II

1K 34 33
                                    

Ubrania które były zostawione w szafce lekko na mnie wisiały .Ale w sumie wole jak odzierz jest luźniejsza bo wtedy czuje się swobodniej i wygodniej. A chyba o to chodzi, jak mam się uczyć rużnych sztuk walk. Wyszłam z budynku, z ulgą odetchnełam świerzym powietrzem. Troche mi się zakręciło w głowie od nadmiaru tlenu, a może byłam jeszcze osłabiona, czułam że upadam gdy nagle złapały mnie silne ręce.

-Ślicznotko, wiem że dziewczyny mdleją na mój widok. Ale nie sądziłem że tak dosłownie.

Miał czarne lekko kręcone włosy oraz ciemno brązowe oczy. W których można było zobaczyć iskre szaleństwa. Uśmiechał się do mnie jak wariat.

-Ty chyba nie jesteś Lizi?- odpowiedziałam troche za oschle. Jednak byłam podirytowana nie zachowaniem chłopaka, poniewarz sama lubie się z ludźmi podroczyć. Ale denerwowało mnie że Jacob ma racje mówiąc że jestem jeszcze osłabiona. Nie chciałam wracać do łóżka. Nie cierpie być dla ludzi problemem .

-O ile mi wiadomo nazywam się Leo Valdez. Łatwo mnie zapamiętać poniewarz jestem najseksowniejszy w całym obozie.-odpowiedział jakby w ogóle nie zauważył mojego tonu głosu. Chyba był przyzwyczajony do takiego traktowania

Parsknełam śmiechem. Chłopak pomógł mi ustać samodzielnie na nogach za co mu podziękowałam.

-A będzie mi dane poznać twoje imię?

-Sophie

-Jesteś tu nowa? Dawno bym zobaczył taką ślicznotkę - mrugnął do mnie na co ja się uśmiechnełam. Niewiem czemu ale chłopak samą obecnością powodował, że człowiek chciał się uśmiechać.

-Tak to mój pierwszy przytomny dzień

- Przytomny ?

- Lekkie problemy z podróżą.

Leo chciał coś odpowiedzieć gdy nagle przerwał nam głośny krzyk

- Sophie?

Zaczepiła nas ruda dziewczyna z masą piegów na twarzy i zielonymi oczami. Mówiąc zielony miałam na myśli kolor mocno jak u szmaragdów. Wyglądała raczej na miłą osobę, chociarz wyczuć można w niej było pazur.

-Cześć jestem Lizzi córka Aresa. Jacob mówił że się już obudziłaś.- w tym momencie Leo zmarszczył brwi jakby nierozumiejąc o co chodzi - Całe szczęście bałam się już, że przyprowadził trupa. Bez urazy.- dokończyła rozpromieniona dziewczyna

-Nie nic nie szkodzi.- odpiwiedziałam i się uśmiechnełam. Ogólnie to bardzo lubie się uśmiechać do ludzi w większości przypadków od razu poprawia im się humor - Dziękuje za ubrania. Są naprawde wygodne.

- Chyba troche za durze nie wiedziałam jaki masz rozmiar, lepiej by to oceniła córka Afrodyty. Choć to cię oprowadzę. Leo czy ty nie miałeś robić tego powarznego projektu dla Chejrona?

-A właśnie kompletnie mi wypadło z głowy przez moją nową koleżanke - mówiąc to zalotnie do mnie mrugnął - Mam nadzieje że jeszcze się spotkamy.

Po czym szybko się ulotnił.

-Widze, że już poznałaś tego flirciarza od Hefajstosa. Nie przejmuj się nim zarywa do wszystkiego co się rusza , chyba robi to troche nieświadomie. Ale sądze, że się polubicie. - gdy to powiedziała od razu zrobiło mi się miło , Lizie wydaje się mi naprawde super osobą. Leo też nie wydaje się nie najgorszy.

- Tylko się w nim nie zakochaj. Cud boski się stał bo niedawno zerwała z nim dziewczyna , więc jest wolny. Ale najpierw musimy znaleźć ci broń !

Genialnie rozmawiało mi się z Lizie. Z początku myślałam że dzieci Aresa nie są najmilsze , ale ona mi szybko wytłumaczyła , że jest wyjątkiem bo większość z jej rodzeństwa to straszne gbury. Opowiadała mi o obozowych zwyczajach i poszczegulnych domkach. Wyjaśniła mi, że puki nie zostane oznaczona przez boskiego rodzica ,będe mieszkała w domku Hermesa. Dowiedziałam się, że dzisiaj wieczorem jest ognisko a niedługo zbliża się walka o flagę ( taka ich obozowa zabawa tyle że z prawdziwą bronią ).
W końcu dotarłyśmu do zbrojowni. Nigdy w życiu nie widziałam takiej ilości oręża. Od łuków po miecze i sztylety, zobaczyłam tam równierz parę kusz i trochę przypominających wyglądem katapulty wyrzutnie czegoś tam. Nie potrafiłam się zdecydować na miecz sztylet czy łuk ale Lizie powiedziała żebym wzieła wszystko , bo przyda mi się na treningi. Po godzinie w końcu wybrałam miecz który chć troszkę odpowiadał moim wymaganiom ( lekki, nie za długi, poręczny) ale za nic nie potrafłam takowego odnaleźć. Ze sztyletem było prościej od razu wypatrzyłam odpowiedni. Natomiast Liz zajeła się szukaniem mi łuku. Zbliżała się pora ogniska a ja nie chciałam wałęsać się po obozie obładowana jak arsenał. Postanowiłam że wróce po wybraną prze ze mnie broń po ognisku.

- Naprawde cieszę się że już wyzdrowiałaś jesteś super osobą. - zaczeła temat Liz - szczegulnie Jacobowi ulżyło, potwornie się martwił.

Zdziwiło mnie to, ten blondas co siedział ze mną jak się obudziłam martwił się o mnie ale dlaczego? Kim on w ogóle jest?

- Jak to się o mnie martwił? Nawet mnie nie zna?

- Nie wiem czemu. Może dlatego, że to on znalazł cię jak leżałaś prawie martwa w lesie. Wziął sobie do serca to, że jest za ciebie odpowiedzialny cały czas opiekował się tobą gdy byłaś nieprzytomna. Willa potwornie to denerwowało.

- Kim jest Will?

- To syn Apolla i nasz tak jagby obozowy lekarz. Ma dar leczenia.

-Pszepraszam na ogół nie jestem wścibska ale mogłabyś mi opowiedzieć coś o Jacobie. W końcu uratował mi życie . Powinnam mu za to podziękować. Ale nie wiem jak na to zaraguje.

- No więc tak.... Jest on synem Zeusa. Bardzo miły chłopak tylko troche tajemniczy. Czasami mam wrażenie , że ma na sobie maske i to nie jest naprawde on. Bardzo dobry w szermierce i to ..... chyba tyle. Koleguje się z nim ale chyba nie lubi dzielić się z innymi informacjami o sobie. Co innego Valdez ten to nigdy nie jest wygadany, ciągle coś nawija i przez przypadek podpala.- rozśmiałyśmy się na całego. Coraz lepiej się z tą dziewczyną dogaduje. Nagle usłyszałyśmy ala bicie w dzwony.

-Czas na ognisko chodzimy, zanim się spóźnimy.

* * *
Siedziałam na jednej z ławek przy ognisku obok Lizie, a tuż koło mnie przysiadła się bardzo ładna dziewczyna o indiańskich rysach twarzy. Włosy miałe związane w niedbały warkocz ale nadal olśniewała urodą.

-Jesteś tu nowa? Nazywam się Piper córka afrodyty. - zdziwiło mnie tylko to, że jak na córke afrodyty nie nosiła tony makijażu jak jej siostry. Olśniewała naturalnym pięknem.

-Sophie - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy

- Jak się czujesz w obozie?

- Wszyscy ludzie są dla mnie naprawde mili, jednak chyba troszkę obawiam się kim może być mój boski rodzic.

-Nie masz się czego bać, każdy domek będzie traktował cię jak rodzinę . Chociarz powiem ci, że pasujesz mi na moją siostrę. Naprawde rzucasz się w oczy taka jesteś piękna. - poczułam się głupio, oczywiście miło słyszeć takie komplementy, szczegulnie według mnie od najładniejszej dziewczyny z obecnych, ale nigdy nie uważałam się załadną wręcz przeciwnie sądzę że jestem jedną z tych nierzucających się w oczy.
Nie zdąrzyłam jej odpowiedzieć poniewarz dyrektor obozu Chejron , który był centaurem . Zaczął muwić ogłoszenia na jutrzejszy dzień , opowiadał o jakiś zmianach planu dnia domku hermesa z aresem . Przygotowaniu do najblirzszej gry o sztandar, oraz o zapisywaniu się na coroczną olimpiade która odbędzie się pod koniec wakacji. Napomniał domek hermesa o nie robienie kawałów dzieciom demeter i zaapelował , że nie popiera wojny pomiędzy tymi dwoma domkami. Już miał zakończyć gdy nagle o czymś sobie przyponiał.

- Prawie bym zapomniał mamy nową ozobowiczkę nazywa się Sophie Lair
Możesz tu podejść Sophie. - wstałam i cicho podeszłam do dyrektora obozu - nie została jeszcze uznana więc na razie zamieszka w domu Herm.....

Nagle wszyscy ucichli i uklękneli na jedno kolano usłyszałam ciche szepty w stylu "to niemożliwe" nad moją głową ujrzałam symbol łuku na tle pięknego serca.
Po dłuższej chwili ciszy Chejron się odezwał

- Przedstawiam wam córkę dwóch bogów Apolla oraz Afrodyty.A my musimy poważnie porozmawiać.

I szybkim krokiem oddaliliśmy się w stronę Białego Domu

Love ~Leo Valdez~ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz