Jego tajemnice stały się moją obsesją. Nie potrafiłam skupić się na niczym, jak tylko na odkryciu prawdy. Cały drugi semestr spędziłam na obserwowaniu go i dokładnemu analizowaniu jego zachowania.
Jego comiesięczne „przeziębienia" zawsze poprzedzały bóle głowy, nadmierny apatyt, osłabiona koncentracja i nerwowość.
Najczęściej mogłam to zauważyć przy wspólnej nauce. Zdarzało mu się przysypiać nad książkami. Lub obżerać się czekoladą w hurtowych ilościach! Czasem musiałam powtarzać mu coś z cztery razy, nim wreszcie zrozumiał, o co mi chodzi. A gdy tylko coś nie szło po jego myśli, wpadał w złość. Rzucał wściekle książkami, rwał kartki, burczał pod nosem... zaciskał dłonie w pięści tak mocno, aż od paznokci zostawały mu krwawe ślady wewnątrz dłoni.
Ignorowanie takiego zachowania przychodziło mi z kosmicznym trudem, ale co innego mogłam zrobić? Gdy on nie chciał powiedzieć mi prawdy...
Potem znikał.
Pojechał do chorej mamy, złapał jakiegoś wirusa, musiał załatwić coś ważnego... wymówek było mnóstwo! W końcu przestałam się pytać, bo przestałam wierzyć, że ktokolwiek mówi mi prawdę.
Wracał – czasem po dwóch dniach, a czasem potrzebował, aż tygodnia. To zależało od księżyca, bo im bliżej ziemi był, tym gorzej to znosił. Jednak, jak już w końcu wracał na zajęcia, to z nowymi ranami i wyjątkowo ponurym humorem. Przysypiał, buczał na wszystkich, nie chciał nic jeść...
Później wszystko zdawało się wracać do normy. Remus śmiał się, żartował, wzorowo wypełniał obowiązek ucznia, średnio dwa razy na tydzień wpadał w kłopoty za sprawą Jamesa lub Syriusza. Był oazą spokoju, normalnym nastolatkiem. Nie można było zarzucić mu niczego dziwacznego.
A potem wszystko zaczynało się od nowa i od nowa, i od nowa. I tak w koło Macieju! Miesiąc w miesiąc ta sama kolejność i te same kłamstwa. Do znudzenia!
– I co?! Nie wpadłaś na pomysł, że tato jest wilkołakiem? Miałaś tyle wskazówek – mówi Dorcas.
Spoglądam na nią, mrużąc groźnie powieki. Mądrala się znalazła!
– Nie przerywaj mi!
Dużo czasu przesiadywałam w bibliotece, wertując książki medyczne. Bo gdzieś przecież musiała być odpowiedź! Poszłam z tym nawet do Madame Pomfrey.
– Nie mam teraz czasu, dziecko – zawołała, wyganiając mnie z ambulatorium.
Poświęciłam się tej misji do tego stopnia, że moje oceny szybko spadły do Nędznych i Okropnych. Nawet wspólna nauka z Remusem nie przynosiła żadnych rewelacji, choć chłopak starał się, jak mógł. Kiedy on próbował wytłumaczyć mi tematy, ja skupiałam się tylko na nim – na jego ranach, dziwnym zachowaniu, nieudolnych kłamstwach, tajemnicy i czy mogłabym mu jakoś pomóc.
Pod koniec kwietnia moi rodzicie nie byli już w stanie godzić się na tak niskie stopnie. Ignorowali moje liczne występki i listu od profesor McGonagall zbyt długo.
Wspólnie napisali do mnie list.
Kochana córeczko,
Profesor McGonagall wysłała nam kilka listów. Jest zaniepokojona twoim zachowaniem. Pisze, że jesteś ostatnio bardzo rozkojarzona, roztrzepana. Gubisz przybory szkolne. Nie potrafisz porządnie wykonać prostych zaklęć i siejesz zamęt na zajęciach z eliksirów. Część mnie chciałaby zapytać, co miała przez to na myśli, ale z drugiej strony... chyba jednak nie. Wspominała też o tym, że nieustannie się spóźniasz na zajęcia lub je opuszczasz i nie odrabiasz swoich prac domowych. Do ostatniego dołączyła również pierwszą wersję twoich ocen końcowych, więc pewnie domyślasz się, dlaczego piszemy.