III

814 30 7
                                    

Znalazłam się w białym domu (siedzibie dyrektora obozu) ale nie słuchałam chejrona i zebranych herosów. Siedział tam Leo, Piper,Will i pare innych osób których na oczy nie widziałam takich jak Jason( podobno chłopak Piper), Percy,Annabeth,Clarisse , a dalej to nie pamiętam. Z mojej prywatnej rozmowy z Chejronem przemieniło się to w jakieś posiedzenie. Niezbyt skupiłam się na ich rozmowie, non stop się sprzeczali i zastanawiali się dlaczego nie jestem bogiem. Byłam zbyt oszołomiona żeby cokolwiek zarejestrować . Jedyną osobą która równierz się nie odzywała w tej sali był Leo. Cały czas się we mnie wpatrywał podobnie jak wszyscy, czułam się jagbym była niezidentyfikowanym obiektem . Nad którym rozmyślali naukowcy czy jest groźny, a może użyteczny. Poczułam się jak przedmiot. Moja złość z sekundy na sekundę rosła i zamieniała się w Mount Everest. W końcu nie wytrzymałam.

- Możecie przestać zachowywć się jagby mnie tu nie było - wszyscy momentalnie ucichli. Patrzyli na mnie z lekkim przerażeniem. - też nie wiem jak to się stało że nie jestem bogiem, wczoraj nawet nie wiedziałam KIM są moi rodzice. Przestańcie patrzeć na mnie jak na jakiegoś potwora! -ostatnie zdanie niemal wykrzyczałam.

-Nie o to chodzi- powiedziała blondynka z szarymi oczami z rozmowy wynikło , że ma na imę Annabeth - ty się świecisz.

Rzeczywiście gdy spojrzałam na swoje ręce delikatnie wydzielałam czerwone światło. Spowodowane pewnie moim zdenerwowaniem.

-Dar Apolla - napomknoł Jason

-Ale jak to wogule możliwe - ciągnoł temat Percy

Rozgrzała na nowo dyskusja jednak przerwał ją Dyrektor

- Możliwe ,że kiedyś bogowie nam to wytłumaczą. Nie ma co jak narazie się w to zagłębiać. Jest już bardzo późno - rzeczywiście zblirzała się północ, co znaczy że spędziliśmy na "rozmowach" pare godzin - Sophie musisz zdecydować gdzie chciałabyś mieszkać w domku Afrodyty czy Apollina. Będziemy odkrywać twoje zdolności o ile takowe masz.

Wszyscy spojrzeli na mnie, abym podjeła decyzje. Piper lekko się do mnie uśmiechała.

- Dołącze do domku Apollina, chyba nie pasuje do tych wszystkich wymalowanych lasek. Bez obrazy Piper ty do nich nie należysz. Najwyżej zmienie domek jak coś pójdzie nie tak.

-Doskonale, Will odprowadzisz Sophie do domku ....

-Nie dziękuje - szybko dodałam- potrafię sama wrócić . Muszę.... nad tym wszystkim troche pomyśleć.

I wyszedłam z tej troszkę chorej debaty. Musiałam tyle rzeczy przemyśleć ani mi się śni wracać teraz do domku. Zmierzałam powoli w kierunku ogniska które już prawie wygasło. Zorientowałam się jak jest późno i zimno miałam nadzieje że koło niego chociarz troszkę się ocieple. Usiadłam naprzeciwko wygasającego ognia. I zagłębiłam się w kraine moich rozważań i problemów. Miałam tyle niewyjaśnionych pytań. Czemu nie jestem bogiem skoro dwójka moich rodziców nimi są. Może dlatego mnie porzucili , a w ciągu 15 lat pierwszy z nimi kontakt był jak mnie oznaczyli. Może byłam po prostu wybrakowana więc wywalono mnie z olimpu. Na pewno byłam niechcianym dzieckiem bo o ile wiem Afrodyta ma męża i kręci tylko z Aresem, ale najwyraźniej nawet mitologia się myli. W jednym Chejron miał rację będą rozwijać moje talenty "o ile jakieś mam" byłam całkowicie pewna, że ich nie mam może po za tym, że lekko świeciłam ale po co mi to. Czy zawsze będę świecić przy odczuwaniu silnych emocji. Nagle poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu.

-Wszystko ok.

Był to Jacob. Wyczułam, że był zmartwiony. Ale właściwie nic nie było ok. Poczułam się bezsilna i , że zaraz się rozpłacze. Nie chciałam by chłopak był tego świadkiem. On natomiast bez słowa mnie przytulił chyba wyczuł, że żadne "wszystko będzie dobrze" tu nie pomoże. Przytulał mnie dopuki nie uspokojił mi się oddech i opanowałam drżenie rąk. Nie wiem czemu ale jego bliskość mi pomogła. Po pewnym czasie odsuneliśmy się od siebie, a on spojrzał mi prosto w oczy , jego wzrok był pełen zrozumienia ale i przyjacielstwa, tak nie wiele zrobił, a dodał mi sił .Po pewnym czasie zdołałam z siebie wykrztusić.

- Dziękuje

- Nie ma za co.

- Chce ci równierz podziękować za to ,że mną się opiekowałeś i mnie uratowałeś.

-To był muj obowiązek jak zobaczyłem tam ciebie prawie martwą poczułem odpowiedzialność by się tobą zaopiekować .

-Ale nie musiałeś przy mnie tyle siedzieć.

- Miałaś koszmary. Cały czas coś krzyczałaś . Kiedy trzymałem cię za rękę lub do ciebie muwiłem poprawiało się . Zapadałaś w spokojny sen.

Ogarneło mnie uczucie rozchodzącego się ciepła po całym ciele. Nagle chłopak zdjął swoją bluze.

-Cała dygoczesz z zimna załóż to. - po czym wręczył mi swoją własność.

Od razu ją na siebie założyłam była ciepła nadal rozgrzana jego ciałem. Pachniała lasem świerzo po deszczu. Kocham ten zapach, często jak pada to wychodzę z mieszkania i idę na spacer to mnie uspokaja. Poczułam się o wiele lepiej nie tylko z powodu tego, że było mi cieplej ale Jacob pomógł mi psychicznie. Nagle zalała mnie fala troski

-A tobie nie będzie zimno- byłam gotowa w każdej chwili to zciągnąć nie chciałam by się przeze mnie rozchorował.

- Nie, po za tym tobie bardziej się przyda. Późno już może cię odprowadzę?

Szliśmy razem przez las w kierunku domku appolina w milczeniu, nie była to nie zręczna cisza dla mnie, wyczuwałam że dla niego też nie. Nagle się potknełam o korzeń wystającego drzewa. Ale syn Zeusa w porę mnie złapał.

-Uważaj- staliśmy tam przez jakąś chwile ja w jego ramionach patrząc sobie w oczy. Odległość między nami się zmniejszała. Nagle czar prysł przypomniałam sobie o wszystkim, podziękowałam za ponowny ratunek i dokończyliśmy "spacer". Pod domkiem Appolina zaczełam zdejmować z siebie bluzę on tylko skinieniem ręki zaprzeczył

-Zachowaj ją , to prezent o de mnie. Tylko obiecaj, że nie będziesz już więcej tak nie roztropna, by wychodzić po północy w krótkim rękawku.
Po czym przytulił mnie na porzegnanie i odszedł.

Sorki że tak krótki rozdział, ale wstawiam dwa na raz . Akcja powolutku zaczyna się rozkręcać ( powolutku ).

Sarah

Love ~Leo Valdez~ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz