5 lat później
Nowy Jork
-Meg, wstawaj, spóźnisz się do pracy!- Obudził mnie głos James'a dochodzący z kuchni. - Musisz pojechać dziś swoim samochdem, bo ja muszę dziś zostać dłużej. Mamy sotkanie zarządu.
-Ughh... już wstaję...- powiedziałam zaspanym głosem próbując zwlec się z łożka.
Zanim zdążyłam dojść do salonu, usłyszałam jak James otworzył drzwi i krzyczał na odchodnym:
- Będę koło osiemnastej.
Nie zdążyłam nawet nic mu odpowiedzieć, bo szybko zatrzasnął za sobą drzwi. Aż tak mu się śpieszyło do tej pracy? Owszem, czasem wracał później, bo miał ważne spotknia, ale nigdy nie wychodził z domu tak wcześnie. Poza tym gdzie jego "Widzimy się później. Miłej pracy kochanie". Zawsze mówił jakieś miłe słowa rano przed pracą. A dzisiaj? Zupełnie nic takiego nie usłyszałam. Stwierdziłam, że nie będę zaprzątać sobie głowy bzdurami i poszłam zrobić sobie śniadanie. Szybko przygotowałam sobie tosty z awokado i zaparzyłam kawę. Po porannej toalecie zrobiłam swój codzienny makijaż- niebieskie oczy lekko podkreślone tuszem i delikatne wykonturowana twarz. Całość dpełniłam matową szminką w kolorze nude. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Deliktne jasno- brązowe fale sięgały za moje łopatki. Założyłam na siebie czarną prostą sukienkę do połowy uda z rękawem przed łokieć, która podkreślała moją wąską talię, a do tego klasyczne szpilki w kolorze brudnej bieli. Gotowa opuściłam swój apartament i zjechałam windą do podziemnego garażu. Ruszyłam w stronę mojego szarego Mercedesa GLE. Będąc gotowa do jazdy, wyjechałam na zatłoczone ulice Nowego Jorku. Dojazd do pracy zwykle zajmuje nam około dwudziestu minut. Zazwyczaj jeżdżę razem z James'em, bo pracujemy obok siebie. James jest dyrektorem działu HR w korpracji znajdującej się na przeciwko biurowca, w którym znajduje się moja firma architektoniczno- projektancka, którą odziedziczyłam po moim dziadku. Nie powiem, było dla mnie dużym wyzwaniem zaraz po ukończeniu studiów przeprowadzić się do obcego miasta i podjąć się zarządzania firmą, ale jak to powiedział mój tata " ja jestem lekarzem, więc o projektowaniu nie mam zielonego pojęcia, a kto zajmie się lepiej rodzinną firmą jak nie rodzona wnuczka właściciela, na dodatek po architekturze na jednej z lepszych uczelni w Stanach?". Więc długo nie myśląc podjełam się wyzwania i tak oto jestem tutaj.
Z James'em poznałam się niedługo po mojej przeprowadzce. Pewnego dnia wpadliśmy na siebie przed biurowcem i tak się zczęło. Na początku odrzucałam zaloty James'a, bo na głowie mialam ważniejsze sprawy związane z firmą, ale po około miesiącu zgodziłam się na randkę. Wpólne wyjścia na kolację, do kina- i po miesiącu oficjalnie zostaliśmy parą. Cztery miesiące temu James zaproponował, żebym wprowadziła się do niego, ale z racji, że z mojego mieszkania mieliśmy lepszy dojazd do pracy, to James zamieszkał u mnie.
Nim się obejrzałam, już znajdowałam się na podziemnym parkingu Brown Architect Company. Taką właśnie nazwę nosiła firma założona przez mojego dziadka. Zaparkowałam na wyznaczonym dla mnie miejscu i udałam się do windy, w której na szczęście nikogo nie było. Nie to, że nie lubię swoich pracowników, ale po co mają się stresować obecnością szefowej w windzie i silić się na sztuczne uprzejmości? Dojechałam na najwyższe piętro biurowca i na korytarzu natknęłam się na moją asystentkę Adeline. Jest to młoda dziewczyna, którą zatrudniłam zaraz po przejęciu przeze mnie firmy. Gdy zaczynała u nas pracę była świeżo po skończeniu szkoły, ale stwierdziłam, że nie potrzebuję nikogo z wyższym wykształceniem na stanowisk asystenki, dlatego postanowiłam ją zatrudnić.
-Dzień dobry pani Brown. Przypominam, że dziś o piętnastej ma pani spotkanie z panią Morphy.
-Witaj Adeline, tak pamiętm. Debbie jest u siebie?
-Nie, jeszcze jej nie ma. Czy przekazać, że pani o nią pytała, gdy przyjdzie?- zapytała uprzejmie.
-Nie trzeba, sama do niej później zajrzę. Miłej pracy Adeline.
-Dziękuję i wzajemnie pani Brown.
Ruszyłam do swojego biura, które znajdowało się na końcu korytarza po lewej stronie, natomiast na przeciwko moich drzwi, było wejście do biura Debbie. Debbie to jedna z moich najlepszych architektek, a zarazem moja przyjaciółka. Poznałyśmy się na studiach w Atlancie i od razu złapałyśmy wspólny język. Gdy dowiedziałam się, że przejmę firmę po dziadku, od razu zaproponowałam Deb, by wyjechała razem ze mną, a ta nie zastanawiając się długo, przystała na moją propozycję i tak oto stała się moją niezastąpioną prawą ręką w firmie.
Gotowa do pracy zajęłam się doszlifowaniem projektu na dzisiejsze spotkanie. Pani Morphie to jedna z moich stałych klientek i jest nieco wymagająca, dlatego projektami dla niej zajmuję się osobiście. Tym razem poprosiła o zaprojektowanie domu. Ma to być prezent ślubny dla jej córki. Cóż, ta to musi mieć szczęście dostajac takie rzeczy w prezencie.
Pochłonięta pracą nie zauważyłam, że już prawie pora lunchu. Zbierając swoje rzeczy, zajrzałam po drodze do Debbie, gdyż zapomniałam zrobić to wcześciej.
-Puk puk..- uchyliłam delikatnie drzwi do jej biura i zaglądnęłam do środka. Blond czupryna uniosła się znad biurka, a na twarz dziewczyny momentalnie wdarł się uśmiech.
-Hej kochana, wchodź proszę- powiedziała podchodząc do mnie, aby przywitać mnie buziakiem.
-Hej, ja tylko na chwilę, nie chcę ci przeszkadać. Widzę, że masz dużo pracy- stwierdziłam wskazując ruchem głowy na jej biurko. Debbie tylko westchnęła i zrezygnowana uniosła oczy ku niebu.
-Daj spokój... To projekt dla tego nowego i wiecznie coś mu nie pasuje. Od tygonia wnoszę poprawki a dla niego dalej "to pomieszczenie za duże.. to za małe" ble.. ble.. ble..- uśmiechnęłam się widząc jak blondyna parodiowała naszego klienta.- A u ciebie jak tam?
-Zbieram się na lunch a potem spotkanie z panią Morphie. Dzisiaj mam jej oddać projekt domu dla jej córki. Mam nadzieje, że nie będzie miała zastrzeżeń. Do zobaczenia kochana- pożegnałam się wychodząc z jej biura.
-Jasne leć. Pewnie James nie może się doczekać, aż cię zobaczy. Widzimy się później.
Zamknęłam za sobą drzwi od gabinetu Deb i ruszyłam do wyjścia z biurowca, dzwoniąc po drodze do James'a. Taka już nasza tradycja, że codziennie jemy razem lunch, w jakiejś pobliskiej restauracji. Chłopak odebrał telefon po trzech sygnałach.
-Meg, przepraszam cię, ale nie dam rady dziś z tobą zjeść- powiedział zaraz po odebraniu.- Mam strszny nawał pracy, a muszę wyrobić się przed spotkaniem zarządu. Do zobaczenia wieczorem w domu.
-Okej, rozumiem, do zobaczenia potem- powiedziałam nieco rozczarowanym tonem.- Kocham cię.- I się rozłączył bez żadnej odpowiedzi.
Nie miałam ochoty zbytnio oddalać się od pracy, dlatego postawiłam na tajską knajpkę znajdującą się za rogiem. Niewiele myśląc zamówiłam dwa dania na wynos i postanowiłam odwiedzić James'a w pracy. Skoro nie da rady wyrwać się na lunch, to lunch przyjdzie do niego. I z taką myślą ruszyłam w kierunku jego korporacji.
CZYTASZ
You Really Blew This Love
Romance- Powiedziałeś swoje, to teraz pozwól, że ja ci coś powiem.- Przeczesuje włosy ręką i podnoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.- Kochałam cię, kiedy byliśmy razem. Kochałam cię, kiedy odszedłeś. Kochałam cię przez ten rok, kiedy cię nie było. Nadal c...