– Zdrowie Gorga i Pilipixa, naszych dzisiejszych bohaterów! – Chiron uniósł swój drewniany kufel z własnoręcznie warzonym piwem, według najstarszego przepisu cantaurzych przodków.
– Zdrowie! – huknęły centaury i stuknęły o siebie kubłami tak mocno, że powylewały z nich przy okazji trochę gęstej substancji w kolorze bardzo ciemnego karmelu.Wszyscy wraz z głównymi zainteresowanymi wypili toast, po czym zaczęła się prawdziwa zabawa.
Brała w niej udział praktycznie cała wioska. Z namiotów powychodziły wszelkie dzieci, staruszki czy inne konie nienależące do straży, która ich tu przyprowadziła, i teraz dało się słyszeć stukot setek par kopyt tańczących do skocznej muzyki z wystruganych w drewnie fletów poprzecznych, skrzypiec, bandżo, harmonijek i innych nieskomplikowanych instrumentów. A to wszystko wokół największego ogniska z pieczonymi nad nim tłustymi dzikami, jakie Gorg z Pilipixem kiedykolwiek widzieli!
Każdy chciał z nimi porozmawiać, a już na pewno z nimi wypić, tak więc ich kufle były cały czas sukcesywnie napełniane i z powrotem opróżniane. Centaury nie szczędziły ani picia, ani jedzenia; lały alkohol strumieniami, nie żałując go również na ciągłe wylewanie przy swoich harcach, i zagryzały niesamowitymi ilościami dziczyzny.W pewnym momencie podszedł do nich przypominający Zerisa ogier, o ile dobrze pamiętali Zentharion, wraz z żoną – Xentis.
– Chcieliśmy osobiście podziękować wam za uratowanie naszego syna, Zerisa. Dziękujemy. – Podali obydwu ręce, a oni kolejno je uścisnęli.
– To nic, naprawdę – uśmiechnął się Gorg, dla którego cała ta uczta była już dużą przesadą w ramach podziękowania. Pilipix za to zaczynał się całkiem dobrze bawić, kiedy akurat się nie bał, że go zadepczą.
– A gdzie on jest? Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku? – zapytał wilk, nie widząc ogierka pośród łapiących się pod rękę i tańczących w "haczyku" w kółko źrebaków.
– Zajęła się nim nasza najlepsza zielarka, jest w jej namiocie, wyliże się.
– A nasi goście honorowi co nie tańczą?! Już mi tu na środek! – wtrącił się Chiron, podchodząc do nich ze swoim kolegą – jeszcze jednym zimnokrwistym, brodatym ogierem – i Gorg mógłby im nawet podziękować, że wybawili go od dalszej rozmowy, gdyby nie to, że porwali ich na środek i rzucili w wir tańca, rozdzielając.Chiron wziął w obroty Gorga, a jego kolega zaczął skakać i kręcić kółka z Pilipixem, i to w zupełnie innym kierunku niż ten, który obrała tamta dwójka.
Bransolety to zapalały się, to gasły, podczas gdy oni byli przekazywani z rąk do rąk, to się mijali, niemal ocierając o siebie plecami, to znowu zostawali porwani w dwie różne strony. Gorg rozglądał się wszędzie za małym, niebieskim skrzatem w tej plątaninie grzyw i ogonów, starając się jakoś do niego przybliżyć, podczas gdy Pilipix, będący bardzo dobrym tancerzem w powietrzu, ale niestety nie na ziemi, miał czas jedynie na uważanie na to, by jakieś kopyto nie zgniotło mu stopy.
Raz już wyciągnęli do siebie ręce i minęli się dosłownie o centymetry, gdy znowu jakaś klacz pociągnęła Gorga za drugą rękę, a Pilipixa rzuciło w przeciwną stronę. Tym razem oddalili się tak bardzo, zostając rozdzielonymi przez gęsty tłum centaurów, że bransolety rozświetliły się na dobre, a w miarę jak tańczyli, na jakiś czas zupełnie tracąc siebie nawzajem z oczu, zaczęli coraz bardziej panikować.Nawet Pixie przestał patrzeć pod nogi i rozglądał się zamiast tego rozbieganym wzrokiem na wszystkie strony za Gorgiem, gdy nagle zakręcono nim kilka razy, potknął się i wpadł prosto na niego.
Szatyn jedną rękę położył mu w dole pleców, drugą złapał za niebieską dłoń, splatając ją ze swoją i unosząc, po czym schylił się do ucha partnera z pytaniem:
– Można prosić? – i zaczął prowadzić go w rytm melodii, kierując się sukcesywnie do zewnętrznego kręgu tańczących i uważając, aby ktoś nie zrobił odbijanego.

YOU ARE READING
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
AdventureOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...