16. Człowiek, Łódź i Orki

427 12 16
                                    

Thorin Dębowa Tarcza

Staliśmy tak blisko mojego domu, a za plecami mamy co? Orki i przeklęte elfy! Do tego wszystkiego nie możemy wejść sobie od tak do miasta na wodzie, bo nas wydadzą tym zapchlonym, wysokim gnomom! Po prostu cudownie! Lepiej być nie mogło!?

Przez to wszystko nie zauważyłem że moja ukochana jest blada jak płutno, bo przeszkadza mi w tym ględzący Kili, nad moim uchem, ze swoim bratem.

Podszedłem do Pearl która wymiotowała w krzaki. Zgarnąłem jej włosy z twarzy. Nie mogłem patrzeć jak się męczy. Gdy skończyła wymiotować obróciła się do mnie przodem, otarła usta i wtuliła się w moją klatkę.

- Jak się czujesz skarbie? - Zapytałem czule.

- Źle... - oderwała się ode mnie i znów zaczeła wymiotować w krzaki. Coś czuję że w tym miejscu gleba będzie wyjątkowo bardzo zakwaszona.

- Kochanie odpocznij trochę, a ja spróbuję coś zrobić byśmy się dostali do miasta i byśmy tam zostali.

- Dobrze...

**************Popołudnie***************

Mocno trzymałem rękę ukochanej. Nagle za skały wyskoczył wysoki mężczyzna, z łukiem w ręku i naciągniętą strzałą. Schowałem przerażoną Pearl w swoich ramionach.

- Kim jesteście?! - Wykrzyczał nieznajomy.

- Kim Ty by straszyć Króla pod Górą i jego rodzinę?! - Odpowiedziałem dumnie.

- Król pod Górą nie żyje! Kłamcy! - wykrzyczał i strzelił w nogę Kiliego, a ten padł.

- Kili! - Wykrzyczeliśmy w tym samym czasie, ja, Pearl i Fili.

- Kim jesteście?! - krzyczał nieznajomy.

Na przód wysunął się Balin ze swoją dyplomacją.

- Drogi panie, jesteśmy krasnoludami z Gór Błękitnych, którzy pod przewodnictwem Thorina Dębowej Tarczy, syna Thraina, syna Throra ostatniego króla pod górą, postanowili odbić swój dawny dom, Erebor.

- Co tu robić? - opuścił łuk z naciągniętą strzałą na cięciwie.

- Uciekamy przed watachą orków - tym razem odezwałem się ja.

- Nie masz panie jakieś łodzi, czy barki? - zapytał grzecznie Balin.

- Może i mam - powiedział z cwanym uśmiechem.

- Twój płaszcz i buty widziały lepsze czasy, a jeszcze pewnie w domu czeka żona z dziećmi. Ile szkarbów?

- Chłopak i dwie dziewczynki - uśmiechnął się lekko.

-Żona na pewno jest piękna.

-Była, zmarła pięć wiosen temu.

- Przykre, ale i tak pieniądze się przydadzą nie prawda? - Stary krasnolud wyciągnął za pazucha sakiewkę z monetami.

- Gdzie chcecie się dostać? - zapytał ciemno-włosy mężczyzna.

- Do Esgarot - odpowiedział rozwcieczony Dwalin, jak lew bez swojej ofiary.

- No więc dobrze chodźcie - stwierdził zeskakując z skały.

Szliśmy za rybakiem, Bardem kilkanaście minut. Wsiedliśmy na barkę pełną pustych beczek.

- Do beczek - rozkazał rybak, a cała, no prawie cała, kompania zaczęła się bunować.

- Do beczek! - rozkazałem, a wszyscy prócz Pearl i jej wujka posłuchali.

- Wy też - kiwnął głową w stronę dwóch wolnych beczek.

- Oni nie, dziewczyna jest w ciąży, a ten hobbit jest jej wujkiem - wytłumaczyłem szybko, a potem wszedłem do swojej beczki.

Płynęliśmy przez jakiś czas, a potem przez dziurkę w drewnie zobaczyłem jak rybak schodzi z łodzi i podchodzi do dwóch innych ludzi. Po chwili poczuliśmy swąd ryb, a na głowach mieliśmy tuńczyki.

- Miam, tuńczyk - usłyszałem głos mojej ukochanej.

- Pearl jak Ty ryb zbytnio nie lubisz - śmiał się Bilbo.

Uśmiech wpłynął na moją twarz, gdy przypomniałem sobie zachcianki mojej siostry gdy była w ciąży z Kilim. Nawet nie słyszałem jak moi przyjaciele w beczkach hałasowali.

- Cicho - szepnął Bard gdy wrócił na łódź.

Płynęliśmy dalej, a przez dziurkę mogłem obserwować lekkie fale na wodzie, aż nagle usłyszeliśmy głos jakiegoś knypka, który przypominał jadowitą żmiję.

- Stój! Co tam przewozisz?!

- Ryby - odpowiedział pewnie rybak.

- Na pewno? - żmija weszła na pokład barki i wywróciła beczkę tylko z rybami.

- Na pewno - odpowiedział Bard.

- Mam Cię na oku Bardzie synu Giriona - wysyczała żmija i zeszła z pokładu, a my ruszyliśmy dalej.

Po półgodzinnej podróży wyszliśmy z beczek, lecz syn naszego wybawcy poinformował że ich dom jest obserwowany, skończyło się to tym że ja i moi pobratymcy dostaliśmy się do domu kazalizacją. Nie zbyt przyjemna droga i  bardzo śmierdząca.

W domu rybaka dostaliśmy koce, koszule suche, lub spodnie. Usiadłem obok mej ukochanej, ale pierwsze co usłyszałem to było jej marudzenie.

- Thorin nie przytulaj się do mnie, śmierdzisz rybą i ściekami! Fu! - zatkała nos, a ja niestety musiałem odejść do okna przepędzony.

Nie mogłem poznać tego miasta. Kiedyś świeciło tu złotem i drogimi klejnotami, a teraz tylko drewno odbija promienie słońca. Dachy niegdyś pokryte wszelkimi ozdobami teraz tylko pokryte belkami. Za czasów panowania mojego dziada był to ogromny port, a teraz nie jest nawet przystanią. Teraz to tylko miasto na wodzie, smutne, biedne i szare. To takie smutne, jak niegdyś bogate, miasto pod złymi rządami, upadło i zaczęło podlegać elfickiemu królowi, który ciągle pije.

Nigdyś wielki kot, smilodon*, największy drapieżnik, został pogrzebany przez grupę słabszych osobników, wymarł. Tak samo stało się z tym miastem. Nigdyś piękne, wielkie i opiewające bogactwem, a teraz brudne, podległe i szare.
____________________________________
*tygrys szablozębny najsilniejszy i największy z tego gatunku.

Nowy roździał i wiele zmian. Mam nadzieję że się wam podoba.

Do napisania wasza Nata 😘

Thorin Dębowa Tarcza - nowa historia [w trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz