-Kto odważy się pójść ze mną na polowanie na bestię pustoszącą nasze ziemie? Jednego z najgroźniejszych z jakimi przyszło nam się zmierzyć?- Po wielkiej sali, w której zapewne zebrali się niemalże wszyscy mieszkańcy wyspy Alost, rozbrzmiał donośny głos ich wodza, Grettera. Lekko siwiejący mężczyzna, jeszcze w sile wieku, potężny, nie tylko budową, on bowiem nosił miano najsilniejszego wikinga na w wiosce. Według legendy sam, jeszcze dziecięciem będąc rozpłatał łeb wilkołakowi, jednemu z wielu, które zamieszkiwały wyspę w tamtych czasach. Kilkanaście lat temu, gdy wikingowie przypłynęli na Alost, piękną, rozkwitającą wyspę pośród lodowych wód oceanicznych, jedynymi jej mieszkańcami, a dla nowo przybyłych szkodnikami, były wilkołaki. Ich watahy panoszyły się wszędzie, a ludzie chcąc osiąść bezpiecznie na nowym lądzie zaczęli się ich pozbywać, aż w końcu sytuacja na wyspie uspokoiła się, a w jej lasach pozostało jedynie kilkunastu niechcianych mieszkańców. Salę zalały śmiechy, a po chwili rozległy się krzyki chętnych. Dla wszystkich polowanie było świetną zabawą, szczególnie, że nie zdarzało się ono często, od kiedy siły wilkołaków tak drastycznie zmalały. Co prawda bestiom nadal zdarzało się zranić, a rzadziej przemienić któregoś z wikingów, to ci mieli już na to sposób i nie próbowali leczyć swoich towarzyszy, a zwyczajnie ucinali im głowy.
-Jak zwykle mnóstwo chętnych. Rozumiem, każdy ma ochotę ściąć łeb białej bestii?- Głos wodza znowu rozbrzmiał przebijając się przez głosy śmiejących się towarzyszy, które na wspomnieniu o "tym" osobniku ucichły. -No nie! Nie mówcie mi, że się go boicie! Przecież to bestia jak każda inna!-Właśnie nie wodzu... Ten jest mądrzejszy. Nie dosyć, że nigdy nikogo nie zabił od kiedy na niego polujemy, to poranił niejednokrotnie i to dotkliwie, to unika każdego z naszych ataków, zupełnie tak jakby myślał i był świadom tego co się w okół niego dzieje. Nie zachowuje się jak tamte zwierzęta.- Odpowiedział niechętnie przyjaciel, a zarazem prawa ręka wodza wikingów, Svalfi. Jego obawy były w pełni uzasadnione, bowiem ostatnim razem, gdy dziesiątka mężczyzn wyruszyła na obławę na bestię, ta zostawiła ich przywiązanych do drzewa, poobdzieranych z wszelkiego odzienia i poobijanych. Jeszcze wcześniej Geitrigest wyruszył na misję iście samobójczą by samodzielnie zgładzić bestię, gdy jednak się na nią natknął okazało się, że ta wcale nie ma nastroju na żarty i połamała mu obie ręce, po czym podrzuciła go pod dom uzdrowicielki i tylko to sprawiło, że mężczyzna przeżył.
-Znowu mam go iść szukać samemu?- Warknął zdenerwowany tchórzostwem swoich ludzi Gretter. Wydawać by się mogło, że wikingowie są nieustraszeni, ale nie oznacza to, że są samobójcami. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciał natknąć się na sprytniejszego od siebie stwora. -Naprawdę nikt?- dodał, a jego słowa odbiły się echem po cichej sali. Po widzu dało się dostrzec osobistą nienawiść do tego jednego, konkretnego stworzenia, to niemalże z niego emanowało.
-Wodzu?- Młody Daggson zabrał głos pewny siebie, mimo nagłego sprzeciwu ojca, starego Dagga. -Ja chciałbym wyruszyć i zgładzić go, nawet w pojedynkę.- oczy wszystkich skierowały się na jasnoskórego blondyna o mocno zielonych ślepiach, wygląd odziedziczył po matce, podobnie jak i upór, jednak porywczość i jak widać, brak zdrowego rozsądku wkradł się tu przez przypadek, czyniąc z chłopaka zagadkę dla każdego.
-Jesteś za młody, za słaby. Biały potraktuje cię jak wykałaczkę, nie zdołasz go nawet zadrapać.- Roześmiał się rudobrody, traktując wątłego chłopaka jak żart.
-Ale jestem jedynym chętnym, który chociażby odważył się zgłosić.- Odburknął Nikolas jednocześnie pokazując wodzowi, że go nie docenia.
-W porządku. Skoro chcesz, pójdziesz. Weź od Svalfiego to co będzie ci potrzebne.- Odpowiedział poddenerwowany Gretter. -Ale idziesz sam.- Dodał. Pragnął nauczyć młodzieńca pokory, w taki czy inny sposób.
CZYTASZ
Biały Wilkołak
Werewolf*klątwy bywają bolesne* Niewielka wyspa, a na niej panoszące się wilkołaki? To musi być coś... opowiadanie bl, boys love, yaoi, nie chcesz, nie czytaj.