Uniosłaś się do pionu, łapiąc łapczywie powietrze. Zaczęłaś uporczywie kaszleć, zupełnie tak, jakbyś miała wypluć płuca. Odnosiłaś wyrażenie, jakbyś została przed chwilą wyciągnięta z wody po dłuższym siedzeniu pod jej powierzchnią. Było Ci jednocześnie gorąco — pot spływał z Twojej twarzy, ogień rozpalał Cię od środka, jak i zimno — miałaś dreszcze, czułaś, jakby ktoś zamienił Twoją skórę w lód.
— Zajmij się nią odpowiednio, Kabuto — powiedział ktoś ochrypłym głosem. Kątem oka zobaczyłaś wynurzającego się z czerni Orochimaru.
Po chwili poczułaś, jak przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po Twoim ciele, wraz z nałożonym na Ciebie przez Kabuto kocem. Chłopak przełożył Twoją rękę przez swoją szyję i widząc Twój stan, westchnął. Nie byłaś w stanie niczym poruszyć, wpatrywałaś się tępo przed siebie, oddychałaś ciężko, przetwarzając nabyte informacje.
Nawet nie zauważyłaś, że Kabuto przeniósł Cię do innego, bardziej przytulnego pokoju. Tam położył Cię na miękkim łóżku i podał jakieś zioła, które szybko, nawet nie zastanawiając się, wypiłaś. Przestała Cię boleć głowa, temperatura się unormowała, bicie serca i oddech się uspokoiły.
— I co dalej? — spytałaś, kiedy już miał wyjść. Spojrzał na Ciebie ciemnymi oczami zza szkieł.
— Zależy, skąd co dalej — odparł.
— To, co widziałam... Co to było? — Uniosłaś niepewny wzrok na niego. Szarowłosy oparł się ramieniem o ścianę.
— Wspomnienie — powiedział. — Jeśli dobrze wiemy, przedstawiało masakrę klanu Kamimūn osadzonego w Kumogakure no Sato.
Kiwnęłaś powoli drogą.
— Kiedy posiłki z Oto dotarły, było już zbyt późno, aby ratować... Ty zostałaś ostatnia.
Zawiesiłaś się. Twoje obawy się potwierdziły.
— Co się stało później?
— To było dwa lata temu. Chciałaś pomścić swój klan i rodzinę, dlatego przyłączyłaś się do Orochimaru-sama. Trenował cię osobiście, abyś uwolniła swoją prawdziwą moc i była zdolna do opanowania tej techniki. Nikt cię nie widział przedtem. Przez dwa lata Orochimaru-sama nie pozwalał nikomu ciebie spotkać, aż w końcu ją opanowałaś. Zmieniła ona jednak twój wygląd i usunęła pamięć. Ale mamy nadzieję, że niedługo sobie wszystko przypomnisz i wznowisz treningi.
— Co się teraz ze mną stanie? — spytałaś jeszcze, jednak Kabuto zdążył już wyjść.
Położyłaś się na plecach i odetchnęłaś głęboko. Ogarnęła Cię dziwna senność, z którą nie chciałaś walczyć.
¦~¦~¦~¦
— Czy ty oszalałaś? — wydziera się na Ciebie Itami. — Przyłączyłaś się do Orochimaru z własnej woli?!
— Nie przesadzaj — mówisz znudzonym tonem i upijasz łyk herbaty. — Zresztą, to też nie do końca tak było.
— A jak? — Natychmiast się uspokaja, gotowa wysłuchać dalszej części.
— Myślisz, że teraz ci wszystko powiem? — fukasz. — Czekaj, jeszcze dojdę do tego momentu.
— Do tego momentu miną wieki. — Wywraca oczami.
— Nie jest aż tak źle, Itami...
— No wiesz, jak nie będziesz z dokładnością opisywać każdego szczegółu i twoich niezdarnych perypetii z shurikenem, ryżem i szukaniem rąk, to owszem, nie będzie tak źle.
Wzdychasz cierpiętniczo.
— Kontynuując — mówisz — później nie było aż tak okropnie, jak myślałam.
¦~¦~¦~¦
Obudziłaś się po jakimś czasie. Otaczała Cię ciemność, a Ty czułaś się gotowa, zupełnie, jak nowo narodzona.
Prawdę mówiąc, to czułaś się teraz kimś innym. Znając już teraz swój cel — pomszczenie rodziny, atakując Konohę — byłaś pewna, że jednak znalazłaś się w dobrym miejscu. Coś podpowiadało Ci, że Orochimaru również zamierza obrócić w proch to samo miejsce, co Ty.
Jednak samo to zadanie stało pod znakiem zapytania. Być może byłaś oburzona działaniem shinobi Liścia i chciałaś patrzeć, jak cierpią, ale co do tego mieli do tego niewinni mieszkańcy?
Po prawdzie, teraz jakoś przeminęła Ci ochota na zabijanie. Czy było to spowodowane tajemniczą techniką, która zmieniła Ciebie i Twoje wspomnienia? Czy wpłynęła ona na Twoją osobowość?
Być może. I być może tym razem podarowałabyś sobie całe to zabijanie, ale odezwało się w Tobie coś z Izumi. Nie chciałaś zaprzepaścić tych lat spędzonych na treningach przeznaczonych na opanowanie tej techniki. Jeśli rzeczywiście Ci się udało, musiałaś pomścić siostrę, matkę, ojca, całą swoją rodzinę, swój klan, chociażby pozbawiając życia samego Hokage.
Co potem? Prawdopodobnie wyprawiłabyś się w podróż w poszukiwaniu Bishamona. I również prawdopodobnie nie pochwalałby Twoich decyzji, jednak byłaś pewna, że ten zielonooki Uzumaki w przyszłym czasie Ci wybaczy. Razem zamieszkalibyście w Kiri, odszukalibyście boczną gałąź klanu i przywróciłabyś Kamimūn do dawnej świetności. Tak, to brzmiało jak dobry plan.
Planowanie musiałaś zostawić sobie na później, bo właśnie dojrzałaś ubrania na komodzie. I żadnego ryżu, którym byś się upaprała!
Natychmiast zerwałaś się z łóżka. Runęłaś jak długa, zawinięta w kołdrę niczym naleśnik. Westchnęłaś.
No tak, jak miałoby to inaczej wyglądać?
Rozplątałaś się z kołdry i ubrałaś się dokładnie w naszykowane strój. Składały się na niego [ulubiony kolor] bluzka odsłaniająca pępek, pasujące tego samego koloru spodnie do połowy łydek z gumką na końcach. Obwiązałaś nogi bandażami i założyłaś niebieskie standardowe sandały. Obok ubrań leżała szczotka, którą rozczesałaś swoje [długość włosów], [kolor włosów] włosy i uczesałaś je w coś w miarę znośnego.
Tym razem z ubrań nie wyleciała żadna broń, ani nic podobnego. Odetchnęłaś z ulgą, mając nadzieję, że w najbliższym czasie nic nie zepsujesz.
Zaburczało Ci jednak w brzuchu. Było to tak nieznośne uczucie, że nie potrafiłaś myśleć o niczym innym. Najwidoczniej Kabuto opowiedział wężowemu o Twoim wypadku i Orochimaru nie zamierzał ryzykować stratami w ryżu.
Po około pół godzinie drzwi się otworzyły i przez nie weszła dwójka ludzi.
Pierwszą osobę już znałaś. Osiemnastolatek ubrany był w fioletowy zestaw, składający się z koszuli z szerokim, wysokim kołnierzem oraz długich spodni. Spod krótkich rękawów, wystawały białe rękawy białej bluzki spod spodu. Nie obwiązywał kostek bandażami, a na nogach miał niebieskie sandały, które już dobrze znałaś z pierwszego spotkania. Ciemnooki patrzył na Ciebie przyjaźnie zza okrągłych okularów w czarnej oprawce, a jego szare włosy o srebrzystym połysku były związane w niski kucyk. Oczywiście był to Kabuto.
Drugą osobą był niski, mierzący niewiele ponad metr czterdzieści chłopiec. Patrzyłaś zdziwiona w jego białe włosy, nastroszone jak kolce u jeża. Na jasnej twarzy widniał beznamiętny uśmiech, a w oczach przypominających na myśl lód odbijała się chłodna obojętność. Na sobie miał jasnoniebieską bluzę oraz białe getry. Był boso, ale zamiast tego na szyi miał zawieszoną błyszczącą się zimnym światłem kulkę. Jak gdyby Lodowy Chłopiec.
— [imię], to jest Shikai — powiedział Kabuto. — Oprowadzi cię teraz po kryjówce.
Srebrnowłosy wyszedł w pośpiechu, zostawiając cię z Shikaiem. Zapanowała lodowa atmosfera.
— Chodź. — Ruszył, a ty nawet nie ogarnęłaś, kiedy.
¦°¦°¦°¦°¦
Rok temu założyłam konto na wtt, zabawnie
Komentujcie, wskazujcie błędy, dzielcie się opinią — i mam nadzieję, że Wam się podoba!
CZYTASZ
Medyk ¦ Kabuto x Reader
Fanfiction"Gdybyś znała prawdę, już dawno by Cię tam nie było. Jedynie chęć poznania swojej tożsamości trzymała Cię w tych zatęchłych korytarzach. Potem nadeszła kolej na eksperymenty, treningi i zlecenia, aż w końcu zdałaś sobie sprawę, że nie opuściłaś Oroc...