Rozdział 1: A miało być tak pięknie

1.7K 124 79
                                    

Fik z 2017, ze względu na jego popularność wrzucam i tu :) Gotowi na porcję absurdu?

***


Gdy Feliks usłyszał od pękającego z dumy członka rządu o najnowszym pomyśle Unii Europejskiej na obóz integracyjny dla personifikacji krajów członkowskich, w pierwszej chwili pomyślał, że się przesłyszał.

– Moment – uniósł dłoń, by przerwać trajkoczącemu politykowi i spojrzeć na z góry na błyszczącą łysinę, co prawda mimowolnie, bo przewyższał posła o głowę. – Proszę pana – zaczął spokojnie, chociaż zaczynał odczuwać irytację. Politycy jak zawsze uważali, że powinni decydować o życiu personifikacji; z kim mają się spotykać, gdzie spać (i z kim), gdzie nie spać (i z kim), gdzie wyjść na elegancki obiad, żeby robić dobry PR, kogo publicznie unikać... – My się znamy. Od paru dobrych setek lat, jak nie tysiącleci. Totalnie uważam, że nie potrzebujemy integracji.

– Ale to doskonała okazja na zacieśnianie stosunków! – Wykrzyknął polityk.

Feliks ugryzł się w język, by nie opowiedzieć ze szczegółami, jak potrafi zacieśniać stosunki z Litwą, bo jego rozmówca nie należał do zbytnio tolerancyjnych.

– I spokojnie, panie Łukasiewiczu! Nie będzie pan jedynym gospodarzem...

– Zaraz, jak gospodarzem...? – Zaczął Feliks.

– ... bo zaszczyt goszczenia personifikacji przypadł nie tylko nam, ale i naszym wschodnim sąsiadom...

Feliks szybko przeanalizował wschodnie granice. Litwa, Białoruś, Ukraina, na kogo wypadnie, na tego bęc... A nie, czekaj, Unia.

– O, z Licią to mogę gospodarzyć.

– Nie, proszę pana, nie o Litwę chodzi, ale o Białoruś. – polityk pokręcił głową.

– Co? – Feliks zmarszczył brwi. – Nie czaję, przecież pan od początku mówi o Unii, to skąd Białoruś? Przecież nie są w Unii i nieprędko będą.

– No cóż... – Polityk westchnął i potarł zmieszany łysinę. – To nie do końca tak. Unia mówi tylko o tym, żeby pan był gospodarzem... Po prostu w partii wpadliśmy na pomysł, że zrobi pan obóz integracyjny w Puszczy Białowieskiej i tak nieoficjalnie zaprosi pan pana Arlovsky'ego do współpracy... Wie pan, dwie pieczenie na jednym ogniu, on się zbliży po cichu do UE, a my będziemy mieć okazję do porozmawiania po cichu o naszych jabłkach i w ogóle. My zysk i on zysk. To co, panie Łukasiewiczu, możemy na pana liczyć?

Feliks westchnął ciężko, wiedząc, że i tak nie może odmówić i tylko wyciągnął papierosa z kieszeni.

– Ma pan ognia?

Zapalając papierosa, Feliks miał nadzieję, że ta cała banda psychopatów nie puści jego ulubionej puszczy z dymem. I nie do końca miał na myśli UE.

***

Feliks zapukał trzy razy w drzwi białego domku na przedmieściach Mińska. Czekał dłuższą chwilę, aż odpowie mu rozdrażniony głos ("Wejść!") i dopiero wszedł do środka.

– Siema, sąsiad.

Nikolai siedział na fotelu w sfatygowanym szlafroku, boso, trzymając w rękach kieliszek do whisky, w którym zamiast zachodniego trunku pływał kwas chlebowy. Patrzył na szkło tak, jakby chciał je zabić, co samo w sobie nie było niczym szczególnym.

Feliks uniósł brew. Jego wschodni kuzyni mieli coś takiego w sobie...

– Kawy, herbaty, wódki czy bimbru?

[aph] Niech zapłoną lasy i kniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz