– co ON tu robi?
Zduszony szept Feliksa dobiegł Nikolaia dokładnie w momencie, w którym Białoruś został znienacka chwycony za ramiona i wciągnięty we wnękę na korytarzu pensjonatu.
– Co ty robi... kto?
– ON – Feliks pośpiesznie nakreślił w powietrzu sylwetkę postawnego mężczyzny. – No, Wania! I to za wcześnie o godzinę! A myślałem, że kręci z Gilbertem po ostatniej imprezie i tylko z nim spędza czas! Dlaczego on tu jest? Przecież nie był zaproszony! I przecież miał nie widzieć po tym metanolu, jak to możliwe, że tak szybko mu przeszło? Co z moimi jabłkami?!
Nikolai wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
Feliks westchnął.
– Dobra, idę z nim pogadać. Jak rozmowa będzie trwała dłużej niż trzy minuty, dzwoń do mnie i udawaj ZUS, KRUS albo innego dręczyciela. Gdzie w ogóle jest Licia?
– Nie wiem – tym razem głos Nikolaia brzmiał jeszcze niewinniej, co automatycznie skierowało podejrzenia w jego stronę. – No dobra – burknął, wywracając oczami. – Miałem obgadać z nim jeszcze raz plan, nie? No to tak się trząsł i jąkał, że w końcu nie wytrzymałem i trochę go postraszyłem. Zwiał.
Feliks ponownie westchnął.
– Uroczy jak zawsze.
– Mówisz o mnie czy o nim?
– Domyśl się. Gdzie zwiał?
– Chyba do pani Jadzi – Nikolai ledwo zauważalnie się wzdrygnął.
Polska uśmiechnął się z odrobiną złośliwości. Ta korpulentna dojrzała kobieta definitywnie polubiła personifikację Białorusi – ciągle powtarzała mu, że jest słodki i powinien więcej jeść – a Nikolai był tą sytuacją przerażony.
– Niko, ja cię grzecznie proszę... Bądź miły dla ludności przez ten tydzień, to nie powiem pani Jadzi, gdzie jest twój pokój. I gdzie jest zapasowy klucz.
– Jak możesz tak sąsiada własnego szantażować? – Nikolai pokręcił głową, udając zranionego. – A ja ci tyle wódki za darmo dałem... Dobra, postaram się. Też mam interes w tej szopce. Ale powiedz kochasiowi, że mnie wkurza te jego dygotanie. Jak się ogarnie, to i dla Litwy będę miły.
Feliks patrzył na kuzyna w zamyśleniu, a potem się uśmiechnął.
– Spoko.
– Tak w ogóle – Nikolai oparł się o ścianę. – Nie przeszkadza ci to, Felia? Że on we mnie...?
Feliks spojrzał w stronę pokoju, który tymczasowo należał do niego i Litwy. Trzymając wzrok uparcie na nieruchomej, lśniącej od nowości klamce, pokręcił głową.
– Jesteśmy personifikacjami – stwierdził lekko, jakby to wszystko tłumaczyło. – To, co dotyczy ludzi, rzadko znajduje u nas zastosowanie. A teraz idę do twojego braciszka.
Nikolai stał tam jeszcze długą chwilę. Polska ma rację, pomyślał. Byli nieśmiertelni, żyli między budowaniem sojuszy a zdradami, dziesięciolecia umykały im niczym mrugnięcia okiem. Ten, kto stulecie temu był wrogiem, dziś był przyjacielem i traktowali to jak naturalną kolei rzeczy. Ich serca były pełne sprzeczności i chaosu, na przemian rozpalały się nienawiścią i miłością, by szybko zmienić front. Ludzkie definicje uczuć tylko pobieżnie określały to, co się działo między nimi.
Tak usilnie próbujemy być ludźmi, że zapominamy, że nie jesteśmy nimi, stwierdził gorzko w myślach.
***
CZYTASZ
[aph] Niech zapłoną lasy i knieje
FanficFeliks z Taurysem i Nikolaiem organizują tygodniowy obóz integracyjny dla Unii Europejskiej. Muszą poradzić sobie z brakiem funduszy, rozrywkami dla zaproszonych gości, wyżywieniem i zakwaterowaniem, irytującym RusPrusem(?) oraz z tym, by Puszcza Bi...