Nie umarłem?

231 16 1
                                    

Obudziłem się w szpitalu. Czy piekło właśnie tak wygląda? Czy największą katorgą jest odwiedzanie chorych bliskich czekających na śmierć? Czy największą pokutą jest leżenie tu i myślenie w nieskończoność, co poszło nie tak? Okazało się, że takie piekło jest tu, na ziemi. Miałem tu teraz leżeć, słuchać co mają mi do powiedzenia i myśleć. Myśleć o tym, dlaczego wiedząc jak się czuje mu nie pomogłem. Dlaczego do tego doprowadziłem? I takie pytania mogły się ustawić, jak otyli ludzie, w kolejce przed świętami. Przepychać się przed siebie, kombinować i robić wszystko by zakłócić spokój.

Niedługo po tym jak się obudziłem przyszła pielęgniarka, a zaraz po niej lekarz i kółko podziwiających kolejny okaz. Nie miałem ochoty ich słuchać, więc tylko leżałem i co najwyżej odpowiadałem na pytania. Nie za bardzo orientowałem, co się dzieje. Po prostu przyjąłem to co było. A nie miało mnie tu być. 

Jedyne co zdołałem zarejestrować, to fakt, że przespałem cały tydzień. Dlaczego się obudziłem? Kto mnie uratował? Ponoć kuzyn ale informacja o posiadaniu kuzyna wydała mi się niemal tak absurdalna, jak to, że przeżyłem.

Nie chciałem być ratowany. Nie chciałem patrzeć nikomu w oczy. Nie chciałem w nich widzieć zawodu. Byłem tak tym wszystkim zmęczony, że kilkadziesiąt minut po tygodniowym śnie postanowiłem się zdrzemnąć z nadzieją zostania już w takim stanie.

Kiedy się obudziłem zamiast szarówki za oknem, było już ciemno, a koło mnie siedziała moja mama z zatopioną twarzą w pościeli. Odgłosy z jej płuc były niespokojne i cierpiące. Nie chciałem by przeze mnie płakała. Chciałem tylko spać bezustannie tam, gdzie się położyłem. 

Zastanawiałem się co zrobić. Nie chciałem jej znowu skrzywdzić. Bałem się tego, ale mimo to położyłem swoją drżącą dłoń na jej kasztanowych włosach. Od razu zareagowała. Kiedy na mnie popatrzyła wystraszyłem się jeszcze bardziej ale ona tylko wtuliła się we mnie powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Żebym się nie martwił. Że sobie poradzimy.

Już byłem całkiem zagubiony. Pragnąłem zginąć. Nie zasługiwałem na jej troskę. Sprawiłem jej tyle bólu ale... Ona dalej tu jest. Ona dalej powtarza, że sobie poradzimy. Ona nadal chce być przy mnie. Nie zasługiwałem na to, ale nie chciałem jej znowu skrzywdzić. Moje pragnienia tu nie miały znaczenia jak na nią patrzyłem. Musiałem zrobić wszystko, by była szczęśliwa, a z tym co robię, ciągnę ją w złą stronę. Dlaczego muszę mieć na nią taki wpływ? Dlaczego ona dalej tu jest?

Po łzach przyszedł czas na rozmowę. Musiałem chociaż to dla niej zrobić. Sam już dokładnie nie pamiętam jak przebiegła. Za dużo otyłych ludzi się przepychało z pytaniami w mojej głowie. Zrozumiałem tylko, że chce mi pomóc. Że dowiedziała się od mojego ojczyma podczas kłótni co mi robił. I że już nigdy do tego nie dopuści. Że mnie przeprasza, że ze mną nie była. I dalej już tylko myślałem jak tego nie zepsuć kolejny raz. Też ją przeprosiłem. Bez podawania konkretnego powodu. Wliczało się pod to wszystko. Zasługiwała na przeprosiny. Może moje były marne ale ona tylko wyszeptała coś o winie i wróciła do wcześniejszego zajęcia - przytulania mnie.

Byłem taki okropny, nie zasługiwałem na to, a jednak byłem szczęśliwy, że ze mną jest. Wygoniłem ją do domu, choć nie było to łatwe. Uparta z niej kobieta. Nawet zaśmiałem się kilka razy. Może wcale nie było tak źle. Zepsułem jedno życie i bolało mnie to bardziej, niż cokolwiek co do tej pory przeżyłem ale mogę coś naprawić. Ja mogę żyć dalej. Żyć za nas dwóch. 



-Co tu robisz? - powiedziałem zaspany obracając się na drugi bok, by zobaczyć nade mną zmartwioną twarz Nataniela.

- Ależ miłe słowa wdzięczności za uratowanie ci życia - powiedział uroczyście się kłaniając.

- Jak najbardziej. Oczywiście. Proszę - w tym momencie wystawiłem rękę, jakbym chciał mu coś dać. - Otrzymujesz moją dźwięczność, rycerzu.

- Ah, będę się nią szczycił, o Panie - złożył mi głęboki pokłon.

- Jak ty się tam w ogóle pojawiłeś? - Spytałem już poważniej.

- Ehh... - westchnął, jakby zbierał myśli. - Wiesz doskonale, że niedaleko mieszka moja babcia. Wracałem spokojnie do domu i tak sobie patrzę, że jakiś idiota postanowił ze sobą skończyć. Zdenerwowałem się trochę na tak głupi krok, dopóki nie zobaczyłem ciebie biegnącego od miejsca zdarzenia. Wtedy szybko poukładałem fakty i ruszyłem za tobą. A kiedy cię znalazłem było już za późno. Mogłem jedynie wezwać karetkę i udzielić ci pierwszej pomocy...

- Zaraz - przerwałem mu. - Czy ty mi dmuchałeś do ust?

- Nie! - Kiedy tak trząsł głową, miałem wrażenie, że odpadnie. - Zrobiłem ci jedynie masaż serca. Karetka pojawiła się dużo szybciej niż myślałem. Widocznie martwi chłopcy nie potrzebują jej tak bardzo jak konający chłopcy.

- Już myślałem, że wdmuchiwałeś we mnie to śmierdzące powietrze. - Nie chciałem poruszać tematu Alexa. To rozmowa na inną chwilę. Teraz chcę rozmawiać jak o pogodzie i o obiedzie.

- Ej - założył ręce na piersi, udając obrażonego. - Kiedy ty ostatnio myłeś zęby?

- Nie pamiętasz tych czasów, młodzieńcze.

- Niech zgadnę, "to były czasy"? 

- Tak, "to były czasy"... - westchnąłem nostalgicznie. Muszę myśleć o wszystkim innym niż Alex. Muszę być silny. - Gdzie Nikolas? - Byłem zaciekawiony, bo zawsze jest pierwszy, kiedy coś się komuś stanie.

- Eh, jest teraz z młodszym kuzynem. 

- Pozdrów go. 


Jakoś minęło mi te parę tygodni w szpitalu. Odwiedziła mnie część rodziny i kumple. Myślałem ciągle o popełnieniu samobójstwa jak wyjdę ale nie chciałem zostawiać tak mamy i chłopaków. Zdziwiłem się, kiedy powiedzieli mi, że będę chodził na początku do psychologa i nie muszę się martwić, że mnie zamkną w pokoju z kratami w oknach, o ile one będą. Niski na pozór niemiły pan przyszedł do mnie po dwóch tygodniach opalania się na Hawajach. Nie chciałem mówić o Alexie, więc tylko odpowiadałem "bo tak"na każde zadane pytanie. To trochę dziecinne z mojej strony ale opowiem o tym komuś, komu będę chciał, kiedy uznam, że jestem na to gotowy. Moja mama to rozumiała i byłem jej za to wdzięczny. 

Można by mnie teraz wytknąć palcami, za to, że zapomniałem o chłopaku, którego ponoć tak kochałem, a teraz mam gdzieś, że przeze mnie zginął. Ale ja myślałem o nim ciągle. Wiedziałem o wszystkim co się później wydarzyło przy tych okrutnych torach, kiedy jest pogrzeb, a nawet jaką "prosto z serca" wymowę przygotował na niego ojciec kogoś wyjątkowego. Alex nie zasługiwał na taki koszmar w domu. Nie zasługiwał na takie nieszczere pożegnanie, ale wolałem myśleć nad rzeczami, które mogę zmienić. Mogłem zmienić życie mojej mamy i chciałem by tym razem wyszło jej to na dobre. Mogłem siebie również zmienić. Dlatego dążyłem do tego każdego dnia. By dzień, w którym spotkam mojego królewicza, był tym dumnym dniem. A póki co, mogłem dla niego żyć. Tego by chciał, więc żyłem i nigdy o nim nie zapominałem. 

Stosunkowo szybko wróciłem do szkoły i mimo postanowienia sobie, by zachować żelazne nerwy wystraszyłem porządnie tą ekipę, przez którą tak cierpiał. Nie wiem, czy im to kiedykolwiek wybaczę ale nie pragnąłem zemsty. Kiedyś i tak sama przyjdzie.

Tak jak myślałem, pojawił się w końcu dzień, w którym byłem gotowy na szczerą rozmowę z mamą. Zabrałem ją na czekoladę, jak ona mnie, kiedy byłem mały i bez przerywania, trochę zestresowany opowiedziałem jej o wszystkim. Od początku do końca. Nie przerwała mi ani razu, tylko złapała mnie za rękę, gdy mówiłem o najtrudniejszych dla mnie rzeczach i po prostu rozumiała. Przyjęła dobrze fakt, że nie lubię tylko płci przeciwnej i jedyne co mogłem zrobić to być wdzięcznym i docenić, że mam taką mamę. Zawsze ze mną w jakimś stopniu była. Mimo wielu potknięć podniosła się razem ze mną

Przez miesiąc chodziłem do szkoły dwa dni w tygodniu. Pomyślałem, że może dostałem drugą szanse na tym świecie i nie powianiem jej zmarnować. 

Wiadomości samobójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz