– O o, to jest dobre. W jaką część ciała idzie alkohol? Wóda! – Chochlik opowiedział już chyba ze trzytysięczny suchar, odkąd wyruszyli jakieś dwie godziny temu i jak zwykle sam zaczął się z niego głośno chichrać, bo na idącego z miną wyrażającą chęć śmierci (swojej albo jego, cokolwiek) Gorga nie miał co w tej kwestii liczyć.
W żaden sposób go to jednak nie zrażało.
– Jarzysz? W. Uda. Wóda! Dobre, nie? O, a wiesz co mówi strateg, gdy przykłada ucho do zegarka?
– Merlinie ratuj...
– Nie. Mówi: taktyka! Iiiiiihihihihihi... – Leciał powoli zaraz nad ziemią, zginając się w pół ze śmiechu.– O, a ten znasz?
– DOSYĆ! – przerwał mu wilk, tracąc resztki cierpliwości, a mały dowcipniś aż złożył skrzydła, opadając na stopy.
– Jak usłyszę z twoich ust choćby jeszcze jeden dowcip, to cię...
– No co mi zrobisz? – Szeroki uśmiech odsłonił figlarną przerwę między zębami, podczas gdy kolorowe wiry w zmrużonych od tego szczerzenia oczach mieniły się setkami iskier rozbawienia.Gorg zawarczał, błyskawicznie się do irytka zbliżając i wyciągając chcące zacisnąć się na niebieskim gardle ręce, lecz Pilipix za szybko odkrył zalety osobliwego połączenia między nimi i nawet nie drgnął, wciąż uśmiechnięty i pewny, że wściekły wilkołak nic mu nie może zrobić.
Wściekły wilkołak – ku swojemu bólowi – także zdawał sobie z tego sprawę, i tylko zacisnął i rozluźnił kilka razy dłonie nad szczerbatkiem, nawet go nie dotykając. Ryknął głośno i od niego odszedł, łapiąc za leżący w pobliżu kamień i zaczynając okładać nim w zamian przewrócony pień. Walił i walił, rozpryskując wszędzie korę, aż przeciął spróchniałą kłodę na pół. Dopiero wtedy odreagował i odrzucił kamień, dysząc głośno.Pilipix przysunął się doń powoli na skrzydłach, podpierając dłonie na policzkach.
– Cy dzidzia jus się wysalała i moziemy iść dalej?
– Przeginasz pałę, krasnalu. I nie, nie możemy iść dalej, ponieważ ktoś pozbawił mnie dzisiaj obiadu i teraz jestem głodny. – Wciąż zły szatyn skierował się do pobliskiego jeziorka, wiedząc, że upolowanie czegoś z tym cudakiem na ogonie to dopiero dobry żart, i że łatwiej będzie złowić jakąś rybę.Niewzruszony szalonooki podleciał do gałęzi jednego z otaczających ich drzew i zerwał z niej fioletowy owoc z różowymi kropkami, wgryzając się w niego.
– Ojej, jak mi psyklo.– Daruj sobie i rusz się, skrzacie, zanim samo cię do mnie ściągnie.
– Nie jestem skrzatem ani krasnalem, tylko chochlikiem, ignorancie – poprawił go skrzydlaty, ale posłusznie ruszył za nim. – A w ogóle to nazywam się Pilipix.
– Jasne jasne, Pixie, ale czy możesz już się zamknąć? Ryby mi płoszysz – odpowiedział pochylający się już nad jeziorem wilk.
– Ej, tylko nie Pixie! Pixy, jeśli już. Jestem chochlikiem, nie wróżką!
– A co za różnica?
– Niewielka, ale znacząca! Cóż, zgaduję, że takie głupie kundle jak ty nie widzą żadnej...
– Skoro już jesteśmy przy nazewnictwie, to zamiast kundla wolałbym Gorga.Chochlik zastanowił się przez chwilę.
– Ugh, czy wy wszyscy musicie mieć imiona jak nazwy broni? Tego się nawet przerobić fajnie nie da!
– Lepsza broń niż niedorozwinięta lalka, Pixie. Ale co tam imiona, wy nawet wyglądacie jak małe, kolorowe dzieci.
– Pff, jestem starszy od ciebie, szczeniaku.
– Ta, tylko co z tego, skoro wilcze dziecko wygląda bardziej męsko od dorosłego chochlika.
– Przynajmniej nie wyglądamy jak owłosione małpy! – uniósł głos akurat wtedy, kiedy Gorg sięgał po rybę, i ta mu się wymknęła.

YOU ARE READING
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
AdventureOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...