You know what?
You really hurt me.
Gdybym przed swoim przyjściem na świat, wiedziała że życie okaże się jedną wielką plątaniną korytarzy bez konkretnego wyjścia, które zamiast doprowadzić cię do szczęśliwego zakończenia, zaprasza na spotkanie z jeszcze większym okrucieństwem, aby zobaczyć jak ostatkiem sił podnosisz się na nogi i idziesz dalej, żeby po chwil wpaść w jeszcze większe gówno, z którego wydostać się jest coraz gorzej, nigdy bym się nie podjęła tak ogromnego wyzwania, jakim jest życie. Gdybym przed tym wszystkim dostała umowę, w której jasno byłoby napisane, że moje życie nie będzie się składać jedynie ze szczęśliwych chwil, jakie autorzy opisują w swoich książkach czy takie, które występują w filmach, z pewnością dwukrotnie zastanowiłabym się nad pocieszeniem się krótkim żywotem roślinki, w którą z przyjemnością bym się zamieniła. Niestety zazwyczaj, jest tak że nie dostajemy tego czego chcemy. Takim oto sposobem zamiast być jakimś kwiatkiem muszę się zadowolić swoim, mało interesującym wcieleniem, z którym jest mi coraz trudniej współpracować.
Głównym powodem był sam fakt, że kiedy stałam przed lustrem bacznie oglądając nawet najmniejszy skrawek mojego ciała, zbierało mi się na wymioty, co dodatkowo doprowadziło do paru innych konsekwencji, o których nawet nie mam ochoty myśleć. Dodatkowym minusem w sytuacji było to, że nikt nie pomagał mi w tej sytuacji przez, co moja długa lista wad i zażaleń do siebie, na której widniało już słowo "anoreksja", którego nienawidziłam z całego serca, dołączyło jeszcze jedno zwane, "depresja". Kolejną wadą, bo chyba, nikt nie myślał, że życie już i tak dało mi w kość, przez co hojny los oszczędził mnie, tym samym pozostawiając z małą ilością problemów, była nie tylko nieistniejąca akceptacja do samej siebie, ale także jej brak ze strony jakże wspaniałych rówieśników, przez co stałam się osobą antyspołeczną — co szczerze mówiąc przeszkadza mi najmniej, nie lubię ludzi. Możemy dopisać jeszcze ciągłe dogadywanie ze strony rodziców, które — według nich — powinno mnie zmotywować do działania i mamy całość.
Oczywiście drobniejszych problemów takich jak brak chłopaka (kto jest w szoku?), czy jakiejkolwiek przyjaciółki, lub przynajmniej ogromnej mądrości, nie liczymy. Bo jaki normalny nastolatek nie ma takich problemów?
Pewnie teraz myślicie: Dziecko! Masz 18 lat! Jakie ty możesz mieć problemy? Inni mają gorzej Na co ja wprost odpowiadam: Pierdol się! Porozmawiamy jak ty przeżyjesz swoją własną pierdoloną porażkę życiową, a wtedy powiem ci; "Nie marz się! Przecież inni mają gorzej!".
Westchnęłam.
Jasne, że moje życie nie zawsze było szare i... nijakie. Kiedyś miałam wielu przyjaciół, co piątek wychodziłam z domu,a moim największym zmartwieniem było to czy po 4 piwach wciąż będę zdolna chodzić po prostej linii. Wtedy też przejmowałam się ocenami i świata nie widziałam poza ciemnowłosym chłopakiem, który skutecznie owinął sobie mnie wokół palca, tak że byłam zdolna zrobić wszystko, gdyby tylko mnie o to poprosił.
Byłam naiwna i ślepo zauroczona.
A teraz jestem wredna i zmęczona życiem, a wszystko to za sprawą "małego" wypadku, który przewrócił moje "idealne" życie do góry nogami.
Wyobraźcie sobie idealną rodzinę z idealnie przystrzyżonym trawnikiem i jeszcze bardziej idealną reputacją wśród sąsiadów i ludzi z wyższych swer. A teraz dodajcie do obrazka dwójkę małych dzieci: chłopczyka o świecących niebieskich oczach, małą szparą między zębami i jasnymi włosami, obok którego stałą jego mała kopia. Różnicą okazało się jedynie to, że sobowtórem była dwa lata młodsza dziewczynka. Widzicie jak razem bawią się, rosną i żyją życiem?
CZYTASZ
Bad day not bad life || a.i. ∞
Fanfiction"Z tęsknoty za kimś można przestać jeść. Można napisać tysiące listów, których nigdy się nie wyśle. Można płakać naprawdę bardzo długo i bardzo często. Z tęsknoty za kimś można prawie przestać żyć." _____________ Ashton Irwin one-shot.