– A teraz.. – stoimy tak już dłuższą chwile i milczymy.– Wracamy razem do domu – informuję ją.
– No hej! Już tu jesteś, możemy coś zobaczyć..
– Nie wiem, czy chcę cokolwiek oglądać w tym mieście – mówię jej wprost.
Tak naprawdę nawet mnie nie przeprosiła. Nie powiedziała, co tu robi tyle czasu i kim był ten chłopiec, bo mężczyzną go na pewno nie nazwę.
– Wiem, co chcesz zobaczyć.. – staje na palcach, żeby dosięgnąć mojego ucha – Mój widok z okna w pokoju hotelowym.
– Ta, a kto go jeszcze widział?
Unikałem matki, odkąd ona wyjechała, bo jestem więcej niż pewien, że zasiałaby we mnie wątpliwości, a raczej tonę nowych wątpliwości. Po tym, co tutaj zobaczyłem sam mam ich całą masę.
Z jej twarzy znika rozbawienie i chyba po raz pierwszy widzę zagubienie, a może to wyrzuty sumienia.
– Mojego łóżka nie pokazuję byle komu – bierze moją twarz w dłonie – Chodź, zabiorę cię do łóżka.
– Przez dłużej niż pięć minut nie możesz być poważna? – nie wiem, czy jestem zdenerwowany, czy co.
Nie wiem, czy nie wiem, gdybym był młodszy po prostu bym się poddał temu, czego ona chce, chociaż zawsze miałem własny rozum, a moje decyzje nie zależały od zawiewania masztu na wietrze, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.
– Chodźmy do twojego pokoju, ale nie po to, żeby się bzykać.
– Dalej będziemy rozmawiać?
– Zasługuję na trochę słów, po tym, co ostatnio nawyczyniałaś.
– Przepraszam – wyrzuca z siebie – Naprawdę przepraszam, ja po prostu..
– Możemy skończyć o tym rozmawiać pod twoim hotel i wejść w końcu do środka?
– Och, jasne – rusza do drzwi – Skąd właściwie wiedziałeś, gdzie jestem?
– Mówiłem już, twoja siostra, wie o nas, więc nie było to dla niej dziwne.
– I co powiedziała? – łapie mnie za rękę, żeby być chyba po prostu bliżej – Jak możesz być z takim dzieciuchem? Myślę, że to jest to, co by powiedziała. Zasługujesz na coś lepszego, coś z przyszłością i inne te pierdoły dla dorosłych.
Sama jest dorosła, ale nie używam tego argumentu.
– Ona cię kocha – to najwłaściwsze, co mogę powiedzieć.
– Jak to jest Luke, ktoś cię rodzi, wychowuje, rodzi ci rodzeństwo, które powinno być ci najbliższe na świecie, z którym pomimo różnic powinieneś być nierozłączny, bo nikt nigdy nie będzie z tobą tak spokrewniony jak rodzona siostra czy brat, a potem dorastacie i nagle wasze życia rozdzielają się na dwa i już nie czujesz, że masz drugą połówkę. Dlaczego muszę szukać drugiej połówki, gdzieś indziej niż w rodzinie? Dlaczego dorastając musimy tworzyć nowe rodziny, zaniedbując te pierwsze?
– Bo każdy musi przeżyć własne życie.
– Z obcymi, którzy nagle stają się bardziej znajomi niż rodzina? – obraca się do mnie, jakby dawała mi do zrozumienia, że ma na myśli mnie.
– Obcy, którzy stają się twoją drugą rodziną i jednocześnie nie zaniedbujesz tej pierwszej. Gina. Twoja siostra jest najlepszą młodszą siostrą jaką poznałem i wcale cię nie zaniedbuje.
Otwiera drzwi od pokoju i przez chwile nie odpowiada.
– Chciałabym, że czasem była tylko moją siostrą, a nie mamą, żoną i wygnaną córką.
– Ale czy to was jeszcze bardziej nie zbliżyło? Wszyscy się zmieniają, a ty pomimo tych zmian jej nie opuściłaś, ani ona ciebie. Jest kimś więcej niż tylko twoją siostrą i to chyba dobrze, prawda?
Wzrusza ramionami, jakby naprawdę musiała to przemyśleć i siada na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie, abym posadził tam swój tyłek.
– Chciałabym tylko, żebyśmy robiły coś razem, ale nie potrafię jej przekonać.
– Dzieciaki są jeszcze małe... – tłumaczę ją.
– Ta, wiem, a ja już jestem taka duża i powinnam to zrozumieć – przerzuca nogi przez moje uda – Pewnie łatwiej by było, gdybym miała własne dzieci, ale mam na to jeszcze czas, to, że ona się pośpieszyła.. – kręci głową – Nie myślę o niej źle, przepraszam.
– Nie mogłaś mi tego powiedzieć, zanim prawie pocałowałaś jakiegoś gówniarza? – wracam do tego o czym także powinniśmy porozmawiać.
– Przepraszam – przysuwa się do mnie i otacza ramionami moją szyję – Myślałam, że to koniec.
– Teraz rzeczy się zmienią – mówię twardo.
– Och, tak? – raczej bawi ją mój ton, zamiast przerażać.
– Tak – ściskam jej nogę – Będziesz spędzać u mnie dwie noce w tygodniu. Przyniesiesz do mnie trochę swoich rzeczy, a ja zostawię trochę u ciebie. Dostaniesz własny klucz, a nie ukryty. Zaprosimy na obiad Gavina i Glen wraz z dziewczynkami. Pójdziemy na obiad do moich rodziców, ale także do twoich. Zaproszę moich przyjaciół na grilla i ich także poznasz.
– Wow – jej oczy są wielkie z podekscytowania albo zaskoczenia albo obu – Rodzice, co?
– Rodzice na końcu – stwierdzam – I możemy zaplanować jakieś małe wakacje.
– Naprawdę? – teraz się uśmiecha.
– Nigdy nie chciałem ci zabrać tego, co kochasz, tylko muszę to wcześniej zaplanować, Gina.
Wtula się we mnie, jakby już usłyszała wszystko, co chciała i sama nie miała nic do dodania, ale szybko się to zmienia jak to z nią.
– A możemy tu zostać, chociaż na dwa dni? Proszę? – odchyla głowę, żeby spojrzeć mi w oczy – Mogę cię odpowiednio przekonać – siadam na mnie okrakiem – Co na to powiesz?
– Nie wiem, na razie nie czuję się przekonany...
Całuje mnie nagle, ostro, a jednocześnie z uśmiechem.
Chcę tylko, żeby przestała uciekać i żeby miała dom, w którym będzie czuła się bezpieczniej niż w nieznanych miejscach na różnych krańcach świata. No i może chcę być częścią tego domu...
***
Choroba nie służy ani pisaniu, ani skupieniu, ani chodzeniu na uczelnie, ale wrzucam rozdział. A co u was słychać? Zdrowi/chorzy? No i co myślicie o Ginie? Zmądrzeje? W każdym razie dla wszystkich zdrowych, życzę, żebyście utrzymali się w tym stanie i dla wszystkich chorych, żeby jak najszybciej wyzdrowieli.
CZYTASZ
Dressing up the mind {Luke Hemmings}
FanfictionGina jest impulsywna, rozrywkowa, myśli tylko o sobie, wydaje pieniądze rodziców, nie wie czym jest ciężka praca. Nigdy nie była w prawdziwym związku. Lubi jednonocne przygody. Luke jest jej kompletnym przeciwieństwem, osiąga sukces za sukcesem i k...