Próbowali wszystkiego. Przegryźć bransolety, przeciąć pazurami czy ostrymi przedmiotami, stopić, przecisnąć jakoś przez dłoń i ściągnąć – nic nie działało. Złote obręcze nie były twarde, rozciągały się na wszystkie strony, ale uparcie trzymały nadgarstków i nic nie było w stanie ich stamtąd ruszyć czy uszkodzić.
Pilipix właśnie siedział z lewą ręką wyciągniętą na kamieniu, drugą podpierając policzek ze znudzoną miną, a w dalszym ciągu zdeterminowany Gorg walił w jego naciągniętą bransoletę innym, mniejszym i ostrym kamieniem, nie zostawiając nawet zadrapania.
– Długo jeszcze zamierzasz próbować? Siedzimy tu już od jakiejś godziny, w życiu nie zajmowałem się jedną rzeczą przez tak długi czas, nudzi mi się! Jeśli jeszcze do ciebie nie dotarło, to są MAGICZNE bransolety, możesz se w nie walić do usranej śmierci, a nie uda ci się ich ściągnąć w ten sposób. – Chochlik wciąż narzekał, podczas gdy to jego towarzysz wypróbował najwięcej sposobów na zniszczenie obręczy. W końcu wilk nie wytrzymał i ze złością odrzucił kamień.
– Wiem! Skoro nie mogę zniszczyć ich, to może po prostu odgryzę ci rękę, co ty na to?!
– Nie zrobiłbyś tego... – Diablikowi zrzedła mina, a niebieska twarz pobladła, ale wilkołak już się przemieniał. Pisnął, gdy zmieniony do formy pośredniej się na niego rzucił, i zaczął uciekać, nie mógł jednak oddalić się od napastnika zbyt daleko. Przed nim nie było teraz ucieczki.Nie zajęło długo, by capnął go w swą potężną łapę i podniósł za czułki z ziemi. Złapał za ściskającą je dłoń i pisnął ponownie, tym razem z bólu.
– Ał! Czekaj, czekaj, pogadajmy o tym! – krzyczał, miotając się w panice, lecz Gorg tylko zignorował własny ból głowy – prawdopodobnie wywołany zdenerwowaniem czy tymi krzykami – i schwytał lewą z błękitnych rąk, prostując ją. A gdy rozwarł pełen ostrych kłów pysk i przybliżył do miejsca tuż za bransoletą, bardzo przywiązany do swojej dominującej kończyny Pilipix wrzasnął, kuląc się i zaciskając oczy: – Wiem jak znaleźć czarownicę!Szatyn odsunął się od jego ręki, z powrotem zmieniając.
– Serio?
– Tak! Właśnie mi się przypomniało, że co sezon migracyjny przelatujemy z innymi chochlikami nad bagnami, gdzie często stoi jej złoty namiot. Zanim zniknęła powiedziała, że pora wracać, pewnie udała się właśnie tam!
– I jesteś pewny, że umiesz tam trafić?
– Tak, tak! Mam świetną orientację w terenie, trafiłbym tam z zamkniętymi oczami, przysięgam!
– No i widzisz! – wykrzyknął wilk, z uśmiechem, acz mało delikatnie odrzucając go na ziemię. – Jak chcesz to potrafisz!Chochlik odetchnął z ulgą i się otrzepał.
– Jak daleko stąd są te bagna?
– Eee... Noo, dolecenie tam na dobrych prądach zajmuje nam zwykle co najmniej kilka dni, ale tak pieszo, to będzieeeaaaAAA! – Gorg nie dał mu dokończyć, znowu podnosząc za czułki, gdyż już wyobrażał sobie, ile czasu zajmie im taka przeprawa.
Czasu, który będzie musiał spędzić z najbardziej irytującą istotą na ziemi.– Wiesz co? Tak jednak będzie szybciej! – stwierdził i ponownie wysunął kły do małej ręki.
– Nienienienienie, poczek... Iiik! – Zacisnął powieki i odwrócił głowę, gdy poczuł jak ostre końce zaciskają się na jego ramieniu. Jednak Gorg również syknął i upuścił go, odsuwając się, kiedy klatkę piersiową przeszył mu ostry ból. Pilipix złapał się za ramię, na którym zdążyły wykwitnąć tylko pierwsze kropelki granatowej krwi.– Ał! Co to było?
– Co co było?! Chciałeś mi ujebać rękę, o to ci chodzi?!
Trzymający się za pierś szatyn spojrzał na oburzonego chochlika, usilnie nad czymś myśląc.
Pilipix cofnął się pod naporem tego spojrzenia i skulił, gdy mężczyzna zamachnął się i z całej siły klepnął go w plecy. Topikowi odebrało dech, ale wilk także się skulił, znowu czując ten ból w sercu.– A to za co? – wydyszał leśny duszek. – Od razu mnie zabij, a nie się znęcasz nad mniejszym...
– Teraz ty mnie uderz.
– Co?
– No dalej, przywal mi z całej siły, druga taka okazja się nie powtórzy. Muszę coś sprawdzić.Pilipix posłał wielkoludowi podejrzliwe spojrzenie.
– I nie zjesz mnie za to potem?
– Wal, śmiało. – Gorg tylko rozłożył ręce, nadstawiając mu się w odpowiedzi.
No więc chochlik złożył dłoń w pięść, zamachnął się i z całej siły uderzył w odsłonięty brzuch.Obaj stali przez chwilę niewzruszeni, aż to uderzający pisnął:
– Iiii... – uginając rękę i machając zgranatowiałą, bolącą dłonią.Złapał się za nią, kuląc i przyciskając ją do brzucha ze łzami w kącikach oczu.
– Co ty tam masz, kamienie?!
– Matko, jesteś do niczego. Sam to zrobię. – Wilkołak podniósł z ziemi kamyk i walnął się nim w rękę, ale to topik znów krzyknął:
– Ała! – łapiąc się za pierś.Gorg tylko pomachał dłonią, łagodząc lekki ból.
– Pięknie – stwierdził. – Te cholerne bransolety jakimś cudem sprawiają, że gdy jednemu dzieje się krzywda, drugi też to czuje.
– Tak?! Tylko czemu mam wrażenie, że to ja wychodzę na tym gorzej?! – wykrzyknął obolały Pilipix.
– Nie moja wina, że jesteś mięczak i najlżejsze uderzenie cię boli.
– To było najlżejsze?! – znowu się wydarł, zaraz jednak do głowy przyszła mu pewna myśl.
– Hmm, no dobra, a co będzie, jeśli zrobię tak? – Wziął igłę z drzewa iglastego i ukłuł się nią w prawą rękę.
– Ał! – Gorg odczuł to ukłucie tak, jakby ktoś wbił mu szpilę w serce.– Haha, a to dobre – zaśmiał się diablik i zaczął szybko kłuć po skórze.
– Dość, przestań! – Szatyn złapał go za rękę, powstrzymując.
– Bo co?!
– Słuchaj, przepraszam, okej? Możemy obaj zacząć okładać sami siebie na złość drugiemu, ale to nic nam nie da, więc czy moglibyśmy choć na chwilę przestać się kłócić i skupić na rozwiązaniu problemu? No, chyba że do końca życia chcesz nawet kąpiele dzielić ze mną. – To ostatnie Pixa przekonało.– Do końca życia znosić smród zmokłego psa? Nie ma mowy! – Odrzucił szpilkę. – To kiedy ruszamy?
– Teraz. Im szybciej się od ciebie uwolnię, tym lepiej.
– To przynajmniej w jednym się zgadzamy.
– A więc prowadź, mądralo. O ile naprawdę wiesz gdzie iść. – Gorg zrobił teatralny, zapraszający gest rękami.
– To ja czasem jeszcze opuszczam ten las, pchlarzu, więc w kwestii kierunków zaufamy mi. A bagna są w tamtą stronę. – Wskazał i ruszył w stronę przeciwną niż ta, którą wskazywał wilk, a ten przewrócił oczami i poszedł za nim.– Naprawdę odgryzłbyś mi rękę? – zapytał po chwili chochlik.
– Neee, chciałem cię tylko nastraszyć. Jeszcze bym się czymś zatruł.Nie wiedział, czy mu uwierzył, ale to i tak nie miało już znaczenia. Przez jakiś czas Gorg miał nie stanowić dla niego zagrożenia.

YOU ARE READING
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
AdventureOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...