Kolejna ścieżka. Rubinowa, gęsta ciecz spływała po mojej zmasakrowanej ręce, kapiąc do zabarwionej już wody w wannie. Cudowny, metaliczny zapach przyprawiał mnie o podniecenie, pragnienie czegoś więcej. Przyłożyłem język do kończyny i powoli smakując własnej krwi, przejechałem nim aż do zmarszczonych knykci. Od czasu do czasu wbijałem paznokcie w swoje pulchne, mleczne uda, dopóki nie wypłynęła z nich czerwona ciecz. Następne cięcie, więcej krwi. Czułem się obłędnie. Śmiałem się w niebo głosy, wiedząc, iż Bóg patrzy na me poczynania, mocno marszcząc brwi a sam Lucyfer, wraz z zastępem upadłych aniołów bije mi gromkie brawa. Upajałem się słabością mojego ciała, robienie sobie krzywdy było moim ulubionym zajęciem. Jednak wyniszczanie siebie nie sprawiało takiej przyjemności co robienie tego innym. Mam na imię Byun Baekhyun i jestem wysłannikiem samego węża, okrutnym kanibalem i psychopatą. Mieszkam na zapyziałym osiedlu, gdzie porzucone psy szczekały dupami, a bloki nie miały drzwi. Każdy robił to, co chciał, policja olewała to, co dzieje się na tym terenie. Działałem po cichu, przechadzając się między sąsiednimi blokami, wypatrywałem ofiar, pamiętam każde imię mojego jedzenia. Różnorodność smaku ich zwłok, krwi przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Trafiłem na osoby, które nie miały żadnej rodziny, uwodziłem je swoim ciałem i po ostrym seksie okrutnie zabijałem z uśmiechem na ustach, lubieżnie je oblizując. Mniej więcej tak działałem.
***
Woda w wannie była już lodowata i w kolorze rozkwitniętej róży. Wyciągnąłem rękę po mały biały ręcznik, którym wytarłem pocięte ciało. Spoglądając w duże lustro, na moje wargi wkradł się dumny uśmiech. Podrażnienia, ścieżki, a także gdzieniegdzie płynącą krew sprawiała delikatne wibracje w okolicach mojego krocza. Wyszedłem z łazienki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Kuchnia była mała, wszystko urządzone w ciemnych odcieniach. Zajrzałem do lodówki, która okazała się... Pusta.
- Uh, miałem nadzieję, że zostało coś po Jonginie. -szepnąłem sam do siebie.
W tym przypadku należało "upolować" sobie jedzenie. Nie miałem już na to siły, jednak głośny dźwięk wydobywający się z mojego żołądka poinformował mnie, iż natychmiast muszę coś zjeść. Pewnego razu zabrakło mi pożywienia, skończyło się to tak, że w czasie trzech dni zabiłem pięć osób. Poszedłem do mojej czerwono-czarnej sypialni, wygrzebałem ze zniszczonej szafy granatowe dresy, szybko je nałożyłem i skierowałem się w stronę drzwi (prawdopodobnie jedynych w bloku). Byłem już na drugim piętrze, kiedy usłyszałem głośne kroki wchodzącej po schodach osoby. Czułem zapach grzechu wymieszanego z mocnymi męskimi perfumami. Coś, co najbardziej lubię. - pomyślałem, a wargi wykrzywiły się w podkowę. Postanowiłem zaczekać na gościa, co chwila, zaciągając się intensywnym zapachem. Dźwięk ustał. Otworzyłem na wpół przymknięte oczy i spojrzałem w emanujące podnieceniem tęczówki nieznajomego. Rozczochrane, czerwone włosy, pełne, różowe usta, urocze uszy z paroma kolczykami. Duży, czarny t-shirt z nadrukiem jakiegoś zespołu, ramoneska, ciemne spodnie znajdujące się na długich, chudych nogach mężczyzny. Poczułem, jak ostatnie litry krwi zaczęły ścigać się oraz gotować w moich żyłach. Ciepło przepłynęło po całym ciele, skupiając się w jego dolnej części. Rozbrajający uśmiech wykwitł na ustach czerwonowłosego.
- Chanyeol. - wyszeptałem imię, nie wiem skąd, przyszło mi ono do głowy. Pasuje do niego.
- Co? Czekaj, znamy się? - głęboki głos spłynął po mnie, docierając do każdego zakamarka mojej duszy. Poczułem się tak, jakby chłopak był moim zakazanym owocem, takim prawdziwym, którego zjedzenie sprawi, że diabeł zajmie mi honorowe miejsce obok swego płonącego tronu.
- Pragnę cię. - kolejne ledwo słyszalne słowa. Nie kontroluję tego.
Zdziwienie przebiegło po twarzy Chanyeola, po kilku sekundach zamieniając się w łobuzerski błysk. Przybliżył się do mnie, kładąc sporej wielkości dłonie na mojej tali, zaciskając mocno palce. Jego oblicze znajdowało się tuż koło mego ucha. Delikatnie muskając oraz owiewając mój kark ciepłym powietrzem, w którym można było wyczuć dym papierosów, rzekł: