Wenecja, 1739 rok

254 30 6
                                    

Cienkie włosie pędzla pewnie dotknęło śliskiej i gładkiej porcelanowej powierzchni. Silna ręka sprawnie zaczęła kreślić finezyjne wzory w kolorze głębokiego burgundu na śnieżnobiałym tle. Przy wykonywaniu tej czynności nie zadrżała ani przez chwilę. Już tyle lat minęło, odkąd czyniła to po raz pierwszy, że nabrała dużej wprawy. Livio mógł ją poprowadzić nawet z zasłoniętymi oczami. Ufał swoim umiejętnościom. Wierzył pokrytej szorstką skórą spracowanej dłoni, dzięki której stworzył wiele takich wspaniałych, niedużych dzieł sztuki.

Maski – pozbawione emocji sztuczne lica o ziejących czernią, przerażających oczodołach – otaczały go niemal z każdej strony. Wisiały jedna obok drugiej na ceglastych ścianach ciasnej, ale jasnej pracowni. Część z nich była gotowa do odbioru przez klientów, reszta milcząco czekała już tylko na to, aż zdolny rzemieślnik sięgnie po nie, tu doda złotych akcentów, tam zatopi kilka lśniących kryształków i uczyni je wyjątkowymi. Zamknięty całe dnie i noce w swoim warsztacie Livio czuł się niemal Bogiem, który w zależności od humoru nadawał ludziom zupełnie nowe oblicza. Wystarczyło kilka dokładnych ruchów pędzla, żeby ze zwykłego mieszczanina uczynić szanowanego arystokratę, a mężczyźnie o przeciętnej urodzie nadać twarz, której nie będzie potrafiła zapomnieć mijana na ulicy młoda niewiasta. Nawet doża nie miał takiej władzy nad obywatelami Republiki Weneckiej, co ten wydawałoby się zupełnie niepozorny artysta.

*

Livio Moreno z wielką czcią podchodził do swojego zawodu, chociaż nie zawsze tak było. Doskonale pamiętał, jak dawniej jawnie nim pogardzał. „Kimże jest twórca karnawałowych masek? To jedynie niespełniony artysta. Wyśmiany przez los nieudacznik, któremu zabrakło odwagi do tego, by powalczyć o własne marzenia" – zdarzało mu się mawiać. Będąc małym chłopcem Livio pragnął tylko tego, by w przyszłości malować wspaniałe obrazy dla rodzin patrycjuszowskich. „Jak Giovanni Battista Tiepolo, Padre!" – entuzjastycznie zdradzał wielkie plany ojcu, jednemu z prostych arsenalettich*, który słysząc te rewelacje litościwie kręcił głową, a wreszcie, kiedy dziecięce wymysły nie ustawały, zaczął je karcić podniesionym głosem i ciężką ręką.

Kiedy Livio skończył dwanaście lat, ojciec zabrał go wreszcie do stoczni. „Przekonasz się, że budowanie statków to też rodzaj sztuki" – Vitale Moreno podjął próbę zaszczepienia w synu miłości do tego, czemu od wieków poświęcały się kolejne pokolenia Morenów. „To przeznaczenie, nie możesz być kimś innym". Potężny kompleks zrobił jednak na nastolatku wyłącznie negatywne wrażenie. Śladami Dantego weszli do piekła przez imponującą bramę, którą strzegło kilka kamiennych lwów. Wewnątrz murów Arsenału ciężko i prędko pracowało setki robotników – niczym robaki uczepione drewnianych szkieletów galeasów, które przypominały obdarte z mięsa białe kości olbrzymich stworów. Z innych doków dochodziły rytmiczne odgłosy uderzania żelaza o żelazo oraz syk buchającej pary. Wszystko to, co widział i słyszał Livio, wywoływało w nim nieznane dotąd poczucie lęku. Wbrew zapewnieniom ojca niczego pięknego tutaj nie odnalazł.

Po tej pamiętnej wizycie robotnik zabierał chłopca do Arsenału już codziennie, z którego Livio uciekał, jeśli nadarzyła się ku temu okazja. A jednak to znalezienie pod łóżkiem syna opakowania akwareli doprowadziło mężczyznę na skraj wytrzymałości. „Nie wracaj, póki nie porzucisz swoich głupich fantazji!" – krzyczał, wypychając chłopaka za próg mieszkania.

Mały Moreno błąkał się bez celu pomiędzy weneckimi uliczkami. Długie godziny spędzał, siedząc w kościołach i studiując zdobiące ich wnętrza freski. Słońce w końcu zniknęło za horyzontem, a na wąskie przejścia pomiędzy budynkami rozlała się upiorna kałuża nocnej ciemności. Od wody płynącej w kanałach ciągnął przenikliwy chłód. Zziębnięty chłopiec skulił się pod ścianą jakiegoś domostwa i tak do niej przytulony zasnął. Zbudził go dopiero niespodziewany atak. „Idź mi stąd, nicponiu! Co robisz pod moją pracownią?" – jakiś starzec chwycił Livio za ucho i tym bolesnym gestem postawił na nogi. Przerażenie chłopca szybko zastąpiło niedowierzanie. „Pan jest malarzem?" – dzieciak zapytał piskliwie oraz z nadzieją, gdy poczuł pochodzący od fartucha nieznajomego duszący zapach farby. Tak Livio poznał Feliciano Russo – małoznaczącego weneckiego maschereriego**.

*

Livio oderwał koniec pędzla od maski i odetchnął głęboko. Wyprostował plecy i przypatrzył temu, co namalował. Roślinny ornament wił się teraz od obłego szpica brody aż po wysoką kość policzka. Wystarczyło już tylko umocować wokół czoła wielkie pawie pióra, których błyszczące szmaragdem i błękitem chorągiewki pięknie komponowały się z użytym na porcelanie kolorem czerwonego wina. Wtedy drzwi na parterze głośno trzasnęły, a o stopnie prowadzące do pracowni zastukały prędko czyjeś stopy.
– Czy to ty, Pio?
– To ja!

Chudy chłopczyk wpadł zziajany do środka. Livio specjalnie nastroszył gęste brwi, by wyglądać groźnie.
– Wiesz dobrze, że w okresie karnawału mamy wiele zamówień, a znikasz gdzieś na połowę dnia. Tak się nie godzi!

Pio wyraźnie zbladł, kiedy dosłyszał w głosie mężczyzny pretensję. Wiedział, że w złości pracodawca potrafi nawet złoić skórę. 
– To nie moja wina, maestro! – wykrzyknął oburzony. – Jakaś dostojna signora zatrzymała mnie, gdy chciałem wejść do kamienicy. Kazała to signorowi przekazać.

Potem chłopiec ochoczo wyciągnął w stronę Livio trzymaną dotąd pod pachą drewnianą skrzynkę. Artysta nie odebrał jej od Pio, tylko po prostu powrócił do przerwanego zajęcia.
– Pewnie jest w niej maska przeznaczona do konserwacji – wymruczał niewyraźnie, na nowo pochłonięty przyklejaniem piór. – Wyciągnij ją z puzderka i połóż na blacie.

Pio aż garnął się do tego, by wypełnić wolę swojego mistrza, a ten kątem oka obserwował poczynania dziecka i uśmiechał się pod nosem. Będąc w podobnym wieku co Pio, Moreno zachowywał się prawie tak samo – nie chciał sprawić zawodu człowiekowi, który dał mu szansę na to, by coś w życiu osiągnąć. Jednakże podczas gdy Pio bardzo pragnął zostać fachowcem w tworzeniu masek, dawny Livio jedynie podejrzliwie podglądał czynności wykonywane przez Felicio, sprzątał miejsce jego pracy i nosił przesyłki klientom. W nagrodę za taką pomoc Russo pozwalał mu korzystać z farb do nauki tradycyjnego malarstwa. Livio nie miał zamiaru stać się rzemieślnikiem ani grzać długo miejsca przy Russo. Gdyby nie pewne zdarzenie w przeszłości, Marino nie zmieniłby nigdy swoich planów.

Pio uporał się wreszcie z zamkiem przy brzozowym etui i uchylił wieko, po czym delikatnie wyjął ułożoną na aksamitnej wyściółce maskę. Na jej widok Livio najpierw zamarł, a potem zerwał się tak prędko, że przewrócił pod sobą stołek. Mało brakowało, a przestraszony reakcją pracodawcy Pio upuściłby cenny przedmiot na podłogę. Na szczęście w porę chwycił go w nagle spocone dłonie i jak oparzony wrzucił z powrotem do puzderka. Tymczasem Livio już był przy dzieciaku. Gwałtownie zaczął potrząsać nim za ramiona, aż głowa Pio bezwładnie kiwała się na wszystkie strony, a zęby głośno szczękały o siebie.
– Jak wyglądała ta signora?! Mówiła coś jeszcze? Och, gadajże! Co, nagle język połknąłeś?!

Pio wyrwał się wreszcie z uścisku mistrza i wtedy dopiero odzyskał mowę.
– Nie przyglądałem się jej, signor – zaczął, jednak za chwilę urwał, jakby o czymś sobie przypomniał – ale prosiła, żeby odnieść maskę w następną sobotę. Będzie na nią czekała w południe na Ponte di Rialto.

Livio musiał oprzeć się o blat stołu. Z niedowierzaniem spojrzał w dół na porcelanową twarz, której nieruchome przez dwadzieścia lat blade wargi jakby leciutko skrzywiły się doń w drwiącym uśmiechu. Kształtny, zadarty w górę nosek, dumne czoło i usta stworzone do pocałunków – te szczegóły artysta codziennie dokładnie pielęgnował w swojej pamięci do tego stopnia, że przywoływanie jej rysów stało się dla niego niemalże rytuałem. Zderzenie przeszłości z teraźniejszością okazało się tak niespodziewane, że aż niewiarygodne. „Dlaczego teraz wróciłaś, Giulietto"?

~~~
*arsenalettirobotnicy pracujący w weneckim Arsenale
**maschereri termin określający rzemieślnika tworzącego maski

Maska GiuliettyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz