Rozdział 4: A miało być miło

1.1K 99 36
                                    

Nikolai spojrzał ponuro na pokój numer jeden. Jeśli dobrze pamiętał, mieszkał tu Arthur, którego po dłuższej dyskusji jednak zaprosili. Nikolai średnio widział w tym sens, skoro ów gość zadeklarował wyjście z UE (i to nawet nie wyjście po angielsku), ale Feliks stwierdził, że przyda się ktoś, to ostudzi seksualne zapędy Francji. Nikolai uważał, że Francisa mogłoby się wysłać do kuchni, do pani Jadzi, ale przegrał w decydującej rozgrywce w kamień, papier, nożyce.

– Oh my god! What a beautiful sunset! Awesome!

Nikolai westchnął i zebrał się w sobie, słysząc trzask otwieranego w pokoju okna. Zerknął na lusterko wiszące na korytarzu obitym nową boazerią i zmusił się do szerokiego uśmiechu. Tak jak podejrzewał, wyszło przerażająco, więc z rezygnacją przerzucił się na konwulsyjnie zaciśnięte szczęki, które można było nazwać uśmiechem tylko przy dużej dozie umowności. Zapukał.

– Tak? – Anglia, jak zwykle w nieodłącznym krawacie, otworzył drzwi i patrzył na Białoruś pytająco.

Na widok tego eleganckiego stroju Nikolai nie mógł się nie wyszczerzyć w sposób dość sadystyczny, wyobrażając sobie jego stan po siedmiu dniach w tym miejscu. Arthur, zbity z tropu, zawahał się z ręką na klamce. Nikolai zmusił się do zapanowania nad sobą.

– Nadszedł czas na pierwszą atrakcję – wydusił, przeklinając w myślach Polskę. On nie potrafił być miły! Ale lepsze to, niż tłuste ręce pani Jadzi. – Zapraszam... eeee... na salo... do salonu na parterze za piętnaście minut.

To samo powtórzył z kolejnymi czterema pokojami, czyli z Francją, Włochami w liczbie mnogiej, Hiszpanią, Niemcami i Węgrami. Nikolai, śmiertelnie zmęczony tymi interakcjami społecznymi zatrzymał się przy pokoju siódmym, zajmowanym przez Feliksa i Taurysa.

– Masz wódkę? – Spytał, otwierając drzwi bez pukania.

Taurys, który szukał właśnie w komodzie bluzy na wieczór, wystraszony prawie zszedł na zawał.

– T–t... Ech. – Litwa ciężko westchnął i zebrał się w sobie, przypominając sobie rozmowę z Feliksem. – Tak, jasne. W barku jest, nalej sobie.

Taurys, zadowolony, że udało mu się zapanować nad sobą, patrzył jak Białoruś nalewa sobie kieliszek czystej. Po wychyleniu kolejnych siedmiu Nikolai ciężko westchnął i oparł się rękami o parapet.

– Litwa – zaczął cicho, gdy wódka zaczęła działać i pieczenie w gardle zamieniło się w wewnętrzny ogień, który od setek lat dawał słowiańskim personifikacjom siłę do życia. – Damy radę to ogarnąć?

– Musimy – słysząc niepewny ton Białorusi, Litwa postanowił wziąć się w garść. – Wszystko mamy rozplanowane, nic nie może pójść źle.

Nikolai posłał mu ciężkie spojrzenie.

– Czy ty aby nie zapomniałeś, że organizujemy to na spółę z Feliksem? Nie byłbym taki pewny.

– No tak – Taurys lekko przygasł. – Ale on ma dobre intencje.

– Jasne, że ma. Ale mojemu kochanemu kuzynowi często przytrafiają się niemiłe rzeczy, nawet jeśli ma dobre intencje. A zresztą, czym ja się przejmuję? – Białoruś nagle się uśmiechnął, a Taurys powstrzymał dumnie odruch ucieczki. – To wasza Unia.

– Ale twoja i Feliksa puszcza.

– Kurwa... – Nikolai przetarł dłonią twarz. – Dobra. Do roboty. Zaprosiłeś ludzi z piętra?

– Tak, prawie... Czy... – Litwa wskazał na sufit. – Zapukasz do trzynastki?

– Nie trzeba. Wania z Prusakiem pukają od pół dnia. Się pukają.

[aph] Niech zapłoną lasy i kniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz