Kwiecień, 1942, Warszawa
-Miałeś na nią uważać! - wrzasnęła moja mama, gdy pojawiliśmy się w progu drzwi.
-Mamo, to moja wina - wysapałam, opierając się o Alka.
-Nie tłumacz się - warknęła, patrząc na Maćka.
On zacisnął usta i spuścił wzrok.
-Leokadia, daj spokój - westchnął mój tata i złapał ją za ramiona. - Krzykiem nic nie zdziałasz. Chłopak nic nie zrobił, starał się. - Puścił mu oczko, a Dawidowski potajemnie odetchnął z ulgą. - Apolonia, dziecko moje, musisz usiąść. - Podszedł do mnie i złapał pod ręce, ciągnąc do salonu. - Nie martw się, załatwię to - szepnął z uśmiechem i posadził mnie na kanapie.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do taty i przymknęłam oczy.
Maciek od razu do mnie podbiegł i rzucił się przede mną na kolana.
-Poleczko, kochanie. Bardzo cię boli? Przynieść ci coś? Może głodna jesteś? Albo zmarznięta?! Boże! Zimno ci pewnie! - mówił szybko i mocno wymachiwał dłońmi. Prędko wstał i pobiegł do mojego pokoju, by zaraz wrócić z kocykiem i poduszką.
Chwilę stanął nade mną i skanował wzrokiem, myśląc.
Następnie położył okrycie obok tapczanu, lekko owinął ręce wokół moich bioder i delikatnie zmienił moją pozycję na leżącą.
W mgnieniu oka podłożył mi poduszkę pod głowę i przykrył kocem. Fakt, było mi zimno.
-Dam radę, nie pękam - zaśmiałam się.
Alek westchnął i usiadł obok mnie. Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się smutno.
-Gdybym zauważył ich w porę... - Przymknął oczy i przetarł twarz.
-Ej! - Szybko usiadłam. - Nie mów tak nawet. Wypadki chodzą po ludziach. - Złapałam go za dłoń i się uśmiechnęłam.
Glizda wyszczerzył się pod nosem.
-Niedługo twoje szesnaste urodziny. Kiedy to było? Czterdziesty ósmy maja? - zachichotał, patrząc na mnie.
Wywróciłam oczami i parsknęłam śmiechem.
-Sześćdziesiąty czerwca. - Przypomniałam mu i położyłam głowę na jego ramieniu.
On natomiast podniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy.
-Masz takie śliczne oczy... - wymamrotał jak odurzony.
Uniosłam jeden kącik ust.
Wpatrywaliśmy się w siebie. On miał takie głębokie, niebieskie oczy, w których od razu się utopiłam, jak w morzu.
Patrzyłam na niego rozmarzona, a on jeździł palcem po mojej żuchwie.
W jednej chwili Alek wpił się w moje usta, łapiąc mnie za policzki.
Mruknęłam zaskoczona i zarzuciłam mu ręce na kark.
Maciek położył nas, pogłębiając pocałunek i lekko szarpiąc moją koszulkę.
Owinęłam zdrową nogą jego biodra.
Czułam, jak serce mi łomocze i hormony buzują.
Powoli zjechał pocałunkami na moją szyję. Przymknęłam oczy i się uśmiechnęłam.
-Apolonia, chciała... - Moja mama stanęła jak wryta na wejściu od salonu i zamrugała kilkakrotnie.
Alek odskoczył ode mnie jak poparzony, przez co spadł na ziemię.
CZYTASZ
Zanim umrę za młodu || Maciej Aleksy Dawidowski
FanfictionZakończona ✔✅ " -Zosieńko, ale czym ty się tak martwisz? Szkopy jeszcze nie chodzą. - Wyprzedziłam lekko Tadka i szłam powoli tyłem. -Ja? Ja się nie zamartwiam niczym! Czyste serce od stresu mam! Ale Alek! Aleksy to co innego! On z tego stresu powin...