóstwa i niebiosa drogie. Ponownie wymówiłem jego imię bez zająknięcia, a pocisk ucisku przestrzelił środek mojej klatki piersiowej. Zasłoniłem usta dłonią, mrugając jak najszybciej się tylko dało. Ciało wpadło w rytm drygnięć. Nim brunetka do mnie dotarła, zwymiotowałem na podłogę. Spocone dłonie zacisnęły się na krawędzi łóżka, cała sylwetka pochylała się na dół wyczekując kolejnego ataku. Czy byłbym wstanie o nim zapomnieć? Czy mógłbym do tego dopuścić, zgodzić się na ten przebieg? Nie. Dopóki żyję, walczyć będę o każdy dech. Minutę, chwilę z Tygrysołakiem. Nie obchodziło mnie to, że umrę w cierpieniu. Atsushi jest mą pierwszą, szczerą jak widać, miłością, a moja egzystencja to czysty żart w moją stronę.
- Wolę zdechnąć - rzekłem z iskrami w tęczówkach.
Brzmię jak szaleniec. Lecz czymże innym jest zakochany człowiek?
Krokus - daj mi siebie, szacunek i miłość
Czapetka pachnąca - Kocham Cię potajemnie
Dzwonek - Wdzięczność
Gożdzik nakrapiany - Nie mogę z Tobą być
CZYTASZ
Fleur de Mort
Fanfiction"Widziałem tego dnia rozpacz w twych pięknych oczach. Ja, całkowicie słaby, nie byłem w stanie unieść mą dłoń żeby otrzeć spływające łzy. Mój oddech stawał się coraz bardziej świszczący. Kolce, po tej długiej zabawie ze mną nareszcie zaczęły wbijać...