Zapach o północy

860 63 44
                                    

Otarłem kropelki potu spływające po moim czole. Dziękowałem bogom, że trening w końcu się skończył. Levi jak zawsze wyciskał z nas siódme poty. Uspokoiłem oddech. Nim się zorientowałem plac opustoszał, a kapitan stał obok mnie. Podniosłem na niego wzrok.

- Dobrze Ci dzisiaj szło Eren - potargał mi włosy.

- Jednak dodatkowe treningi z tobą się opłaciły - uśmiechnąłem się szeroko i odruchowo podrapałem po karku.

- Przyjdź do mnie wieczorem - zbliżył tak, że czubki naszych butów się stykały.

- Okay - odpowiedziałem bez zastanowienia.

Złapał za mój kołnierzyk, poprawił go następnie rękoma zjechał na mój tors. Stanął na palcach, zbliżając swoje usta do moich, zostawiając na nich krótki pocałunek. Zarumieniłem się i od razu zacząłem się rozglądać.

- Nikt nie widział - upewnił mnie.

Kiwnąłem głową na znak porozumienia. Pożegnałem kapitana i udałem się w stronę łazienek. Levi i ja jesteśmy tak blisko już od kilku tygodni. Szczerze sam nie wierzę, że odwzajemnił moje uczucia. Jednak marzenia się spełniają. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Samo myślenie o nim sprawia, że jestem szczęśliwy. Mimo iż dzieli nas spora różnica wieku oraz nasz związek musi być ukrywany przed resztą dowództwa, jak i przed moimi przyjaciółmi, odpowiadało mi to. Liczyło się, że mogę być blisko niego. Nie ważne, za jaką cenę i ile musiałbym poświecić. Chcę trwać u jego boku tak długo jak będę mógł.

Zbliżając się ku celu. Otworzyłem drzwi wchodząc do pomieszczenia. Podszedłem w stronę szafki, rozebrałem się składając mundur w kostkę - Przyda się go wyprać - pomyślałem. Odkręciłem strumień wody. Ciepłe krople spływały po mojej skórze. Namydliłem się, po czym spłukałem. Wytarłem, następnie założyłem bokserki, koszulkę i spodnie. Ręcznik przewiesiłem przez bark. Wyszedłem z łazienki zostawiając po sobie porządek. Było pięć po czternastej. Migiem znalazłem się przy pokoju. Zostawiłem rzeczy i udałem się na obiad.
Dosiadłem się do Mikasy oraz Armina. Nalałem do miski zupy, sięgnąłem po kromkę chleba i zacząłem jeść.

- Jak było ma treningu? - odezwała się czarnowłosa, spoglądała na mnie z łagodnym wyrazem twarzy.

- Dobrze, treningi z kapitanem dużo dały - stwierdziłem dumą.

- Nie uważasz, że za dużo czasu z nim ostatnio spędzasz? - zauważyła - No i co to za wieczorne wyprawy do jego gabinetu? - spiąłem się. Automatycznie podrapałem ręka po karku.

- Omawiamy moje postępy - lekko się zaciąłem. Nie najlepiej szło mi kłamanie.

Brunetka odpuściła sobie drążenie tego tematu. Byłem pewien, że mi nie uwierzyła. Dlatego dziękowałem w duchu, że odpuściła.
Dokończyłem ze smakiem posiłek. Odłożyłem naczynia i udałem się w stronę pokoju. Nie było mi dane jednak do niego dojść. Rzuciła się na mnie podekscytowana Hanji. Wspomniała coś o eksperymentach i o tym, że mam się jutro u niej stawić przed rozpoczęciem treningów. Przytakiwałem na każde zdanie, by móc ją jak najszybciej spławić. Gdy odeszła odetchnąłem z ulgą. Specyficzna i tajemnicza kobieta. Mając nadzieje, że już nic mnie nie zatrzyma, dotarłem do pokoju. Od razu padłem na łóżko. Wpatrywałem się w sufit przez dobre piętnaście minut. Musiałem się zmusić do wstania. Obolałe mięśnie dawały o sobie znać. Skrzywiłem się. Przeleciałem wzrokiem po pokoju. Wydawało się jakby tylko po mojej stronie znajdował się syf. Przetarłem rękoma twarz. Zabrałem się za ogarnianie. Najlepszą motywacją do tego było to, że gdyby zobaczył to Levi to zapewne oprócz swojego pokoju, musiałbym sprzątać całą kwaterę. Tego za nic bym nie chciał. Nasz kapitan to straszny pedant. Nienawidzi bałaganu i brudu. Częstymi karami dla nieposłusznych żołnierzy jest właśnie sprzątanie. Wszyscy tego nienawidzą, więc większość stara się nie podpaść kapitanowi. Chociaż zdaje mi się, że z tym nie ma problemu. Każdy darzył go ogromnym szacunkiem. Oprócz tego budzi respekt nawet u największych cwaniaków. Nikt nie chce mieć z nim na pieńku.
Rozmyślenia rozwiał trzask zamykanych drzwi. Z niechęcią spojrzałem w stronę Jeana.
Nie odezwał się, zdjął koszulkę i rzucił ją na łóżko. Nie wiem jak doszło do tego, że mamy razem pokój.
Prosiłem niejednokrotnie o przeniesienie, ale sytuacja się w ogóle nie zmieniła. Było po szesnastej. Nie chciałem spędzać czasu z koniomordym. Wybrałem, więc spacer. Opuściłem pokój i wyszedłem na dziedziniec. Przy mocniejszych powiewach wiatru, lekko drżałem. Był początek jesieni, a do tej pory zdążyło się już ochłodzić. To jednak nie zmieniło moich planów. Udałem się w moje ulubione miejsce. Wspiąłem się na drzewo, następnie z niego przeskoczyłem na dach stajni. Z niej było widać więcej niż z ziemi. Kochałem podziwiać widoki. Choć te tu nie umywały się do tych za murami. Choć także umiały zaprzeć dech w piersi. Nasza kwatera znajdowała się ma lekkim wzniesieniu. Co dawało piękny widok na miasto w oddali. Noc była moja ulubioną porą. Nie dość, że na niebie pojawiało się miliard gwiazd, które rozświetlały niebo, to również miasto lśniło, światłem latarni które oświetlały ulice. Znowu pogrążyłem się w myślach. Nie wiem ile czasu spędziłem na siedzeniu i wpatrywaniu się w dal. Dostałem w twarz czymś twardym. Obudziło mnie natychmiastowo. Rozejrzałem się do okoła. Jedynie głos nakierował mnie na sprawcę.

Zapach O Północy | RirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz