~ Pomóżcie mi, to tak jak by ściany się zapadały
Czasami mam ochotę się poddać
Żadne lekarstwo nie jest wystarczająco silne
Niech ktoś mi pomoże
Czołgam się w mojej skórze
Czasami mam ochotę się poddać
Ale po prostu nie mogę
To nie jest w mojej krwi ~Bez celu skacze pilotem po kanałach telewizyjnych. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo nudny, nic ciekawego się nie zadziało.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam co zadzieje się na przełomie tego miesiąca...
- Sue? - usłyszałam za sobą głos, dobrze znanego mi blondynka. Odwróciłam się za siebie i ujrzałam mojego brata stojącego w drzwiach do salonu.
- Cio? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Mój głos wydawał się być lekko dziecięcy w tym przypadku. Nie przeszkadzało mi to.
- Idziemy na jakiś spacer? - zapytał. Spojrzałam na zabawkowy samochód do piachu, stojący w rogu pomieszczenia.
Może świeże powietrze dobrze mi zrobi. Po wszystkim, czego się ostatnio dowiedziałam, odpoczynek na powietrzu powinien być kojącym odpoczynkiem.
Moje myśli nadal wędrowały wokół monologu Martinusa. Zastanawiałam się tylko kiedy on ma zamiar powiedzieć, co tak naprawdę się tu dzieje.
Spojrzałam na okno, był letni, w dodatku słoneczny sierpniowy dzień. Wizja spaceru w taki dzień była nie do odrzucenia. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się do góry, gdy usłyszałam stuknięcie drzwi.
Martinus wrócił.
Powędrowałam wzrokiem do przedpokoju i ujrzałam sylwetkę blondyna. Zauważyłam, iż wychodząc gdzieś nadal posługuje się maską, co musi być strasznie uciążliwe. Szczególnie w taki upał. Zastanawiało mnie też, gdzie tak znikał od paru dni.
- Sue, zacięłaś się. - z moich przemyśleń, wyrwał mnie głos zaniepokojonego sytuacją Leonarde. Uniosłam na niego wzrok.
- Och, przepraszam. - wyszeptałam cicho. - Jasne że możemy iść, oczywiście najpierw zapytaj Martinusa. - spojrzałam na starszego blonyna, który nie wiadomo kiedy pojawił się w salonie.
- Gdzie iść? - zapytał wyrwany z kontekstu.
- Do parku, lub do lasu. O, możemy też iść na plac zabaw. - zaczął wymieniać młodszy, licząc przy tym na palcach. Zaśmiałam się cicho.
Przecież w pobliżu minimum stu kilometrów, było miasto. Nigdzie nie było lasu.
- Na plac zabaw powiadasz? - zapytał starszy. Momętalnie przed oczami pojawiła mi się scena ze śmiercią Emilki. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie.
- To jak? - zapytałam, chcąc odgonić złe wspomnienia. Nie były mi one do niczego potrzebne.
- Leo może iść, nic mu się nie stanie. - powiedział pewnym siebie głosem brązowooki. - Natomiast Sue musi zostać. Muszę z tobą porozmawiać. - zwrócił się do mnie.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem o co mu chodzi. W mojej głowie zapaliła się "lampka ze znakiem zapytania„ niczym w jakiejś amerykańskiej kreskówce. Nie miałam pojęcia o czym chciał ze mną rozmawiać, mimo to miałam nadzieje że wreście się czegoś dowiem.
- Tak, teraz porozmawiać. Natychmiast. - wyprzedził moje pytanie, a ja rozdziabiłam buzie ze zdziwienia.
- To ja idę! - krzyknął na odchodnym młody, otwierając już drzwi. Podbiegłam do niego, niczym struś pędziwiatr i stanęłam mu na drodze.
- Masz na siebie co? - powiedziałam czekając na odpowiedź. Zawsze tak robiłam, bo najprościej w świecie się o niego martwiłam.
- Mam na siebie uważać, nie rozmawiać z obcymi i nie przyjmować nic od obcych. - wyrecytował niczym wiersz i spojrzał na mnie. - O to chodzi? - udał głupiego. Z wiekiem coraz bardziej się rozkapryszał.
CZYTASZ
𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤
FanfictionCzasami mamy wrażenie, że nie spotka nas nic lepszego jak i nic gorszego od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie jesteśmy sami na tym zniszczonym świecie i ja się o tym przekonałam, lecz wiele za późno. Kopiowanie książki zabronione.