27 {Dziko}

1.9K 168 8
                                    


Nie jestem złą osobą. Żyję na swój własny sposób i może się to komuś nie podobać, ale nie rozumiem czucia się lepszym ode mnie i sposobu w jaki żyję. Luke mnie pragnie, zawsze i wszędzie, gdziekolwiek się razem pojawiamy rozpalamy zakazany ogień. Nie stanę się kimś kim nie jestem, żeby dopasować się do jego sposobu życia, bo mój wydaje mu się gorszy. Tak bardzo mnie pragnie, a zarazem tak bardzo mnie nie chce, z powodu niedopasowania i niewyparzonej buzi. Będzie się musiał z tym pogodzić albo mnie rzucić albo ją rzucę go, bo nie mam ochoty bzykać się z kimś, kto wstydzi się mnie na ulicy czy przed znajomymi czy przed matką.

Dlatego ta krótka spódniczka osadza się dobrze na moich biodrach, a równie krótki top do niej dołącza. To koncert, równie dobrze przy przypływie emocji mogę skończyć w samym staniku, prawda?

Wszyscy myślą, że mnie tak dobrze znają i nawet jeśli to prawda i jestem taka łatwa w odczycie, to czy dobrze znają siebie, skoro tak ostro reagują na mój widok? Nie jestem tego pewna.

To jego ostatnia szansa.

Jeśli nie będzie chciał mnie takiej, to nie dostanie mnie też gdy potrafię być dziewczynką z dobrego domu.

Dlaczego mi tak zależy?

Dlaczego się tak nim przejmuję?

Nikt nie będzie mówił mi jak żyć.

Jadę pod arenę taksówką z nadzieją, że się pojawi, ponieważ to on posiada bilety. Nie byłby chyba na tyle głupi, żeby stracić taką okazje, tylko przez jakąś kłótnię. Po za tym musi mnie zobaczyć, a jak się nie pojawi to pojadę do niego osobiście.

Ktoś klepie mnie w ramię. Obracam się w kierunku tej osoby.

– Nigdy nie możesz mnie posłuchać, prawda?

Obracam się dookoła własnej osi.

– Nie mów, że ci się nie podoba – uśmiecham się do niego – Taka bezwstydnica jak ja – po czym dodaję – Tylko w tym stroju nie było miejsca na pieniądze tatusia – robię smutną minę, a raczej ją parodiuję.

– Przepraszam – łapie mnie w talii i przyciąga – Przepraszam, że to powiedziałem.

– Problemem nie jest, że to mówisz, tylko, co to dla ciebie znaczy, Luke.

– Nie zaprosiłaś mnie na ten bal debiutantów, czymkolwiek jest to spotkanie bogaczy. Nie chcesz, żebym poznał twoich rodziców – oświadcza. Nie mam pojęcia, skąd to wie, pewnie Olivier to cholerna papla.

– Bo ich nie polubisz! Gavina nie polubili już po minucie! Z tobą zrobią dokładnie to samo..

– No i co z tego? Co mnie obchodzi zdanie twoich rodziców? Nie liczę się z mamą, jeśli chodzi o ciebie, bo jestem dorosły, a ty? – jest taki pewny swoich słów.

Zdecydowanie to, co dzieje się pomiędzy nami nie jest czystą zabawą.

Kurwa mać.

– Jestem dorosła, własne dlatego mogę iść na ten koncert. Pokazać ci dowód? – uśmiecham się, ale wyjątkowo ten uśmiech jest fałszywy – Chodźmy się trochę rozerwać – łapię go za ręce, chcąc namówić do tańczenia – Mam dosyć tych poważnych tematów – staję na palcach, żeby go pocałować – To ja tu się gniewałam, no chodź.. – daję mu buziaka i ciągnę go w kierunku wejścia – Zobaczmy jak umiesz się bawić.

– Nie tylko ja tu jestem trudny w odczycie.

– Nie mam wiele do odkrycia..

Przewraca oczami na mój komentarz. Ruszam do przodu sama i krzyczę za nim.

Dressing up the mind {Luke Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz