Sztuka życia

31 2 2
                                    

To zdecydowanie był już mój koniec. Zawsze wiedziałem, że kiedyś nadejdzie moment, w którym będę musiał pożegnać się z tym światem, ale nie sądziłem, że nastąpi to w kwiecie mojego wieku i to w tak okrutnych okolicznościach. Powinienem winić tylko siebie, ale nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że moi rodzice dołożyli swoją cegiełkę do mojego obecnego losu. Kto wyrzuca własne dziecko z domu...?! To było skandaliczne zachowanie, za które zapłacą najwyższą cenę Już za chwilę utracą swojego jedynego syna. Oczami wyobraźni widziałem ich zalewających się łzami na moim pogrzebie. Szybko jednak ten obraz ustąpił wspomnieniu sprzed kilku dni. W mojej głowie usłyszałem głos ojca.

- Masz już prawie trzydzieści lat! Zrób w końcu coś ze swoim życiem! - czemu tak nagle zaczął mu przeszkadzać mój tryb życia?

Byłem zdruzgotany w szczególności tym, że aż tak mnie postarzył. Dopiero co skończyłem dwadzieścia pięć lat, więc do trzydziestki miałem jeszcze sporo czasu! Postanowiłem jednak pokazać moim rodzicom, że potrafię zrobić ze swoim życiem bardzo wiele i dobrze wiedziałem, że sami nie uwierzą własnym oczom, kiedy w końcu pokażę im moje dzieło. Zamknąłem się w swoim pokoju i pracowałem ciężko przez cały dzień i noc. Kiedy skończyłem moje dłonie były w opłakanym stanie. Na każdej z nich miałem odciski i małe nacięcia, które piekły żywym ogniem, ale patrząc na swoje dzieło uznałem, że cierpienie to niska cena za stworzenie czegoś tak doskonałego. Przepełniony dumą i entuzjazmem zaprezentowałem efekt mojej wielogodzinnej pracy. Rodzice rzeczywiście osłupieli na widok mojego dzieła. Matka z otwartymi ustami patrzyła na płótno, które trzymałem w dłoniach.

- Jak mogliśmy nie zauważyć, że jest upośledzony...? Gdzie popełniliśmy błąd... - wyszeptała z przejęciem kobieta, którą do tej pory nazywałem matką, a ojciec nadal stał i wpatrywał się we mnie z mieszanką konsternacji i strachu.

- Spodziewałem się każdej reakcji, ale nie takiej. - wymamrotałem, niezadowolony z obrotu spraw. Ojciec wściekł się na mnie jeszcze bardziej i w jednej chwili stałem na zewnątrz z małym zawiniątkiem na plecach, który był jedynym prezentem pożegnanym od moich staruszków. Na koniec ojciec wygłosił mi jeszcze mowę, w której doszedł do wniosku, że jedynym sposobem żebym stał się „mężczyzną" jest samodzielne życie, dlatego wyrzucił mnie z domu i kazał dorosnąć. Jego plan wydawałby się idealny, gdyby nie fakt, że dorastanie i stawanie się mężczyzną ani trochę mnie nie interesowało. Zdecydowanie bardziej wolałem wymykać się po zmroku z domu i prowadzić hulaszczy tryb życia. Po raz ostatni obejrzałem się na murowany dom, w którym dorastałem.

- Kurwa. - mruknąłem zszokowany, kiedy zorientowałem się, że tym razem moi rodzice są całkowicie poważni i nie zamierzają mi pozwolić tak łatwo wrócić do domu.

Otworzyłem zawiniątko, które dali mi na odchodne. Znowu przekląłem kiedy zobaczyłem, że w środku znajduje się tylko kawałek suchego chleba, szydełko i moje cudowne dzieło. Liczyłem na to, że wyszydełkowany kotek zmiękczy serca moich rodziców, ale wyglądało na to, że ten numer działał na nich tylko do pewnego czasu. Jakby się nad tym zastanowić, to ostatni raz pomógł mi jak miałem jakieś sześć lat... No cóż, mogłem rozegrać to trochę lepiej, ale teraz było już po ptakach. Miałem wiele naturalnych talentów i dzięki nim planowałem wzbić się w przestworza zdobywając sławę i fortunę!

Jakże bolesny było moje zejście na ziemię, kiedy okazało się że wolność jest cudowna, ale pod warunkiem, że ma się z czego żyć... Chcąc nie chcąc musiałem przyznać przed samym sobą, że nie potrafiłem w żaden sposób zapewnić sobie bytu, ani znaleźć jakiegoś płatnego zajęcia. Jedyna praca o jakiej marzyłem okazała się nie do końca taka jak ją sobie wyobrażałem. Liczyłem na to, że pracując na ulicy poznam jakieś młode wdowy, które oszaleją na moim punkcie i przygarną do siebie, ale niestety już pierwszego dnia przekonałem się o tym, że budzę o wiele większe zainteresowanie wśród panów niż pań. Pewnie dlatego mój pomysł ze złotym interesem nie do końca wypalił. Już pierwszego dnia musiałem uciekać spod karczmy przed jednym facetem, który chciał skorzystać z moich usług, chociaż w bardzo grzeczny sposób dałem mu do zrozumienia, że tego rodzaju klientów nie obsługuję. Jeszcze w życiu tak szybko nie zwiewałem jak tego pamiętnego dnia! Ktoś by się mógł zastanawiać dlaczego, po prostu dalej sobie nie stałem i nie czekałem na klientkę. Odpowiedź okazała by się bardzo prosta. Musiałem uciekać, bo zacząłem na poważnie się zastanawiać nad przysłowiowym i fizycznym „daniem dupy". Ostatecznie jednak postanowiłem zachować resztki godności i nie skorzystać z propozycji nieznajomego.

I tak wszyscy umrzemy!Where stories live. Discover now