"Przed świtem"

820 26 6
                                    

Każdego ranka, przed świtem przez kilka sekund słychać wystrzały pistoletów. Przy murze stoją na śmierć skazani Żydzi.
Są oni tak samo niewinni jak niemowlęta, które po raz pierwszy ujrzały światło dzienne. Wówczas kiedy Niemcy zajmują się mordowaniem ludzi, ja rozwieszam plakaty pod hasłem: "Wolna Polska". Maluję znaki niepodległościowe, wszystko po to, by Polacy nie tracili wiary w nasz przyszły, oraz kompletnie wolny kraj. Wtedy jest najmniej Niemców na ulicy, nie pilnują porządku. Najbardziej  moją twarz smutek przykrywa wieść o tym, że tyle czasu zajmuje matkom kształtowanie ciała ich dzieci, natomiast by je zabić wystarczają zaledwie dwie sekudny. Każdego dnia zabijane jest setki tysięcy niewinnych ludzi.
Codziennie stoję patrząc ze łzami w oczach na ofiary nazistowskiej ideologii, które czekają na śmierć, a kiedy na nogach nie stoi już żadna żywa dusza, oni odchodzą jakby nigdy nic. Oni są "bohaterami". Wszyscy Niemcy są mordercami, przynajmniej ci którzy popierają ideologię Hitlera. Zawsze kiedy już odejdą podchodzę do nieżywych ciał, by sprawdzić, czy ktoś przeżył. Zazwyczaj nikt nie reaguje na mój dotyk, na moją obecność. Jednak dzisiejszego dnia ona z bezsilnością uniosła na mnie swój wzrok. Była to Żydówka. Miała proste brązowe włosy i oczy czarne jak węgiel. Patrzyła z brakiem nadziei. Ledwo co oddychała. W pewnym momencie zamknęła oczy. Przywiązałem jej chustę w miejscu postrzału, by zatamować krwawienie. Wziąłem ją na ręcę i przyniosłem do mnie do domu najszybciej jak mogłem. Położyłem ją delikatnie. Moja mama jest lekarką. Pomoże jej.

-Nie mamy czasu. Ona potrzebuje natychmiastowej pomocy. Została postrzelona w brzuch, straciła dużo krwi.

Lekarka odwiązała chustę oraz przecięła koszulę dziewczyny. Nie zastanawiała się, ona wiedziała co robić. Z niecierpliwością czekałem, aż mama wyjdzie z gabinetu z dobrymi wieściami. W końcu nastał ten moment.

-Wszystko w rękach Boga.

Następnego dnia przed świtem, nie poszedłem pod "nazistowski mur".
Siedziałem przy ciemnowłosej.
W końcu otworzyła oczy.

-Złapią cię i zabiją. - odparł kobiecy głos.
Dziewczyna sięgnęła po pistolet, który leżał  obok na szafce. To ja go tam zostawiłem, kiedy wróciłem z ćwiczeń. -Skróć moje cierpienie. Pomożesz mi tym bardziej, niż darem życia.

Wziąłem z jej dłoni pistolet i schowałem pod płaszcz. Pozwoliła mi sobie pomóc.

-Znajdą cię. Będą coś przeczuwać. - powiedziała jakby mnie skądś kojarzyła.

-Mieszkałam obok muru. Widziałam cię jak co ranek przychodziłeś do umarłych. Oni cię szukają. Pewnego dnia zgubiłeś plakat z napisem: "Wolna Polska". Chcą znaleźć tego co nawraca patriotyzm wśród ludzi.

-Dam sobię radę, ważne teraz jest to, abyś ty przeżyła. Potem zaprowadzę cię tam, gdzie nikt cię nie znajdzie. Tutaj nie jesteś bezpieczna.

-Po co to robisz? Narażasz się, by uratować zwykłego człowieka.

To było zbyt skomplikowane. Mój ojciec był Żydem, matka Polką. Nie mogłem pozwolić, aby moi bracia stracili nadzieję na życie. Dlatego próbuję. Próbuję ratować tych, którzy mają szansę na przeżycie.

-Masz na imię Chaja?

-Nieźle kombinujesz. Odelia.

-Wdzięczna Bogu. No tak. Jednakże Żywa też doskonale określa stan twojej sytuacji- odparłem.

Usmiechnęła się. - A Tobie? Jak na imię?

-Tomek.

Kierowałem się w stronę drzwi, by wyjść na dwór. Chciałem iść pod mur. Zaraz miało rozpocząć się wystrzeliwanie kolejnych Żydów.

-Wróć zaraz. - powiedziała na dowidzenia Odelia.

Skiwnąłem głową i opuściłem pokój. Kiedy stałem pod murem nikogo nie było. Spuźnili się, dopiero łapali kolejne ofiary. Złapali z dwadzieścia osób. Nie mogłem tak na to patrzeć. Było tylko dwóch Niemców. Stali tyłem do mnie. Wydawali rozkazy, traktowali ludzi jak psy. Musiałem coś z tym zrobić. Nawet jakbym miał do nich strzelić nie zdążyli by mnie nawet zauważyć. Wyciągnąłem pistolet, który miałem za płaszczem, wycelowałem w jednego z Niemców i strzeliłem. Zobaczyłem jak upada, jak jego krew zamienia się w jedną wielką kałużę. Poczułem się jak morderca. Jak Niemiec. Zaraz po tym, drugi obrócił się do mnie i uniósł karabin. Strzelił, jednak nie trafił. Nie zauważył mnie, zrobił to na wyczucie. Usłyszał, że padł strzał, więc szybko zaraegował. Schowałem się za murem. Zaraz po tym strzeliłem równie i w niego. Upadł również na twardą ziemię.

-Biegiem, za mną! - poczułem się jak dowódca. Dwadzieścia zdezorientowanych osób biegnie za mną w stronę mojego domu. Zaprowadziłem ich do piwnicy, by każdy mógł się zmieścić.

Rozłożyłem im koc, oraz stół by mogli gdzieś jeść.

-Co z nami będzie? - zapytała jedna osoba z całego tłumu. Każdy się na mnie spojrzał, zasugerowali poparcie pytania.

-Będziecie wolni. - to narazie jedyne wyjście, które mogę wam w stanie obiecać.

Odelia

Skłamałam. Nie znałam go tylko z widzenia, kiedyś chodziłam z nim do szkoły. On mnie nie zauważał, bo byliśmy w innej klasie, a ja byłam zbyt nieśmiała aby zacząć rozmowę.
Jedyne co mogę teraz zrobić, to zejść mu z drogi. Nie chcę go obciążać, a sama czuję, że rana się goi. Wstałam, napisałam krótki list.

Drogi Kapitanie!

Dziękuję za uratowanie życia, jednakże nie chcę ci sprawiać kłopotów. To było zbyt niebezpieczne. Mogłoby się to źle odbić na Tobie, czasem zamiast ratować innych skup się sam na sobie. Jestem bezpieczna.

Odelia

Był moim Kapitanem, bohaterem. A bohater ma dużo na głowie. Zbyt wiele, aby go obciążać. Byłam dla niego zagrożeniem.
Kiedy wróciłam do domu sięgnęłam po pistolet. Spakowałam do torby. Wiedziałam, że zostanę wkrótce zabita, żadne ukrywanie się by tego nie zmieniło. Skoro mam spotkać się ze śmiercią, chcę to zrobić jak się należy. Kierowałam się w stronę urzędu z pistoletem w dłoni. Jestem, kim jestem. Nie będę umierać z bezsilności. Będę walczyć. Po drodze zrywałam wszystkie nazistowskie plakaty. To Polska. Nie ma tu miejsca dla kogoś takiego jak Niemcy. Przekroczyłam próg budynku. Szłam tam, by umrzeć z dumą, z patriotyzmem. Wolna Polska powróci.

Otworzyłam drzwi. Wyjęłam pistolet uniosłam go na wysokości 90 stopni. Przed śmiercią Niemca powiedziałam krótkie: "Aufwiedersehen". Padł strzał. Widziałam jak krew brudnego człowieka zamienia się w strumyk krwi. Poczułam się jak morderca. Musiałam to zrobić, bynajmniej dla Polski i moich braci, którzy niewinnie pod murem zginęli śmiercią tragiczną.
Ukryłam się za wielkim drewnianym biurkiem. Niemcy się zbiegli.

"Po co się ukrywać"? "Przyszłam by umrzeć z dumą, nie ze strachem". Stanęłam oko w oko z brudnym Niemcem. Przyłożył mi pistolet do skroni. Już kiedy miał nadejść mój koniec, mężczyzna upadł. Został postrzelony. Był to Kapitan.

-Będę ci wierny. Aż do śmierci - powiedział.
Ale teraz musimy uciekać. Dziesiątki ochroniarzy biegnie właśnie do tego pokoju.

Uciekliśmy. Teraz jesteśmy bezpieczni. Każdy myślał, że wojna już się kończy, tymczasem ona dopiero się zaczynała. Obudziliśmy smoka.

Wierni Sercu ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz