– Pójdziesz ze mną na koncert Taylor Swift?
Jesteśmy u mnie i właśnie leci jedna z jej piosenek. Wróciliśmy do udawania, że nie przeprowadziliśmy ten rozmowy, która ukróciła zakupy i pokazała stronę Luke'a, o której nie miałam pojęcia. Nie powiedział mi tych słów nigdy więcej i nie wiem czy dlatego, że zgadza się ze mną, że ich nie rozumie czy dlatego, że skoro mu nie odpowiedziałam to już nigdy tego nie usłyszę.
– Słucham? – Luke przygotowuje kolacje. Dopiero wrócił z pracy, ale nie chciał odpuścić i nie zgodził się na zamówienie czegoś.
– No czy pójdziesz ze mną na koncert? W przyszłym tygodniu.
Kupiłam bilety jeszcze zanim zaczęliśmy się spotykać i pewnie gdyby nie on zabrałabym Abby.
– Kochanie, jesteś za stara na to – nikt nigdy nie chce tego usłyszeć.
– Nie nazywaj mnie kochaniem, po to, żeby mnie obrazić!
Luke się śmieje.
– Jestem pewien, że ona sama jest za stara, żeby to śpiewać.
– O jejku, daj spokój – kręcę głową – Pójdziesz ze mną?
– Kiedy? – łatwo poszło..
– Za tydzień w środę.
– Mam podwójną zmianę. Zabierz Abby albo siostrę – no prawie, bo zapomniałam niemal o jego pracy.
– Glen nie ma czasu – niemal pokazuje jak bardzo mnie to irytuje – A ty jesteś nudziarzem. Naprawdę nie chcesz trochę potańczyć? No pomyśl, tłum ludzi.. my przed samą sceną..
Jęczy z niezadowolenia, co całkowicie mnie rozbawia.
– Jestem na to za stary – zdecydowanie jest, chociaż to kłamstwo, bo zdecydowanie wie, co to dobra zabawa, po prostu nie lubi mojej mentorki.
– Oj jesteś – podchodzę do niego i ściskam jego twarz w dłoniach – Nigdy cię nie namówię? Może chociaż mi coś zaśpiewasz?
– Coś z innego mniej cukierkowego repertuaru? – proponuje.
– Czy piosenki o zerwaniach, zdradach i samotności są według ciebie cukierkowe?!
– O Boże – kręci głową z szerokim uśmiechem – Ale z ciebie wierna fanka, że tak zaciekle jej bronisz.
Uśmiecham się jeszcze szerzej.
Ludzie zazwyczaj nie zastanawiają się nad tym jacy są szczęśliwi. Uświadamiają to sobie dopiero gdy coś się zmienia gdy to znika.
Jednak ja na chwile zatrzymuje się w tym momencie.
Przyglądam się Lukowi, jak się śmieje, jak na mnie patrzy i jestem bliska łez, a ja nie płaczę. Nawet jeśli jestem fanką Taylor, to nie jestem beksą.
– Podwójna zmiana, co?
Jego praca jest cholernie niebezpieczna. Staram się o tym nie myśleć, ale w tej chwil jakoś wydaje się to niemożliwe.
Uszczęśliwia mnie, jak nikt inny na świecie.
Proszę, przyznałam to.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało.
– To moja praca, wiem, co robię – pewność jego głosu, wcale nie umniejsza mojego zdenerwowania.
– Nie kłam, proszę – pochylam się do jego czoła, żeby oprzeć na nim swoje.
Wciąga mnie na swoje kolano.
– Jestem ostrożny, mała.
– Nienawidzę gdy mnie tak nazywasz! – oburzam się ze łzami w oczach – Żadna ze mnie mała!
– Wiem, co robię.
– Obiecaj mi, że nic ci nie będzie – to pierwszy raz gdy proszę go o coś takiego – Że wrócisz cały.
Nie odpowiada.
Jest chyba zaskoczony.
– Nie mogę, Gina. To jedyna rzecz, której nie mogę zrobić.
Wtulam twarz w jego szyje i próbuję powstrzymać łzy. Nie, żeby to było możliwe, przy mojej impulsywności.
Jego nos trąca moją szyje.
– Mała..
– Przestań – pociągam nosem.
Obejmuje mnie ciasno, próbując dać mi trochę bezpieczeństwa, które ucieknie wraz z jego wyjściem.
– Kocham te robotę. Nie wyobrażam sobie, żebym robił coś innego, niż ratował ludzkie życia i gasił pożary.
– Mój za każdym razem rozpalasz!
– Jesteś pewna, że powinnaś tak mówić do strażaka?
Unoszę głowę, a on się uśmiecha. Ledwo moje oczy spotykają jego, a on już całuje kąciki moich ust, następnie policzki..
– Luke..
– Uwaga, uwaga, strażak wznieca pożar.
– Cóż, za niebezpieczeństwo - oświadczam z przekąsem.
– Raczej łamanie podstawowego kodeksu moralnego..
Całuję go, byleby się tylko zamknął. On uśmiecha się wprost pod moimi wargami.
– Ja za to nie mam czasu jutro i pojutrze – informuję go z pełną powagą.
– A co takiego robisz? Wybierasz się gdzieś?
– No do pracy – mówię od niechcenia.
– Co? – pociera ucho, jakby nie usłyszał.
– Idę do pracy – wrzeszczę mu do ucha – Nie ciesz się tak, będę znowu kelnerować.
– U rodziców? – dopytuje.
– No, w mojej ulubionej restauracji. Muszę cie tam kiedyś zabrać – stwierdzam.
– Zaraz po tym jak poznasz mnie ze swoimi rodzicami.
Krzywię się.
– Nie będziesz wstydził się kelnerki? – żartuję – Mogę ci pokazać moje umiejętności i ponieść nasze pełne talerze...
– A ty wstydzisz się strażaka?
– Jakbym mogła! – krzyczę radośnie – Ratujecie ludzi z pożarów! Jesteście dumą naszego miasta!
– Zostałaś zagorzałą fanką strażaków? – marszczy brwi.
– Tylko jednego – daję mu szybkiego całusa i się odsuwam – Uważaj na ogień pod garami! – obracam się do niego – A może ocenimy twoje kucharskie umiejętności? I zostaniesz kucharzem w mojej rodzinnej restauracji? – otwieram szeroko usta, bo sama właśnie wpadłam na ten pomysł – Jesteś świetnym kucharzem!
Luke
Takie rzeczy widziałem tylko w filmach. Bogaci ludzie, zmieniający profesje niebogatych ludzi, żeby dopasować ich do ich świata. Dają im absurdalne pensje, które nie mają nic wspólnego z ich pracą, ale stać cię na wszystko, co najlepsze i na dodatek jesteś zależny od kogoś ważniejszego. Jeśli ona o tym myśli... nigdy się na to nie zgodzę. Jestem dorosły, potrafię żyć na własny rachunek, to dobra cecha, a nie wada, nawet jeśli moje dochody to nie miliony, prawda?
Znacie kogoś kto poświęcił to, co lubił dla większych pieniędzy? Ludzie raczej robią na odwrót, prawda? Rezygnują z wielkich pieniędzy, żeby robić coś, co lubią..
Zbyt ją kocham, dlatego w ogóle o tym myślę, co zdecydowanie nie jest dobre.
Nie odpuszczę swojego życia, bo mimo, że nie mam w nim wszystkiego, to jest lepsze niż życie pod dyktando bogaczy, prawda?
Prawda, do cholery, żadnych wątpliwości.
CZYTASZ
Dressing up the mind {Luke Hemmings}
FanfictionGina jest impulsywna, rozrywkowa, myśli tylko o sobie, wydaje pieniądze rodziców, nie wie czym jest ciężka praca. Nigdy nie była w prawdziwym związku. Lubi jednonocne przygody. Luke jest jej kompletnym przeciwieństwem, osiąga sukces za sukcesem i k...